Co dalej z rynkiem ropy? Zaangażowanie spekulacyjne najwyższe od lat

    Bartosz Sawicki, Dyrektor Departamentu Analiz w Domu Maklerskim TMS Brokers
    Bartosz Sawicki, Dyrektor Departamentu Analiz w Domu Maklerskim TMS Brokers

    Pierwsza połowa 2020 roku to okres szczególnie burzliwy dla rynków finansowych. W tym czasie gigantycznej zmienności podlegały między innymi notowania ropy naftowej. Nie dość, że pandemia ograniczyła zapotrzebowanie na paliwa o około 1/3, to jeszcze państwa wydobywające surowiec – z Arabią Saudyjską i Rosją na czele – rozpoczęły trwające przez kilka tygodni wojnę cenową, która dodatkowo pogłębiła spadki cen surowca. Sytuacja się uspokoiła, ale obawy przed drugą falą pandemii jej nie sprzyjają. Rafinerie rewidują kontrakty na kupno surowca, aby zadbać o ciągłość dostaw. Czy oznacza to, że trudny czas dla rynku ropy już minął?

    Wydobycie w państwach OPEC plus zostało mocno zredukowane, zaczyna pod wpływem tendencji rynkowych spadać również produkcja surowca w Stanach Zjednoczonych. Nie jest to w stanie – nawet przy wzroście popytu wraz z rozmnażaniem gospodarek – przełożyć się na zahamowanie spadku przyrostu zapasów w Stanach Zjednoczonych.

    – Uważamy, że pierwszy potencjał wzrostowy w notowaniach ropy naftowej nie został wyczerpany. Zmienność na rynku surowca nadal będzie pozostawać wysoka, natomiast możliwość drastycznego i gwałtownego wzrostu cen została w naszym odczuciu bardzo mocno wyczerpana – ocenia Bartosz Sawicki, kierownik Departamentu Analiz TMS Brokers.

    Produkcja spada

    Okazuje się jednak, że nawet tak mocne ograniczenie aktywności wydobywczej nie przekłada się błyskawicznie na produkcję. Sztolnie, które cały czas działają to te, które odpowiadają za zdecydowaną większość amerykańskiego wydobycia. W ostatnich tygodniach produkcja ropy w Stanach Zjednoczonych bardzo wyraźnie się obniża. Jeszcze w połowie marca przekraczała nawet 13 milionów baryłek na dzień, w pierwszej połowie czerwca spadła – względem tych poziomów – około o 2 miliony baryłek na dzień.

    – Proces ten będzie postępował, ale będzie procesem na pewno rozłożonym w czasie. Ostatni bardzo silny wzrost cen ropy naftowej nie będzie sprzyjać temu, żeby wydobycie w Stanach Zjednoczonych spadało bardzo drastycznie. Wydaje się mało podobne, żeby Stany Zjednoczone i amerykańscy producenci byli w stanie trwale zredukować poziom swojego wydobycia poniżej 10 milionów baryłek na dzień – ocenia Sawicki.

    Zaczyna zatem wyłaniać nam się obraz rynku, który powinien być lepiej zbilansowany niż na początku drugiego kwartału i nie tylko ze względu na wzrost zapotrzebowania na ropę naftową wraz z odmrożeniem gospodarek, ale także ze względu na wyraźny spadek produkcji i w państwach OPEC+, i w Stanach Zjednoczonych, i u innych wiodących producentów.

    Nawet tak mocne ograniczenie wydobycia nie jest w stanie zapobiec kontynuacji przyrostu zapasów. Gdy spojrzymy na poziom zapasów w Stanach Zjednoczonych, to okaże się, że są one (po uwzględnieniu rezerw strategicznych) najwyższe w historii.

    – Pokazuje to, że nadpodaż na rynku ropy naftowej jest bardzo silna i można zatem postawić tezę, że inwestorzy zareagowali z dosyć dużym wyprzedzeniem i z dosyć daleko idącym optymizmem na tendencje fundamentalne na rynku ropy naftowej. W połowie czerwca wyraźnie rośnie awersja do ryzyka i część inwestorów zaczyna mocniej obawiać się drugiej fali pandemii bądź głębokości recesji wywołanej przez Covid-19. To dosyć mocno może studzić entuzjazm tych, którzy ropę kupowali – mówi Sawicki.

    Zaangażowanie spekulacyjne na rynku ropy naftowej jest najwyższe od kilku lat.

    – Tak skrajne pozycjonowanie z jednej strony ogranicza potencjał do dalszych wzrostów cen ropy naftowej, a z drugiej strony również sprawia, że w przypadku kiedy poprawa fundamentów nie będzie zachodzić tak szybko jak w cenie, to może to rodzić ryzyko pogłębienia korekty – ocenia Sawicki.