Jak rynki zareagowały na wzrost napięć na Bliskim Wschodzie?

Przez weekend byliśmy świadkami odwetowego ataku ze strony Iranu w stronę Izreaela, który miał miejsce po tym, jak 1 kwietnia Izrael zaatakował ambasadę Iranu w Damaszku. Odwet ten był od samego początku zapowiadany, natomiast niewiadomą pozostawała jego skala i moment przeprowadzenia. Warto dodać, że był to pierwszy taki przypadek w historii, bowiem Iran jeszcze nigdy otwarcie nie zaatakował Izraela, nawet w kroku odwetowym.

W ostatnich dniach szczegóły tego odwetu były jednak komunikowane państwom regionu, które to z kolei przekazały je także Izraelowi, stąd tak dobre przygotowanie i strącenie ok. 99% dronów i pocisków balistycznych. Na chwilę obecną mówi się tylko o jednej osobie rannej.

Według pierwszych ocen specjalistów od geopolityki Iran odpowiedzieć musiał, aby „wyjść z twarzą” po ataku na ambasadę w Damaszku. Natomiast zakomunikowanie szczegółów tejże odpowiedzi i danie możliwości przechwycenia praktycznie większości pocisków może sygnalizować, że z jego strony nie jest to chęć eskalacji konfliktu na Bliskim Wschodzie, co zresztą sam wczoraj oświadczył, stwierdzając, że atak ten „wyrównuje rachunki”.

Czy będzie odpowiedź Izraela? Na co pozwolą Amerykanie?

Klucz do kwestii dalszej eskalacji tego konfliktu, która to eskalacja miałaby się prawo rozlać na cały Bliski Wschód, wciągając w to również stojące za plecami poszczególnych stron największe mocarstwa, leży teraz w dużej mierze w gestii samego, znajdującego się pod wpływami Amerykanów Izraela. Premier Netanjahu sygnalizował bezpośrednio po weekendowym ataku, że w ciągu 48 godzin dojdzie do odpowiedzi, natomiast wczoraj miał już tonować to oświadczenie, zapewne po naciskach z Białego Domu.

W tym kontekście warto pamiętać, że Amerykanom wikłanie się w ten konflikt byłoby bardzo nie na rękę, zwłaszcza na kilka miesięcy przed wyborami prezydenckimi, które odbędą się tam w listopadzie. Spora część Amerykanów nie popiera tego typu operacji, zwłaszcza mając doświadczenia związane z osobowymi oraz finansowymi kosztami z poprzednich tego typu przypadków w krajach Bliskiego Wschodu.

Jak zareagowały rynki?

W poniedziałek rano na rynkach panował względny spokój, co również może sugerować, że kryzys na chwilę obecną został zażegnany, a Izrael nie zdecyduje się na odpowiedź, która siłą rzeczy podbiłaby ten konflikt na drabinie eskalacyjnej. Ceny głównych walut niespecjalnie zmieniły się względem piątkowych. Niewiele dzieje się także na kontraktach terminowych na główne, amerykańskie indeksy na Wall Street. O delikatnym podbiciu ryzyka geopolitycznego świadczyć może jedynie mocniejsze zachowanie złota, którego dolarowa wycena od rana rośnie (dziś ponad 0,5%), osiągając 2355 USD. Z kolei u polskich dealerów za uncję kruszcu, a więc 31,1 g, trzeba obecnie zapłacić ponad 10000 PLN.

Jedno co jest w tej chwili oczywiste, to że rynki dostały właśnie nowy obiekt zainteresowania i w najbliższym czasie każda kolejna informacja z Bliskiego Wschodu może od razu podbijać zmienność cen aktywów finansowych, z naciskiem na aktywa będące zwyczajowo tzw. bezpieczną przystanią, a więc dolara, franka szwajcarskiego, amerykańskich obligacji oraz złota.