Raport DNB Bank Polska i Deloitte: „Kierunki 2014. Made in Poland”

Rafał Antczak, wiceprezes firmy doradczej Deloitte Business Consulting
Rafał Antczak, wiceprezes firmy doradczej Deloitte Business Consulting

Polski przemysł, po raz pierwszy w historii, ma dużą szansę na trwałe zbudowanie silnej pozycji konkurencyjnej w Europie, a także wyparcie z rynków UE producentów z innych krajów europejskich. Analizy konkurencyjności polskich producentów oraz perspektyw i warunków ich rozwoju dokonał DNB Bank Polska z firmą doradczą Deloitte w raporcie „Kierunki 2014. Made in Poland”.

Przemysł stanowi prawie 25 proc. całej polskiej gospodarki – jest to poziom wyższy niż średnia w całej Unii Europejskiej (18,5 proc.) i porównywalny do samych Niemiec (25,8 proc.). Polskie firmy są konkurencyjne – głównie dzięki dużej elastyczności, wydajności produkcji, jakości wyrobów czy umiejętności kontroli kosztów – w tym utrzymywania kosztów pracy na rozsądnym poziomie. Czynniki te sprawiają, że rośnie produktywność polskich firm – obecnie sektor przemysłowy jest o około 23 proc. bardziej wydajny niż cała polska gospodarka. Na korzystny obraz konkurencyjności polskiego przemysłu wpływa również wysoka efektywność produkcji w stosunku do ponoszonych nakładów inwestycyjnych.

W ostatnich latach szczególnie silne wzrosty produktywności miały miejsce w branżach, które w dużym stopniu nastawione są na rynki zagraniczne, przede wszystkim rynek niemiecki. – Wysoki potencjał polskiego przemysłu widać szczególnie wyraźnie na przykładzie obecności na dużym i wymagającym rynku niemieckim. Podmioty kilkunastu polskich branż mają już dziś ugruntowaną pozycję na tym rynku i są na tyle konkurencyjne, że dynamiczna w wielu przypadkach ekspansja Chin nie zagraża polskiej produkcji – mówi Rafał Antczak, członek zarządu Deloitte Business Consulting.

Jeśli bliżej przyjrzeć się poszczególnym branżom, to wydajność pracy jest mocno zróżnicowana, co wynika z jednej strony z natury produkcji (mniej lub bardziej pracochłonnej lub kapitałochłonnej), a z drugiej – ze skali restrukturyzacji i prywatyzacji (w tym z udziałem kapitału zagranicznego), jaką poszczególne branże zrealizowały od początku transformacji ustrojowej w Polsce. – Polski eksport ma w dużej mierze charakter zaopatrzeniowy. Branże produkujące towary o wyższej wartości dodanej mają relatywnie mniejszy udział w imporcie Niemiec. Wyjątek od tej reguły stanowi polski przemysł motoryzacyjny, który jest niezwykle konkurencyjny, mówi Rafał Antczak. Udział eksportu w sprzedaży polskiej branży motoryzacyjnej stanowi aż 77 proc. i polski eksport skutecznie wypiera produkcję rozwiniętych gospodarek europejskich. Sprzyjają temu nadal niższe średnie ceny sprzedaży niż w UE (o prawie 20 proc.), a umiarkowany wzrost wynagrodzeń, znacznie poniżej wzrostu wydajności, zapewnia utrzymywanie tej korzystnej relacji.

Obok przemysłu motoryzacyjnego do najbardziej konkurencyjnych polskich branż zaliczyć należy takie sektory jak wyroby z metali, urządzenia elektryczne, przemysł tekstylny czy meblarski. Na drugim biegunie – branż najmniej konkurencyjnych – znalazły się: przemysł skórzany, energetyczny, wodny i poligrafia. – Uważamy, że polscy producenci mogą przez najbliższe lata utrzymywać konkurencyjność na rynku unijnym – pod warunkiem utrzymania efektywności produkcji i kontroli kosztów, w tym kosztów pracy, a także uważnego kalkulowania ryzyka inwestycyjnego – mówi Artur Tomaszewski, prezes zarządu DNB Bank Polska. – Są jednak branże – takie jak górnictwo i wydobycie, produkcja obuwia i wyrobów skórzanych, gdzie ceny relatywne są już zbliżone do unijnych, więc w takich przypadkach polski producent może konkurować tylko czynnikami poza-cenowymi – takimi jak niezawodność dostaw czy jakość produkcji, dodaje prezes Tomaszewski.

Uwaga na ryzyka

Tak korzystny obraz polskiego przemysłu nie oznacza, że jego perspektywy są wyłącznie świetlane i na horyzoncie nie widać żadnych zagrożeń. Oprócz konieczności stałej kontroli kosztów, w tym zwłaszcza utrzymywania kosztów pracy na niskim poziomie, należą do nich istniejące wciąż bariery prowadzenia działalności gospodarczej, a także edukacja, a przede wszystkim – ceny energii.

W tym pierwszym przypadku, choć Polska awansowała ostatnio w globalnym, prestiżowym rankingu swobody prowadzenia działalności gospodarczej 2014 Index of Economic Freedom (jest to wciąż zaledwie miejsce 50), to niektóre składowe indeksu wyglądają bardzo niejednorodnie. Np. z jednej strony okazuje się, że jesteśmy na trzecim miejscu na świecie pod względem dostępności kredytów dla firm, zaś z drugiej – Polska plasuje się na 137 miejscu (na 187 krajów) pod względem dostępności do sieci elektrycznej.

