Rajd na Wall Street po publikacji danych o inflacji

Wczorajszy dzień na Wall Street przyniósł największe wahania kursów akcji od wielu lat. Wszystko za sprawą publikacji danych o wrześniowej inflacji, która wyniosła 8,2 proc, podczas gdy rynek spodziewał się spadku do 8,1 proc. W wyniku tego indeks S&P500 na początku handlu poszybował o 2,2 proc. w dół, by potem odbić się aż o 4,8 proc. w górę, kończąc dzień wzrostem o 2,6 proc.

Dane o inflacji, podobnie jak w poprzednim miesiącu, miały niejednoznaczny charakter. Z jednej strony, inflacja w ujęciu rocznym, spadła z 8,3 proc. w sierpniu do 8,2 proc. we wrześniu. Jednak nie sprawdziły się wcześniejsze prognozy analityków przewidujące mocniejszy spadek do 8,1 proc. W ujęciu miesięcznym, ceny wzrosły o 0,4 proc., podczas gdy rynek spodziewał się wzrostu tylko o 0,2 proc. Do tego, po raz kolejny wzrosła inflacja bazowa (czyli inflacja konsumencka, bez najbardziej zmiennych elementów jak ceny paliw i żywności) do 6,6 proc. r/r wobec 6,3 proc. w sierpniu. Taki wzrost, napędzany przez rosnące koszty usług, czynszów i kosztów utrzymania, można uznać za dramatyczny. Wskazuje też na duża presję na wzrost wynagrodzeń i możliwość wystąpienie spirali płacowo-cenowej. Właściwie inflacja spadła tylko z powodu kolejnego spadku cen benzyny.

Dla rynku takie informacje okazały się katalizatorem wzrostu zmienności. S&P500 przed południem amerykańskiego czasu spadł poniżej 3500 punktów, czyli do najniższego poziomu od listopada 2020 roku. Przebicie go dało inwestorom sygnał do kupowania i wzrosty dominowały na parkiecie przez resztę dnia. Ostatecznie S&P500 wzrósł wczoraj o 2,6 proc., DJ30 o 2,83 proc. a Nasdaq – o 2,23 proc. Wzrosty wynikały zapewne ze zmęczenia inwestorów trwającą aż 7 dni serią spadków (tak długie serie zdarzają się rzadko), a także z faktu że wszystkie wiodące wskaźniki pomagające w prognozowaniu inflacji, od surowców po łańcuchy dostaw, nieruchomości i rynek pracy, słabną, sygnalizując przed sobą mniejszą presję inflacyjną. Rynek spodziewa się także umiarkowanie dobrych, a przynajmniej nie takich złych, wyników spółek za 3. kwartał, których publikacja rozpoczyna się właśnie dziś.

Wolniejszy spadek inflacji to kolejny element wspierający jastrzębią politykę FED, wpływający na możliwość silniejszego wzrostu stóp procentowych w tym cyklu. Obecnie stopy znajdują się w przedziale 3-3,25 proc. Według najbardziej prawomocnego scenariusza na posiedzeniu 2 listopada FED podniesie stopy o 0,75 pp. Takiej samej podwyżki dokona w grudniu, a w lutym zakończy cykl podwyżką o 0,25 pp. Oznaczałoby to wzrost stóp do maksymalnego poziomu 4,75-5 proc.

To rozczarowanie rynku odczytem inflacji za wrzesień toruje drogę do dalszego załamania na globalnym rynku obligacji, bowiem rentowności 10-letnich obligacji USA mają ponownie zbliżać się do poziomu 4 proc. Może to także doprowadzić do spadku cen akcje spółek z branży technologicznej.

Podczas gdy w USA inflacja spada, w Europie cały czas rośnie. W Polsce inflacja we wrześniu wyniosła 17,2 proc. Rekordowe odczyty inflacji zanotowano także na Węgrzech – 20,1 proc., Czechach – 18 proc., Niemczech – 10 proc. i strefie euro – 10 proc.

Paweł Majtkowski, analityk eToro w Polsce