Globalne spowolnienie powoli staje się faktem

Łukasz Bugaj, analityk DM BOŚ
?ukasz Bugaj, analityk DM BO?
?ukasz Bugaj, analityk DM BO?

W ostatnim czasie inwestycyjne oczy świata zwrócone są na Chiny a słabnąca kondycja gospodarcza tego państwa obwiniana jest za potężne spadki oraz wzrost zmienność na rynkach finansowych. Wydaje się jednak, że to jedynie część prawdy, co dość dobrze zobrazował pierwszy dzień miesiąca, który tradycyjnie przyniósł serię publikacji przemysłowych wskaźników PMI dla głównych gospodarek świata. Owszem, najsłabiej wypadły Chiny, gdzie oficjalne wskazanie indeksu spadło do najniższego poziomu od trzech lat, a to podawane przez Caixin/Markit wypadło najniżej od pamiętnego marca 2009 roku. Nie było to jednak żadnym zaskoczeniem, gdyż już wcześniej dane wstępne pokazywały nawet gorszy obraz chińskiego przemysłu. Jedyne co mogło budzić większy niepokój, to zaskakująco słaba postawa usługowego indeksu, który w wersji podawanej przez Markit wyraźnie zniżkował z 53,8 pkt. do ledwo 51,5 pkt. To niekorzystana wiadomość, gdyż oczekiwana zmiana modelu chińskiego wzrostu z przemysłowego na usługowy może łapać zadyszkę, choć niektórzy próbują tłumaczyć słabszy odczyt czynnikami jednorazowymi, szczególnie że oficjalny indeks podobnego spowolnienia nie doświadczył. Odpowiedź na tę zagadkę poznamy dopiero po analizie kolejnych danych. Z cyklicznym spowolnieniem wzrostu w Chinach jednak nie można dyskutować i nie jest to twierdzenie szczególnie nowe, gdyż zadyszka Państwa Środka postępuje już mniej więcej od roku. Dotychczas jednak nie wywoływała ona większych perturbacji i najbardziej odczuwana była w azjatyckich krajach najsilniej powiązanych gospodarczo z Chinami. Teraz sytuacja nieco się zmieniła, gdyż spowolnienie zaczynamy obserwować również w dalszych geograficznie obszarach, takich jak Europa czy USA. Przeczy to nieco rynkowemu konsensusowi, który ten rok rozpoczynał z wizją przyspieszenia globalnego wzrostu w drugiej połowie roku. Teraz takie oczekiwania można uznać za nieaktualne i przyczynią się do tego nie tylko Chiny. Właśnie ta wizja „rozprzestrzeniającego się spowolnienia” najbardziej martwi inwestorów i dlatego rynki akcyjne pierwszego dnia września nie mogły zaliczyć do udanych.

Spójrzmy na konkretne dane zaczynając od Azji, która najbardziej dotknięta została chińskim spowolnieniem. Otóż w Indonezji indeks PMI jedenasty miesiąc z rzędu wypadł poniżej granicznego poziomu, a w Korei Południowej zrobił to po raz szósty. Zresztą bardzo słabe okazały się dane o koreańskim eksporcie, który w sierpniu zniżkował aż o 14,7% względem poprzedniego roku. W przypadku Tajwanu indeks PMI okazał się najsłabszy od prawie trzech lat, a w dotychczas odpornych Indiach też zanotowano spadek względem lipca. W Europie na poziomie przemysłowego indeksu PMI dla całej strefy euro na pierwszy rzut oka nic szczególnego się nie wydarzyło. Spadek z 52,4 pkt. do 52,3 pkt. był kosmetyką. Inaczej sytuacja wygląda po bliższym przyjrzeniu się tym danym. Otóż dobre zachowanie wspomnianego wskaźnika wynikało z zaskakująco silnego odczytu z Niemiec, co pozostaje jak na razie nierozwiązaną zagadką w kontekście znaczenia eksportu z tego kraju do Chin. Kondycja innych krajów już nie wypadła tak dobrze. Najsilniejszy dotychczas przemysł irlandzki osłabł ze spadkiem indeksu z 56,7 pkt. do półtorarocznego minimum na poziomie 53,6 pkt. Podobnie we Włoszech zaobserwowano spadek z 55,3 pkt. do 53,8 pkt. Trzeci miesiąc z rzędu zniżkował też indeks przemysłowy dla Hiszpanii (do prawie rocznego minimum na wysokości 53,2 pkt. z 53,6 pkt. poprzednio). Nieco słabiej od prognoz wypadła również publikacja z Wielkiej Brytanii, a amerykański indeks ISM zniżkował do ponad dwuletniego minimum. Zresztą dane z USA były jednym z większych negatywnych zaskoczeń, gdzie subkomponent nowych zamówień spadł aż o 4,8 pkt. do 51,7 pkt. Cały czas słabo prezentował się też eksport ze wskazaniem na poziomie 46,5 pkt.  

