Ropa naftowa zbliża się do 100 dolarów za baryłkę

Ropa naftowa była jednym z czynników, który w największym stopniu przyczynił się do problemu nadmiernej inflacji na całym świecie. Gdy Rosja dokonała ataku na Ukrainę, niepewność dostaw doprowadziła do rajdu cen do niemal 130 dolarów za baryłkę. Kiedy jednak rynek zobaczył, że nie ma problemów z dostawami ropy na świecie, cena dosyć dynamicznie spadła od czerwca zeszłego roku do czerwca roku bieżącego.

Niskie poziomy długo się nie utrzymały, a widmo 100 dolarów za baryłkę znów powróciło. Wszystko za sprawą rekordowego globalnego popytu i mocnego ograniczenia produkcji na świecie przez OPEC+. To może oznaczać, że walka z inflacją wcale nie jest zakończona.

Potężny deficyt i dalsze cięcie produkcji

OPEC+ już wcześniej ograniczał produkcję, ale w momencie nadmiernego spadku cen zdecydował się na interwencję. Najpierw w kwietniu cały powiększony kartel zdecydował się o ograniczeniu celu produkcyjnego o nieco ponad 1 mln brk na dzień. Warto jednak podkreślić, że wtedy wiele krajów z kartelu miało problem z wcześniejszym podniesieniem produkcji po początkowych cięciach w trakcie pandemii. Rynek jednak nie dowierzał we wpływ tego działania, dlatego dopiero po zwiększeniu cięć w czerwcu, ceny zaczęły wyraźnie odbijać. To jednak nie wszystko! W okresie wakacyjnym Arabia Saudyjska poinformowała o dodatkowym dobrowolnym cięciu o 1 mln baryłek na dzień, a Rosja ograniczyła eksport o 0,3 mln brk na dzień. Ostatecznie oba te działania zostały przedłużone do końca tego roku. Jeszcze wcześniej rynek oczekiwał, że deficyt sięgnie 2 mln brk na dzień do końca tego roku, ale już teraz wiadomo, że deficyt ten będzie większy!

Tak ogromny deficyt ostatnio był widoczny w latach 2007-2008, kiedy ceny wzrosły do blisko 150 dolarów za baryłkę. Oczywiście wtedy podaż nie nadążała za rosnącym popytem, a obecnie podaż jest ograniczona sztucznie. Niemniej obecnie mamy rekordowy popyt powyżej 100 mln brk na dzień, dlatego przy niedoborze ropy ceny surowca dalej rosną i obecnie nikt nie oczekuje większych spadków.

Biden nie ma już awaryjnego rozwiązania

W zeszłym roku oraz na początku bieżącego Stany Zjednoczone mocno walczyły o obniżenie cen na rynku. Trzeba przyznać, że do pewnego czasu działało to bardzo dobrze. Stany Zjednoczone skorzystały z gigantycznych rezerw ropy naftowej, które utworzone były po kryzysach naftowych sprzed 40 lat. Amerykańskie agencje rządowe sprzedawały w pewnym momencie 1 milion baryłek dziennie. Może nie wydawać się to dużo, ale dobrze zbilansowany rynek dosyć wyraźnie to odczuł. Trzeba jednak podkreślić, że rezerwy tworzone były na tzw. „czarną godzinę”. Chociaż USA są już w tym momencie największym producentem ropy na świecie, to jednak nie są samowystarczalne. Uwalnianie rezerw było podyktowane czynnikami politycznymi – Biden chciał niskich cen na wybory mid-term. Rezerwy zostały wydrenowane do poziomów najniższych od lat 80, a amerykańscy producenci nawet przy dosyć wysokich cenach nie chcą inwestować mocno w rozwój produkcji, co jest związane z dosyć restrykcyjną polityką obecnej administracji. Wobec tego scenariusz spadku zapasów komercyjnych do najniższych poziomów od 2015 roku wydaje się niemal pewny.

Gigantyczny wzrost cen

Ropa przez długi czas w tym roku była notowana na niższych poziomach niż w analogicznym okresie rok wcześniej, co prowadziło do szybkiego ograniczenia inflacji. To już jednak przeszłość. Obecnie ceny są nawet 15% wyższe niż we wrześniu zeszłego roku i ponad 40% wyższe niż lokalne dołki z marca czy maja tego roku. Patrząc na kontrakty terminowe widać, że w krótkim terminie mamy ogromny wzrost popytu na surowiec przy ograniczonej podaży. Przyszłe kontrakty notowane są wyraźnie niżej co mówi nam o zjawisku tzw. „backwardation”. Oczywiście, jeśli produkcja ropy nie wzrośnie znacznie w przyszłym roku, ceny mogą pozostać na wysokich poziomach. Z drugiej strony kartel OPEC+ wie o tym, że nie może doprowadzić do destrukcji popytu, czyli czegoś co miało miejsce w 2008 roku czy w czerwcu zeszłego roku, kiedy ceny dosyć szybko osunęły się z okolic 130 do 100 USD za baryłkę. Właśnie dlatego raczej nie powinniśmy oczekiwać dalszego nadmiernego wzrostu cen i utrzymania się ich powyżej 100 USD. Poziom ten raczej , choć najprawdopodobniej później powinniśmy oczekiwać stabilizacji i ewentualnego dostosowania polityki OPEC+. Oczywiście jeśli doszłoby do recesji, która również w tym momencie napędzana jest obawami związanymi z nadmierną wysokością cen ropy, wtedy ceny mogłyby spaść dosyć drastycznie. Jednak bez tego, dalsze utrzymywanie podaży w ryzach przez OPEC+ najprawdopodobniej zgotuje nam okres wysokich cen, przynajmniej do końca tego roku.

Dlaczego do końca tego roku? Saudi Aramco planuje powtórną emisję akcji w kwocie nawet 50 mld USD. Wiadomo, że dostanie najlepszą cenę przy wysokich poziomach ropy naftowej. Oprócz tego oczekuje się możliwego spowolnienia popytu ze strony Chin w przyszłym roku oraz spowalniającego wzrostu związanego z utrzymaniem wysokich stóp procentowych.

Co na to inflacja?

W pewnym momencie, kiedy inflacja w Polsce zbliżała się do poziomu 20%, ceny energii odpowiadały za blisko 50% całej inflacji. Na ten moment ceny paliw pozostają niskie, co pozwoli na spadek inflacji do poziomów dwucyfrowych. Jednak jeśli ceny na stacjach w końcu zaczną reagować na fundamenty, nie można wykluczyć powrotu cen powyżej 7 zł za litr benzyny czy diesla. W takim wypadku możliwe będzie, że inflacja ponownie da o sobie znać i spowolni osiągnięcie celu inflacyjnego, co oczekiwane jest i tak dosyć późno i z niskim 50% prawdopodobieństwem, na koniec 2025 roku.

Autor: Michał Stajniak, wicedyrektor Działu Analiz XTB