Przed nami podwyżki cen paliw

Marcin Lipka
Marcin Lipka, główny analityk Cinkciarz.pl

Przed nami bardzo krótki okres z nieco niższymi kosztami tankowania. Wydarzenia na globalnym rynku ropy sugerują, że ceny paliw na polskich stacjach mogą szybko wzrosnąć i jeszcze przed wakacjami wrócić do poziomów sprzed długiego majowego weekendu, czyli ponad 4,5 zł za diesla i ponad 4,7 zł za bezołowiową 95 – pisze Marcin Lipka, główny analityk Cinkciarz.pl.

Od połowy kwietnia mieliśmy do czynienia z silnymi spadkami cen paliw na rynku europejskim. Litr podstawowej benzyny bezołowiowej w holenderskich i belgijskich portach obniżył się z 1,83 zł do 1,54 zł. Biorąc pod uwagę zależności pomiędzy hurtem i detalem, powinno to w najbliższych dniach sprowadzić średnie ceny popularnej bezołowiowej 95 do stanu 4,50 zł/litr. Byłoby to o ponad 20 gr mniej niż w trakcie długiego majowego weekendu.

Jeszcze więcej powodów do zadowolenia mogą odczuć użytkownicy diesli. Na początku tygodnia litr takiego paliwa na rynku kosztował 1,43 zł. To prawie 30 gr mniej niż w połowie zeszłego miesiąca. Dzięki temu średnia cena oleju napędowego powinna niedługo oscylować wokół poziomu 4,30 zł/litr.

Radość kierowców potrwa jednak krótko, ponieważ ceny ropy naftowej już rosną, a perspektywy dla tego surowca zaczynają bardziej faworyzować producentów niż konsumentów.

Wątłe podstawy spadków

Ostatnie spadki cen europejskiej ropy Brent z 55 do 47 dol. za baryłkę wynikały z kumulacji negatywnych informacji dla tego surowca. Po pierwsze cały czas rośnie wydobycie z amerykańskich łupków. W USA wynosi ono dziennie ponad 9,3 mln baryłek, podczas gdy latem ub.r. było 8,5 mln. Pozwalało to również utrzymać zapasy ropy naftowej blisko historycznych rekordów w Stanach Zjednoczonych, co wywoływało globalną presję na spadki ceny.

Na początku maja pojawiły się również spekulacje, że OPEC może nie przedłużyć listopadowego porozumienia o ograniczeniu wydobycia. Choć te doniesienia nie zostały potwierdzone przez żadnego z oficjeli kartelu, to wraz ze spadkami cen metali przemysłowych i obawami o kondycję gospodarczą Chin popchnęły ceny odmiany Brent o 10 proc. w dół podczas pierwszego tygodnia maja.

Niebagatelny wpływ na krótkoterminową wycenę ropy ma również zachowanie inwestorów finansowych. Przed długi czas zakładali oni wzrost cen. Kiedy jednak nic takiego nie następowało, inwestorzy zaczęli redukować pozycje zakładające wyższe ceny surowca. To dodatkowo pogłębiło ostatnią przecenę.

Gwałtowny wzrost deficytu i spadek zapasów

Podstawowym celem OPEC i innych krajów, które przystąpiły do zeszłorocznego ograniczenia wydobycia, było przerwanie globalnego trendu rosnących zapasów ropy naftowej i jej produktów. Obecnie, według danych Międzynarodowej Agencji Energetycznej (IEA), wynoszą one 3,05 mld baryłek, a to ok. 300 mln więcej niż średnia z lat 2011-2014.

W marcu OPEC wydobywał 31,9 mln baryłek dziennie, czyli ponad 2 mln mniej niż w listopadzie 2016 r. Jednak zimą produkcja kartelu i tak jest zwykle mniejsza, a więc w porównaniu z podażą z marca ub.r. (32,3 mln) ubyło tylko 400 tys. baryłek.

Biorąc pod uwagę, że produkcja z USA jest wyraźnie wyższa niż rok temu i fakt stosunkowo niewielkiego przyrostu popytu w pierwszym kwartale 2017 r. (1,1 mln baryłek – według danych IEA), redukcja zapasów następowała zdecydowanie wolniej niż można było oczekiwać. To spowodowało, że ceny ropy zamiast oscylować blisko 55-60 dol. za baryłkę spadły do ok. 50 dol.

Wszystko wskazuje jednak na to, że zapasy mogą zacząć się bardzo szybko kurczyć. OPEC na spotkaniu zaplanowanym na 25 maja z bardzo dużym prawdopodobieństwem zdecyduje się na przedłużenie ograniczenia produkcji. Będzie to oznaczać, że ubytek ropy w porównaniu do zeszłego roku osiągnie aż 1,5-2 mln baryłek w ujęciu dziennym.

IEA w kwietniu przewidywała natomiast globalny wzrost popytu w trzecim oraz czwartym kwartale na poziomie odpowiednio 1,3 oraz 1,4 mln baryłek. Nawet zakładając, że wydobycie w USA będzie dalej silnie rosło, to najwyżej zaspokoi przyrost popytu, ale nie skompensuje cięć ze strony OPEC.

W rezultacie więc popyt przewyższy podaż nawet o 1,5-2 mln baryłek dziennie, a kartelowi może się udać zredukować globalne zapasy o 200-300 mln baryłek do końca roku.

Kierowcy zapłacą więcej

Opublikowane w minioną środę cotygodniowe dane amerykańskiego Departamentu Energii (EIA) mogą sugerować zmieniający się trend utrzymywania zapasów ropy naftowej. Ich spadek w USA był największy w tym roku i wyniósł 5,25 mln baryłek. Spowodowało to, że w ciągu jednego dnia ceny Brent wzrosły o 3 proc. i powróciły ponad granicę 50 dol.

Kolejny negatywnym sygnałem dla konsumentów będzie oczekiwana na 25 maja decyzja o przedłużeniu porozumienia OPEC na drugą połowę roku. Powinna ona spowodować, że Brent wróci do przedziału 55-60 dol. za baryłkę, czyli wzrośnie o kolejne 10 proc. Tym samym jeszcze w maju możemy zobaczyć wyraźnie wyższe ceny paliw, a przed wakacjami koszt litra diesla oraz benzyny bezołowiowej może znowu przekraczać – odpowiednio – 4,5 i 4,7 zł.