Coraz mniej rąk do pracy i coraz więcej emerytów. Kryzys demograficzny zatrzęsie gospodarką

    Andrzej Kubisiak, ekspert Polskiego Instytutu Ekonomicznego
    Andrzej Kubisiak, ekspert Polskiego Instytutu Ekonomicznego

    Polska gospodarka już teraz odczuwa negatywne konsekwencje kryzysu demograficznego. Osób wchodzących na rynek pracy, urodzonych na przełomie XX i XXI wieku, jest dużo mniej niż w poprzednim pokoleniu. Zmniejszona pula pracujących osób ma wpływ nie tylko na sytuację ekonomiczną i gospodarczą Polski, ale również negatywnie odbije się na polityce społecznej państwa. Wypłacanie emerytur i opieka nad starzejącym się pokoleniem są bardziej obciążające dla skarbu państwa, gdy zmniejsza się liczba osób na rynku pracy. Ma to również wpływ na konsumpcję, a co za tym idzie na rozwój przedsiębiorstw. To bardzo niebezpieczny problem, gdyż nie da się go szybko rozwiązać. Teraźniejsza sytuacja zależy bowiem od dzietności dwie dekady temu, a rozwiązania wprowadzane dzisiaj będą miały swoje skutki dopiero za kilkadziesiąt lat. W międzyczasie kryzys demograficzny już daje nam się we znaki, a prognozy nie są optymistyczne.

    – Pod względem demografii Polska jest w jednej z najtrudniejszych sytuacji w całej Europie. Z prognoz GUSu wynika, że do 2050 roku zaludnienie naszego kraju zmniejszy się do 34 milionów osób. To oznacza ubytek około 4 milionów osób z obecnej liczby Polaków. W niektórych regionach Polski możemy spodziewać się ubytków nawet na poziomie 30% ludności – powiedział serwisowi eNewsroom Andrzej Kubisiak, ekspert Polskiego Instytutu Ekonomicznego. – W największym stopniu na demografię wpływa dzietność Polaków. Ta w ostatnich latach nieznacznie się poprawiła, gdyż wskaźnik dzietności w Polsce osiągnął 1,40%. Jednak aby zapewnić zastępowalność pokoleń, wskaźnik ten musiałby przekroczyć poziom dwóch punktów procentowych. Do takiego wyniku jest nam jeszcze bardzo daleko, a kryzysu demograficznego doświadczamy już teraz. Coraz mniej osób wchodzi na rynek pracy. Nie przyczynia się do tego wzrost bezrobocia, ani brak nowych miejsc pracy – maleje po prostu pula osób, które mogłyby się pracy podjąć – tłumaczy Kubisiak.