Likwidacja tzw. groszówek mogłaby doprowadzić do zmian w strategiach sieci handlowych

Andrzej Maria Faliński, ekspert rynku handlowego

We Włoszech trwa dyskusja na temat wycofania drobnego bilonu. Według naszych ekspertów, w Polsce też należy to rozważyć. Konsekwencją rezygnacji z 1 i 2 groszy mogłoby być zaokrąglanie cen, które będzie prowadzić zarówno do ich podwyżek, jak i obniżek. Duże sieci byłby w stanie zyskać na obu zabiegach i to podwójnie.

Jak przypomina ekonomista Łukasz Białek, w ostatnich latach monety o najmniejszych nominałach przestały emitować takie kraje, jak Irlandia, Dania, Australia, Finlandia, Holandia, Szwecja, Kanada oraz Węgry. Tamtejsze rynki detaliczne nie odnotowały w związku z tym żadnych negatywnych skutków. U nas, temat pozbycia się najdrobniejszego bilonu był mocno obecny w przestrzeni publicznej 4 lata temu. Wówczas NBP przedstawił projekt ustawy o wycofaniu z obiegu monet o wartości 1 i 2 gr. Jednak, Ministerstwo Finansów sprzeciwiło się temu rozwiązaniu. Kluczowym uzasadnieniem była obawa o to, że sprzedawcy zaczną zaokrąglać ceny w górę, co byłoby niekorzystne dla konsumentów.

– Uważam, że temat wycofania tzw. groszówek należy ponownie poruszyć, ponieważ ich użyteczność stale spada. Po wydaniu reszty klientowi, taka moneta trafia do portfela i bardzo często jest już nieużywana, a jedynie magazynowana, np. w słoiku. Konsumenci niechętnie używają tak drobnych pieniędzy, bo muszą zgromadzić ich ogromną ilość, aby dokonać jakiejkolwiek transakcji. W związku z tym, że monety nie wracają do obiegu, są produkowane kolejne ich partie. I tak koło się zamyka. Pojedyncze grosze nie są zliczane jako kapitał, ale w perspektywie roku okazuje się, że jednak znacząca kwota, zatrzymywana w domowych pojemnikach, znika z rynku – mówi Norbert Kowalski, Dyrektor Zarządzający w Grupie AdRetail.

Zdaniem Łukasza Białka, argumentem przemawiającym za likwidacją najdrobniejszego bilonu jest problem z wydawaniem reszty. Pieniądz powinien ułatwiać zawieranie transakcji, a nie komplikować jej realizację. Klienci często słyszą od kasjerów, że nie mają im wydać 1, 2 lub 5 groszy. Wielu Polaków, spiesząc się, rezygnuje z czekania na drobne monety. Niemniej, trudno znaleźć miarodajne statystki, które potwierdzałyby problemy z wydawaniem reszty w naszym kraju.

Kto straci, a kto zyska?

– Owszem, z perspektywy sprzedawcy, niewydawanie klientowi reszty, w postaci drobnego bilonu, oznaczałoby wygodę, a także mniejsze koszty zarządzania gotówką. Jednak, z drugiej strony, zaszłaby konieczność zaokrąglenia cen. Jedni by je podnieśli, inni – obniżyli. Po czasie okazałoby się, która część rynku znalazłaby się w gorszej sytuacji. W obu przypadkach nastąpiłaby jednak znacząca zmiana w zakresie promowania, bowiem końcówka 99 po przecinku obecnie zachęca klientów do kupowania i podnosi sprzedaż towarów – przewiduje dr Maria Andrzej Faliński, ekspert rynku detalicznego.

Natomiast, Norbert Kowalski uważa, że dla małych i średnich sklepów, które nie mają wysokich promocji, wycofanie tzw. groszówek nie powinno przynieść negatywnych skutków. Z kolei, w przypadku dużych formatów, np. hipermarketów, nie da się ocenić skali utrudnienia, w zakresie planowania promocji. Z badania „This Number Just Feels Right: The Impact of Roundedness of Price Numbers on Product Evaluations” (2015) wynika, że okrągłe ceny sprawdzają się wyłącznie w przypadku zakupów robionych pod wpływem emocji. Klienci są wtedy w stanie szybciej obliczyć koszt produktu. Jeśli zatem sieci dobrze się przygotują do ewentualnej zmiany, to niczego nie stracą, a wręcz zyskają możliwość zaprojektowania nowej strategii cenowej.

– Duże sieci handlowe straciłyby najmniej lub wręcz skorzystałyby na tym zabiegu, i to podwójnie. Zaokrąglając cenę w górę, skorzystałyby na niej literalnie. Zmieniając zaś w dół, mogłyby zyskać na obrocie, który często sięga miliardów złotych. Wynikałoby to z tego, że więcej klientów zdecydowałoby się na zakupy po symbolicznie niższej, ale jednak bardziej pociągającej, cenie. Do tego doliczyć trzeba by było znacząco większy, niż w całym rynku, udział transakcji elektronicznych, sięgający do 50%. Zatem kłopot, wprawdzie minimalny, ale faktyczny, miałyby raczej małe podmioty sektora handlu. Nie dysponując skalą sklepów dużych, uzyskałyby groszowe przychody z zaokrąglenia w dół – wyjaśnia dr Maria Andrzej Faliński.

Bezgotówkowa dyskryminacja?

