Rosnąca inflacja na Wschodzie szkodzi eksportowi polskiej żywności. Branża liczy na program wspierający eksport

rp_89a3f837d9_1485858847-rolnik-finansowanie.png

CEO Magazyn Polska

Polscy producenci żywności liczą na to, że Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych przygotuje nowy program wspierający eksport na Wschód. Problemem we współpracy z krajami dawnego ZSRR nie jest już tylko rosyjskie embargo na żywność z Unii Europejskiej, lecz także inflacja.

We wrześniu inflacja w Rosji sięgnęła 8 proc. w ujęciu rocznym i była najwyższa od sierpnia 2011 roku.

– To może doprowadzić do tego, że tamte firmy, które importują towary, mogą mieć również problemy finansowe – podkreśla w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Józef Rolnik, współwłaściciel firmy Rolnik. – Tutaj Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych powinna zbudować jakiś program, który wspomógłby w tym trudnym okresie polskich eksporterów, którzy już są na tych rynkach.

KUKE już podjęła decyzję o 20-proc. obniżeniu stawek za ubezpieczenia należności krótkoterminowych. W ocenie przedstawicieli branży przetwórczej można jednak zrobić więcej.

Przyznawane limity powinny być większe – uważa Józef Rolnik. – Rozumiem, że to są pieniądze państwowe i nie można tego rozdawać na piękne oczy, ale zawsze można coś mądrego wymyślić i wiem, że w KUKE zdają sobie z tego sprawę i że jakieś decyzje tam zapadną.

Wsparcie dla polskich eksporterów dostarczających towary na rynki państw pogrążających się w kryzysie jest o tyle ważne, że będzie rzutować na przyszłe relacje z kontrahentami. Utrzymanie się na takim rynku w czasach, gdy jest to trudne, pozwala czerpać zyski, gdy sytuacja się poprawia

– Raz już był taki problem, bodajże w 1994 roku – przypomina współwłaściciel firmy Rolnik. – Kiedy w Rosji był kryzys, polskie firmy wypadły z tego rynku, bo nie miały odpowiednich gwarancji, a np. firmy niemieckie były wspomagane przez ubezpieczycieli. Dziś sytuacja jest taka, że na półkach są towary niemieckich firm, a polskich jest o wiele mniej bądź wcale.

Polskie przetwórnie żywności wciąż wymagają inwestycji. Linie produkcyjne powinny być wymienione na bardziej nowoczesne, by wytwarzać produkty o jakości wymaganej przez odbiorców.

– W przyszłości sieci będą wymagały od nas udokumentowania tego, że produkt, który dostarczamy, jest bezpieczny mówi Józef Rolnik.  – Będą więc żądać prześwietlaczy produktów, które dają gwarancję, że produkt został sprawdzony, a to też są setki tysięcy euro kosztów, więc nie wiem, czy to jesteśmy w stanie udźwignąć.

Tym bardziej że kosztowne systemy do prześwietlania produktów to nie jedyne wydatki, jakie musi ponieść branża.

– Musimy postawić na lepsze umaszynowienie i kontrolę procesu produkcji. Umaszynowienie pozwoli nam zmniejszyć liczbę pracowników, którzy bezpośrednio uczestniczą w procesie dozowania produktu do słoika, a im mniej pracowników na poszczególnych etapach produkcji, tym mniejsze ryzyko zakażenia produktu, czy to świadome, czy nieświadome ocenia Józef Rolnik.

Niestety, na razie firma Rolnik nie bardzo może liczyć na wsparcie z funduszy unijnych. Okazuje się, że na to jest już za duża i jeżeli resort rolnictwa nic nie zrobi, to nie ma szans na wsparcie.

– Jesteśmy bardzo rozczarowani, ponieważ ze wstępnych informacji, które do nas docierają, wynika, że firma Rolnik nie będzie mogła starać się o takie fundusze ubolewa jej współwłaściciel. – My już jesteśmy klasyfikowani jako duży podmiot i dla dużych podmiotów jedyną ścieżką, żeby pozyskać fundusze unijne, jest tworzenie projektów naukowych z jakimiś uniwersytetami, ośrodkami naukowymi, co w naszym przypadku jest raczej mało realne.