Polskie firmy rekrutacyjne bez kompleksów na światowych rynkach

    personel HR Rekrutacja

    Polskie agencje rekrutacyjne szukają pracowników już nie tylko dla firm w Europie, ale również w krajach arabskich. Okazuje się, że to lepszy biznes niż współpraca z Norwegami czy Czechami.

    Polskie agencje pracy coraz częściej skupiają się na rynkach Zatoki Perskiej. Kraje takie jak Arabia Saudyjska, Kuwejt czy Emiraty Arabskie mają ogromne zapotrzebowanie na pracowników. W hotelarstwie, usługach, pomocy domowej, opiece nad osobami starszymi i dziećmi, jako monterzy konstrukcji i spawacze. Pracę znajdują tam głównie ludzie z Pakistanu, Egiptu i Bangladeszu oraz Filipińczycy, których mieszka tam około 300 tysięcy. To głównie ich na potrzeby firm arabskich rekrutuje agencja Workroom z Warszawy. Okazuje się, że mimo działalności lokalnych agencji, silny partner z Polski jest tam równie atrakcyjny lub nawet bardziej, jeśli oferuje dodatkowe kierunki zatrudniania dla pracowników z Dalekiego i Bliskiego Wschodu.

    – Zapewniamy pracowników z Filipin na Półwyspie Arabskim, ale także w Europie, w tym w Polsce. To, że obsługujemy kilka destynacji i mamy siedzibę w Kuwejcie, czyni nas wiarygodnym partnerem dla tamtejszych pracodawców – mówi Arkadiusz Jankowski z Workroom. – Dla nas również jest to bardzo atrakcyjne, bo procedury i przepisy dotyczące legalizowania pobytu i zatrudnienia są tam łatwiejsze niż w Polsce.

    Agencja działa w Kuwejcie i Zjednoczonych Emiratach Arabskich, które poszukują pracowników z Egiptu, Bangladeszu i Filipin.

    Mniej ofert w Skandynawii

    Kraje arabskie wciąż się rozwijają, ale niełatwo tam o pracowników, bo nie każdy dobrze czuje się w kraju o odmiennej mentalności, religii i surowych zasadach określających życie codzienne kobiet. Dlatego kraje te stanowią często tylko etap dla szukających pracy. Po upływie czasu określonego w umowie wracają do swoich krajów lub próbują znaleźć zatrudnienie w Europie.

    – Odkrywamy i sprawdzamy różne kierunki i ten okazał się bardzo dobry dla działalności takich firm jak nasza. Rekrutujemy też w Europie, ale te najpopularniejsze kierunki są mocno obstawione przez agencje – dodaje Jankowski.

    Z kolei w niektórych krajach, do niedawna jeszcze uznawanych za „eldorado” dla Polaków, zaczyna brakować ofert. Jest tak np. w Norwegii, w której coraz częściej pracują Szwedzi oraz imigranci z szeregu ościennych krajów. Zdaniem Rafała Borowskiego, prezesa agencji MR JOB zapotrzebowania na pracowników w Norwegii nie jest wysokie, bo nie ma tak wielu otwartych na współpracę przedsiębiorstw jak w Polsce czy innych krajach europejskich.
    – Norwegowie nie mają problemu ze znalezieniem pracowników na miejscu. Kolejka chętnych jest tam wystarczająco długa – mówi Borowski. – Oni wiedzą, że płaca u nich, nawet ta minimalna, jest wysoka, więc podnoszą poprzeczkę, jeśli chodzi o kwalifikacje. Wejście na ten rynek jest kuszące, natomiast w branży przemysłowej – przez wysoki próg wejścia – mało realne.

    Czechy już nie tak atrakcyjne

    Podobna sytuacja jest w Czechach, gdzie jeszcze kilka lat temu zarobki w branży przemysłowej były wyższe niż w Polsce.

    – Kiedy wynagrodzenia w Polsce nie były tak atrakcyjne jak w Czechach, Polacy, szczególnie ci mieszkający w pobliżu granicy, chętnie wyjeżdżali tam do pracy. Wracali do Polski na weekendy a niektórzy nawet codziennie – mówi Aneta Janik-Barciś, wiceprezes Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia. – Dzisiaj, kiedy ta różnica wynagrodzeń nie jest tak duża, mniej Polaków pracuje w Czechach, chociaż wciąż są tam poszukiwani, bo bariera językowa nie jest duża. Poza tym Polacy pracują tam niemal w każdej fabryce na stanowiskach kierowniczych.

    W ostatnim czasie Czesi odczuwają problem braku rąk do pracy i wspomagają się Ukraińcami. Ściągają też do pracy ludzi z Indii, Wietnamu i Filipin.
    Filipińczycy cenieni i bliscy Polsce

    Właśnie zatrudnianiem tych ostatnich coraz mocniej interesują się firmy z Polski. Przyjezdnych z innych krajów, głównie z Ukrainy jest w Polsce wielu, ale ich ilość nie przyrasta tak jak w ubiegłych latach. Część z nich, po wejściu nowej ustawy imigracyjnej w Niemczech, która wejdzie w życie w styczniu 2020 r., wyjedzie tam pracować. Filipińczycy mogliby ich zastąpić oraz wypełnić lukę w zatrudnieniu w branżach, gdzie wciąż jest zapotrzebowanie – w rolnictwie, branży spożywczej i budownictwie.

    Choć Filipińczycy pochodzą z innej części świata, gdzie dominuje kultura Wschodu, to okazuje się, że nie trzeba uczyć ich realiów świata zachodu i świetnie odnajdują się na emigracji. W ich kraju działają ośrodki kształcenia zawodowego przygotowujące ich do życia za granicą i uczą tam nie tylko języka angielskiego, ale też różnic kulturowych.
    – Również poprzez to, że na Filipinach jest dużo amerykańskich baz wojskowych, mieszkańcy tego kraju są bardzo obyci z kulturą zachodnią, co bardzo ułatwia współpracę z nimi – wyjaśnia Jankowski. – Wszyscy też dobrze mówią po angielsku. Są pracowici, lojalni, sromni, mają wysoką kulturę pracy. Dodatkowym atutem dla nas Polaków jest też bliskość kulturowa, ponieważ są katolikami.

    Zaletą zatrudniania Filipińczyków, jest również to, że po załatwieniu wszelkich formalności mogą pracować na kontrakcie przez cały rok. Dla porównania, Ukraińcy otrzymują pozwolenie na pół roku, potem trzeba je przedłużać, co angażuje ludzi, czas i pieniądze. Ryzyko, że Filipińczyk zrezygnuje z pracy przed upływem czasu zawartego w umowie, jest nikłe. Rekrutacja pracowników na Filipinach nadzorowana jest urzędowo i za rezygnację z pracy przed upływem roku grozi kara – trzyletni zakaz wyjazdu do pracy za granicę organizowany przez urząd i agencje pracy. Samodzielne zorganizowanie wyjazdu do pracy w Europie jest możliwe, ale trudne. Dlatego Filipińczycy, zanim wyjadą, bardzo dokładnie wypytują o warunki pracy, sposób pracy i ilość godzin. Jeśli coś im nie pasuje na wstępie, wycofują się i szukają lepszej oferty.

    – To pracownicy pożądani nie tylko w Polsce i Europie, ale ze względu na bliskość geograficzną, także na Bliskim Wschodzie – mówi Jankowski. – Patrząc na problemy na rynku pracy myślę, że ta tendencja będzie się utrzymywać przez dłuższy czas.