Green Caffè Nero: kawiarnia ma szansę na osiągnięcie rentowności przy minimum 300 klientach dziennie

CEO Magazyn Polska

Sieć kawiarni to bardzo ryzykowny biznes, podkreśla współwłaściciel i prezes Green Caffè Nero. Kawiarnie, by zarobić, muszą codziennie ściągać co najmniej 300 klientów. Wymagają zatem dobrych lokalizacji, a więc bardzo drogich, co sprawia, że udział czynszu w kosztach rośnie, a wraz z nim koszt ryzyka nietrafionej lokalizacji.

Green Caffè Nero to sieć ponad 30 warszawskich kawiarni, zlokalizowanych głównie w centrum, przy głównych ulicach oraz w prestiżowych centrach handlowych i biurowcach. Specjalizuje się w produktach wysokiej jakości, sprzedaje wyłącznie własne wypieki i samodzielnie sprowadzaną kawę.

Kawa jest głównie z Ameryki Środkowej – tłumaczy w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Inwestor Adam Ringer, prezes Green Caffè Nero. – Kawę mamy z Caffè Nero, którą kontraktuje na plantacjach: częściowo mamy kawę z palarni własnej Nero, a częściowo palimy ją u siebie w kawiarniach. Kiedyś mieliśmy plany, żeby palić w każdej lokalizacji, ale okazuje się, że trudno dostać zezwolenia, więc musieliśmy z tego zrezygnować.

Taka strategia firmy generuje spore koszty. Nie tylko wymaga inwestycji w drogie lokale i kosztowne produkty. Wiąże się też ze sporym ryzykiem kursowym, bowiem duża część tego, za co firma płaci, wyliczana jest w obcych walutach.

Nasze czynsze są bardzo często wyrażone w euro – podkreśla Adam Ringer. – Więc, jeżeli złoty, np. przez jakieś machinacje polityczne, spadnie, to my to natychmiast odczujemy. Za maszyny, które zakupujemy, płacimy w euro, rzadziej w dolarach. Kawa, którą zakupujemy, jest albo w euro, albo w dolarach, albo w funtach. Jeżeli tutaj zacznie się coś złego dziać, to my przecież nie podwyższymy cen, żeby zrekompensować koszty.

Jeżeli wszystko idzie bardzo dobrze, to – jak informuje prezes Green Caffè Nero – sieć osiąga zysk EBITDA na poziomie 8-10 proc. Warunkiem powodzenia jest odpowiednia frekwencja w kawiarniach, a liczba klientów musi być znacznie wyższa niż np. w restauracji.

Restauracja może żyć z 80-90 klientów, poza tym taki lokal jest bardzo często punktem docelowym. Jak restauracja jest dobra, to nawet jeśli znajduje się w zaułku, klient ją znajdzie i przyjdzie. My, żeby to się kręciło, musimy mieć minimum 300 rachunków dziennie, czyli tutaj zarabia się na liczbie klientów, a to oczywiście oznacza, że musimy mieć lokale tam, gdzie tych klientów jest dużo. W związku z tym płacimy wysokie czynsze, bo za dobrą lokalizację trzeba sporo zapłacić.

W przychodach Green Caffè Nero 45-50 proc. to kawa, a kolejne 45 proc. to  jedzenie, głównie własne wypieki i kanapki. Nie jest to struktura korzystna, bo jak mówi Adam Ringer, na kawie zarabia się znacznie lepiej niż na ciastach. Przyznaje jednak, że od 10 lat ten udział kawy w przychodach jest mniej więcej taki sam. Firma chciałaby go zwiększyć, jednak jak mówi prezes sieci, to klient wybiera i jeżeli lubi serwowane w sieci jedzenie, to nie ma powodu, żeby to zmieniać.

Kiedy się rozwijaliśmy, to myślałem, że jak będziemy mieli 6-7 kawiarni, to ja będę miał na emeryturę. Jak mieliśmy 6-7 kawiarni, to mimo że lokale były pełne ludzi, pieniędzy nie było z tego żadnych. Myślałem, że jak będzie 10-15 to wszystko będzie dobrze, ale okazało się, że i to było źle policzone, bo ekonomia małej, prywatnej kawiarni, gdzie mąż robi kawę albo dwaj przyjaciele czy przyjaciółki i jeden stoi na kasie, jest zupełnie inna niż sieci.