Statystyki są nieubłagane – w Polsce w dynamicznym trybie rośnie liczba alimenciarzy. To kwestia konfliktów rodzicielskich, ale i problemów finansowych, które dotykają sporą liczbę Polaków. Pandemia koronawirusa wpłynęła na pogorszenie się finansów w wielu gospodarstwach domowych. Zdarza się jednak, że koronawirus staje się także wygodnym alibi, by unikać regulowania zobowiązań wobec dzieci. – Pandemia, mniej zarabiamy, naturalnym alibi więc staje się obecna sytuacja gospodarcza. Nie możemy jednak tym tłumaczyć braku wpłat: przypomnę, alimenty to pieniądze dla dzieci. Dzieci mają nie jeść, nie ubierać się i nie uczestniczyć np. w zajęciach edukacyjnych, bo jest pandemia? Prowadzimy obecnie kilkadziesiąt takich spraw – mówi Prezes Grupy AVERTO, windykator Małgorzata Marczulewska.
Długi alimentacyjne to już ponad 13 miliardów złotych. Koronawirus tylko je podwyższy. Dlaczego?
Według statystyk pracownik BIG Info Monitor obecnie długi alimentacyjne Polaków przekraczają 13 miliardów złotych. Średnie zadłużenie przekracza 40 tysięcy złotych. W ostatnim roku wzrosło o ponad 2 tysiące złotych „na głowę”. W grudniu 2020 roku największa kwota do oddania należała do mieszkańca woj. śląskiego, który miał do uregulowania ponad 439 tys. zł. Patrząc na poszczególne województwa, najbardziej zadłużone były osoby z mazowieckiego – przeszło 1,7 mld zł.
Jak mówi Prezes Grupy AVERTO Małgorzata Marczulewska pandemia koronawirusa pod żadnym pozorem nie jest usprawiedliwieniem przy niepłaceniu alimentów, a coraz częściej zdarza się, że dłużnicy w trwającej pandemii znajdują alibi dlaczego zalegają z opłatami wobec swoich dzieci.
– Prowadzimy obecnie kilkadziesiąt takich spraw. Środki działania naszej kancelarii windykacyjnej dobierane są zwykle pod kwotę zadłużenia i sytuację dłużnika. Inaczej bowiem prowadzi się sprawę, gdzie zadłużenie urosło na bieżąco, a inaczej gdy mamy do czynienia z dużymi zaległościami sprzed pandemii. Koronawirus nie jest wytłumaczeniem dla braku wpłat, ale musimy też realnie oceniać sytuacje, gdy na przykład ktoś stracił pracę – mówi Prezes Małgorzata Marczulewska.
– Zdarzają się sytuacje, że jeden dłużnik ma kilkanaście nieskutecznych windykacji. Jemu już nie robi różnicy czy będzie mieć jeszcze jedną więcej. Wtedy do akcji wkraczają detektywi, którzy szukają ukrytego majątku. Dodajmy, że w takich sytuacjach usprawiedliwienie: „nie płacę, bo koronawirus” nie ma racji bytu – mówi Prezes Małgorzata Marczulewska.
Prawnicy wprost: „Jest trudniej o egzekucję alimentów, a jako argument podawana jest pandemia”
Coraz większą ilość sytuacji, gdy alimenciarze używają pandemii koronawiusa jako alibi, by płacić jak najmniej lub nie płacić wcale potwierdzają prawnicy. Jak mówi mec. Marek Jarosiewicz z Kancelarii Wódkiewicz & Sosnowski takich spraw jest wiele. Dłużników mówi zwykle, że stracił pracę lub jest „niepewny przyszłości”: – Jest dużo trudniej o egzekucje alimentów, co wynika z pogorszenia sytuacji majątkowej w wielu rodzinach. Za tym idzie zjawisko, które nazwałbym „wzmożoną kreatywnością dłużników alimentacyjnych”, którzy wykorzystują luki prawne żeby od obowiązku płacenia alimentów się uchylać. To powoduje dodatkowe spory między rodzinami dzieci uprawionych do uzyskiwania alimentów – mówi mec. Marek Jarosiewicz z Kancelarii Wódkiewicz & Sosnowski.
– Pandemia nie może być argumentem zaległości alimentacyjnych, może być argumentem, by obniżyć alimenty, należy jednak udokumentować sytuację i faktyczne pogorszenie. Wyobrażam sobie sytuację, że zaległości alimentacyjne ma przedsiębiorca objęty lockdownem. Wtedy powinien on jednak złożyć odpowiedni pozew do sądu i dopiero wtedy sąd zdecyduje, czy obniżka jest zasadna. To musi się odbywać na drodze prawa, a nie być samowolą – tłumaczy mec. Marek Jarosiewicz.
Pandemia koronawirusa zwiększyła paletę kreatywnych działań alimenciarzy: – Przed dłużników podejmowane są działania jak np. przenoszenie udziałów w spółkach na najbliższych czy generowanie dodatkowych kosztów przez zaciąganie pożyczek. Nie brakuje także przypadków obniżania wynagrodzenia po to, by fikcyjnie przedstawiać swoją gorszą sytuację materialną. Prawnicy muszą mieć oczy szeroko otwarte – przyznaje mec. Jarosiewicz.