Płoną „płuca Ziemi” – pożary nie tylko w Amazonii

    Kamil Wyszkowski, reprezentant i prezes rady Global Compact Network Poland
    Kamil Wyszkowski, reprezentant i prezes rady Global Compact Network Poland

    W ostatnim czasie media alarmują o płonących „płucach Ziemi” w Ameryce Południowej. Pożary to problem, który dotyka jednak nie tylko Amazonię. Płoną lasy tajgi i tundry – czyli podbiegunowych obszarów półkuli północnej, położonych na terenach Kanady, Rosji i Alaski. Tamtejszą sytuację pogarszają także płonące torfowiska. Problem ten jest równie poważny w Centralnej i Południowej Afryce, Australii oraz w Oceanii. Niedawno dotyczył także Kalifornii. Intensywność trwających obecnie pożarów nie jest największa w skali globalnej. Sytuacja wygląda najgroźniej w Afryce. Tamtejsze straty są największe biorąc pod uwagę przetrzebiony z terenów zielonych kontynent. Afrykańskie lasy znikają – czego najlepszym przykładem jest Madagaskar, gdzie w ciągu zaledwie ostatnich kilkudziesięciu lat utracona została niemalże cała pokrywa leśna. W przypadku Amazonii skala problemu nadal jest jednak duża. Pojawia się pytanie, dlaczego tak trudno ugasić pożary, które mają dziś miejsce.

    – Region ten stanowi ogromny kompleks deszczowej puszczy tropikalnej, zajmujący powierzchnię porównywalną do Europy. Znajduje się na terenie 9 krajów współzarządzających całym obszarem. Koordynacja ich współpracy jest bardzo utrudniona z powodów politycznych.Niektóre z państw pozostają nawet w konflikcie – powiedział serwisowi eNewsroom Kamil Wyszkowski, przedstawiciel i prezes Rady Global Compact Network Poland – Tymczasem pożary są rozproszone, a odległości między nimi a najbliższymi skupiskami ludności to często tysiące kilometrów. Trwający dziś, największy pod względem zajmowanej powierzchni pożar w Amazonii, obejmuje obszar o promieniu równym odległości pomiędzy Warszawą a Białymstokiem. Akcje gaśnicze prowadzone są z użyciem samolotów, a ich koszt jest ogromny. Do tego dochodzi problem wysychania puszczy amazońskiej z powodu braku wody – mimo, że w skali globalnej kumuluje ona w sobie ok. 20 proc. zasobów wody słodkiej. Na jej obrzeżach wciąż dochodzi do podpaleń, które mają na celu pozyskanie terenu pod uprawę soi czy hodowlę bydła. Pożary, zwłaszcza w południowych krańcach Amazonii, są więc dziełem człowieka. W pozostałej części powstają one samoczynnie, w wyniku naturalnych zjawisk. Ich liczba rośnie z każdym rokiem. W 2018 roku odnotowano o 84 proc. mniej pożarów niż w obecnie. Dzisiaj skala ta sięga ok. 80 tysięcy ognisk pożarowych, co – jak twierdzą eksperci – jest nieprawdopodobnym zjawiskiem – alarmuje Wyszkowski.