W obszarze edukacji, która przecież stanowi podstawę rozwoju, sytuacja też nie wygląda najlepiej. O ile na poziomie podstawowym i gimnazjalnym nie jest jeszcze najgorzej – wg. realizowanego przez OECD Programu Międzynarodowej Oceny Umiejętności Uczniów PISA (ang. Programme for International Student Assessment) Polska plasuje się na 14 miejscu na 41 państw, to na poziomie uniwersyteckim – w Akademickim Rankingu Uniwersytetów przygotowywanym od 2003 roku przez badaczy Uniwersytetu Szanghajskiego, są tylko dwie polskie uczelnie (Uniwersytety: Warszawski i Jagielloński), które znajdują się między 400 i 500 miejscem na świecie. Dla porównania – w tym samym zestawieniu jest aż 150 uczelni amerykańskich, a z europejskich – 37 niemieckich, po 20 francuskich i włoskich, 11 szwedzkich i hiszpańskich.

A co z energią?

Zasadnicze znaczenie dla rozwoju sektora przemysłowego ma i będzie miała cena i stabilność dostaw energii. Globalny rynek surowców energetycznych wchodzi obecnie w korzystne dla Polski trendy. Wzrost podaży ropy naftowej ze źródeł niekonwencjonalnych (głównie tzw. ropy zamkniętej) w USA ma korzystny wpływ na prognozy cen ropy naftowej na świecie, które ulegają obecnie obniżeniu. Według prognoz amerykańskiej Energy Information Administration (EIA) – w latach 2014-2017 ceny ropy naftowej mają spadać do poziomu 90 dolarów za baryłkę. W latach 2017-2025 prognozowane ceny ropy będą o około 20 dolarów niższe niż według prognoz z 2010, 2011 i z 2013 r. oraz aż o 40 dolarów niższe niż według prognozy z 2012 r.

Podobnie sytuacja wygląda na rynku gazu. Od czasu długoterminowej prognozy EIA z 2009 r. przewidywana cena gazu ziemnego (na terminalu Henry Hub) spadła o ponad 50 proc. w 2012 r. – do poziomu 2,8 USD/mln BTU i o ponad 40 proc. w latach 2014-2017 – do poziomu 3,9-4,8 USD/mln BTU. Wstępna prognoza z 2014 r. praktycznie nie różni się od prognozy z 2013 r., więc można przyjąć, że do 2020 r. prognozy cen gazu są wysoce prawdopodobne. Rok 2020 stanowić może cezurę czasową dla prognoz długoterminowych, ponieważ w od tego okresu prognozowany jest dynamiczny wzrost wydobycia gazu łupkowego w Chinach (w Polsce zresztą też).

Rosnąca podaż ropy naftowej i gazu ziemnego sprawia, że silna do niedawna korelacja cen tych surowców uległa szybkiemu osłabieniu w 2009 r. Podobne zjawisko występuje na rynku węgla kamiennego, gdzie cena polskiego węgla poddana jest konkurencji węgla importowanego z innych krajów, w tym ze wschodu (z Ukrainy i Rosji). Z tego też powodu przewidywana cena węgla w Polsce nie będzie miała trendu wzrostowego, co jest dobrą perspektywą dla polskiego przemysłu (choć już niekoniecznie dla polskich kopalń). Korzystne dla Polski trendy na globalnych rynkach surowców energetycznych mogą niestety zostać zniweczone restrykcyjną polityką klimatyczną i regulacjami UE, które wpłynąć mogą na wzrost cen energii.

Mimo prognozowanych spadków cen surowców, oficjalne prognozy cen energii elektrycznej w Polsce przygotowywane przez ARE przewidują znaczący, bo prawie 2-krotny wzrost cen energii elektrycznej na rynku hurtowym do 2030 r. powodowany w dużej mierze rosnącym kosztem pozwoleń na emisję CO2.

– Jako bank specjalizujący się obsłudze klientów z sektora energetycznego i finansujący firmy działające w tym sektorze, nie do końca jesteśmy przekonani do prognoz ARE, przynajmniej w najbliższym okresie. W naszej ocenie, stanowisko ARE osłabiają: zarówno niepewność odnośnie realnych kosztów uprawnień do emisji CO2, jak również ryzyko że koszty inwestycyjne nie będą miały bezpośredniego wpływu na wzrost kosztów energii. Uważamy, że istnieje dostatecznie dużo czynników niepewności, aby jednoznacznie stwierdzić, że koszty energii istotnie wzrosną, mówi Artur Tomaszewski.

Konkluzje

– Nasza analiza polskiego przemysłu, której poświęcona jest większość Raportu „Kierunki 2014” daje zaskakujące rezultaty. Po pierwsze, wynika z niej, że Polska jest krajem o udziale przemysłu na poziomie Niemiec i powyżej wielu krajów UE. Po drugie, polski przemysł jest konkurencyjny, a jego produkty wypierają produkty innych krajów z rynku niemieckiego, który jest najbardziej konkurencyjny w UE. Wg nas, przewagi konkurencyjne Polskie nie zależą wyłącznie od niskich płac i słabszego kursu walutowego, ale przede wszystkim ze wzrostu wydajności i jakości produkcji. W naszym odczuciu, firmy nie powinny się również obawiać inwestycji, a to dlatego, że efektywność inwestycji w Polsce jest wciąż wysoka. Uważamy w końcu, że przyszłość przemysłu w Polsce zależy w największym stopniu od zdroworozsądkowej polityki polskich firm i polskiego rządu, podsumowuje Artur Tomaszewski.