Z pewnością nie można mówić, że dane w większości były fatalne, ale ich wydźwięk dość dobrze wskazał, że globalny przemysł – mimo wciąż obserwowanego i dalej spodziewanego wzrostu – złapał pewną zadyszką. Z jednej strony sektor ten w rozwiniętym świecie stanowi niewielką część aktywności gospodarczej i niekoniecznie musi bezpośrednio przekładać się na dane o PKB. Z drugiej jednak strony, historycznie rzecz biorąc, przemysł reagował najszybciej na wszelkie oznaki spowolnienia, a sektor usług, mimo początkowej odporności, później w mniejszym lub większym stopniu szedł jego śladem. Sama odporność usług została na chwilę obecną potwierdzona publikacjami wskaźników PMI dla tego sektora, które generalnie pokazały się od dobrej strony, zarówno w Europie jak i USA. W przypadku całej strefy euro wskaźnik usługowy wypadł nawet nieco lepiej od odczytu wstępnego i z poziomem 54,4 pkt. wskazywał na przyspieszenie względem poprzedniego miesiąca i powrócił do czteroletniego maksimum z czerwca. Tego typu dane przeczą kasandrycznym wizjom, ale jednocześnie potwierdzają historyczną normę, że to nie w usługach widać pierwsze oznaki możliwych problemów.     

Co to wszystko oznacza? Po pierwsze, kwestia spowolnienia nie dotyczy już tylko Chin, ale poprzez powiązania handlowe rozlewa się na całym świat i właśnie dlatego rynki reagują w tak nerwowy sposób. Po prostu potwierdziły się obawy, że problem Państwa Środka nie pozostanie odizolowanym od reszty świata. Po drugie, o recesji ma miarę tej z 2008 roku jak na razie nie ma mowy. Świat musi się dostosować do cyklicznego spowolnienia w Chinach, które najprawdopodobniej trwać będzie nadal. Nie musi to jednak oznaczać strukturalnych problemów i definitywny koniec hossy rozpoczętej w 2009 roku. Chińczycy dalej będą chętnie kupowali europejskie samochody i towary z wyższej półki, tyle że w nieco mniejszych ilościach niż się tego spodziewano. W tym kontekście już rozpoczął się proces redukcji oczekiwań co do przyszłej dynamiki wzrostu. Przykładowo Morgan Stanley obniżył swoją prognozę przyszłorocznego wzrostu strefy euro z 2,2% do 1,9%. To samo uczynił Europejski Bank Centralny zarówno dla obecnego roku, jak i dwóch kolejnych. Wczoraj w odniesieniu do 2016 i 2017 roku podobnie zachowała się Rezerwa Federalna w przypadku do gospodarki USA. Nie pozostanie to bez wpływu na Polskę, gdzie wzrost PKB rzędu 4% wydaje się już poza zasięgiem krajowej gospodarki, szczególnie jeżeli spojrzymy na strukturę sierpniowych subindeksów krajowego wskaźnika PMI, który zaskoczył negatywnie zapewne nie tylko z powodu upałów i ograniczeń w dostawie prądu. O katastrofie nie ma jednak mowy, ale o powoli stającym się faktem globalnym spowolnieniu już tak. Wiele jednak wskazuje na to, że tym razem Europa lepiej sobie podczas niego poradzi niż w trakcie poprzedniej gospodarczej zawieruchy z 2012 roku, która nieszczęśliwie zbiegła się z europejskim kryzysem zadłużeniowym.  Teraz epicentrum problemów jest gdzie indziej i dotyczy głównie Azji z Chinami na czele.