Tymczasem, Łukasz Białek zapewnia, że handel oraz klienci nie stracą na usunięciu 1 i 2 groszy. Konsumpcja wewnętrzna nie zmieni swojej dynamiki. Cena zaokrąglona np. do pełnych 5 zł, 4,90 zł czy też 4,95 zł, zamiast 4,99, nie powstrzyma ludzi przed robieniem zakupów. Zarówno sprzedawcy, jak i kupujący, bez przeszkód, dostosują się do nowych uwarunkowań. Ponadto, rozwija się handel internetowy, a także rośnie rynek płatności bezgotówkowych w sklepach stacjonarnych. W obu rodzajach transakcji nie mają znaczenia groszowe końcówki. Ekspert wskazuje na dane globalnej firmy, emitującej karty płatnicze. Wynika z nich, że co 4 polski konsument płaci zbliżeniowo codziennie lub prawie codziennie. To ponad 3-krotnie więcej, niż wynosi średnia europejska.

– Lekceważeniu najniższych nominałów najbardziej sprzyja upowszechnienie płatności elektronicznych. Tutaj każda kwota, wprowadzona do terminala, jest dobra i zaokrąglenie niczego nie zmienia. To 1/3 transakcji detalicznych. Biorąc pod uwagę, obroty na rynku, to jednak nie jest zbyt wiele. Stanowczo odradzam wycofywania z obiegu 1 i 2 groszy. Doszłoby bowiem do dyskryminacji tradycyjnych formatów, w których przyjmowanie płatności elektronicznych wprawdzie rośnie, ale jest wyraźnie niższe, pomimo poprawy opłacalności instalacji stosownych urządzeń. Tym samym więc kłopoty, związane z gotówkową sprzedażą po cenach zaokrąglanych, dotknęłyby te podmioty w większym stopniu – zauważa dr Maria Andrzej Faliński.

Jednak Łukasz Białek zwraca uwagę na dynamiczny wzrost liczby terminali płatniczych. Jeszcze w 2010 roku w Polsce było ich 252 tysięcy, a w 2015 roku – 465 tys., co oznacza przyrost o ponad 84%. Według NBP, na koniec 2016 roku w Polsce działało 531 tys. terminali POS, z czego 485 tys. akceptowało płatności zbliżeniowe. Z kolei, z 37 mln wszystkich kart płatniczych w Polsce aż 28 mln posiada „antenkę” do płatności bezstykowych. To 77% ogółu wszystkich kart. Ponadto, jak wynika z raportu „Future of Retail” z 2016 roku, Polska zajmuje 3. miejsce, po Hiszpanii i Wielkiej Brytanii, pod względem gotowości do obsługi tzw. klienta przyszłości. Świadczy o tym nasza otwartość na wielokanałowość handlu i rosnące znaczenie urządzeń mobilnych. W Polsce już obecna technologia zbliżeniowa NFC pozwala na to, aby do terminali zbliżeniowych przykładać smartfon, zegarek czy nawet brelok i zrealizować transakcję.

Promocje bez końcówek

– Bez cen zakończonych wartością 99 po przecinku, można nadal tworzyć atrakcyjne oferty, proponując np. 2 produkty za 3 zł albo jeden – w kwocie 9,90 zł. Wystarczy odpowiednio dostosować przekaz i reklamę do produktu oraz emocji, jakie on wywołuje. Należy przeanalizować, czy jest to zakup codzienny, czy raczej planowany bądź impulsywny. Uważam, że wycofanie tzw. groszówek pociągnie za sobą więcej możliwości, niż utrudnień. Zarówno sieci, jak i konsumenci powinni szybko się zaadaptować do nowej sytuacji – przekonuje Norbert Kowalski.

Jak podkreśla Łukasz Białek, przy poprzedniej debacie publicznej, w sprawie projektu NBP, handlowcy twierdzili, że rzekomo wpłynie on niekorzystnie na ich zabiegi marketingowe. Według eksperta, czas przyznać, że pokazywanie ceny np. 9,99 zł, zamiast 10 zł, to działanie najbardziej prymitywne i manipulujące umysł klienta. Oczywiście specjaliści wyjaśnią, że tego typu praktyki to poważne elementy psychologii sprzedaży. Natomiast, marże produktów, również tych po rabatach, są na tyle wysokie, że konsumenci często przepłacają za towary nawet po kilkaset procent. Dotyczy to np. artykułów szybko zbywalnych, które są kupowane w Azji za kilka dolarów i sprowadzane do europejskich sieci handlowych.

– Po zlikwidowaniu 1 i 2 groszy, sieci i inne duże firmy handlowe prawdopodobnie opracują nowe rodzaje wyprzedaży, np. realizowane elektronicznie. Wybranych artykułów klienci nie kupią za gotówkę, bo jeden towar na sklepie nie może mieć dwóch cen. Sprzedawcy zastosują pewnie łączone promocje. To znaczy, cena danego artykułu będzie miała końcówkę 99 groszy, a drugiego do pary – 51 gr. Możliwości oczywiście jest wiele, w tym rezygnacja z rabatów. Praktyka zdecydowałaby o kierunku ewentualnych zmian – przyznaje dr Faliński.

Podsumowując, Łukasz Białek zwraca uwagę na to, że handlowcy często powołują się na zwiększanie obrotów przez ceny z końcówkami 0,99 lub 0,98. Jeżeli nawet nie będzie monet o najniższych nominałach, to sprzedawcy wcale nie zaokrąglą kwot w górę. Jeżeli równe sumy nie przyciągają uwagi klientów, to ten zabieg byłby dla nich niekorzystny. Jeśli przyjmiemy za wiarygodne ich uzasadnienie o potrzebie pokazywania ceny z przecinkiem, to będą oni wręcz zmuszeni stosować tzw. obniżki nie o 1 czy 2 grosze, ale o 5 czy 10 groszy. W ten sposób, uzyskane wartości działałyby na nas zachęcająco.