Protekcjonizm Unii Europejskiej, czyli pieniądze dla rodzimych firm i bariery wejścia

Protekcjonizm w Unii Europejskiej objawia się dwoma elementami. Z jednej strony to nielegalna pomoc publiczna, którą częściej uzyskują firmy pochodzące z danego kraju. Są to także bariery pozataryfowe, które wprowadzają dane państwa. Może być to np. konieczność rejestracji w danym systemie, który przewiduje ustawodawstwo krajowe – ale nie traktaty europejskie. Prowadzi to do uiszczania dodatkowych opłat, które nie powinny być wymagane – ze względu na konkurowanie na podobnych warunkach we wszystkich krajach. Polityka protekcjonistyczna Wspólnoty Europejskiej skutkuje także przekazywaniem środków przez dane państwo rodzimym firmom. Różnego rodzaju działania, regulacje i wytyczne pozwalają na transfer pieniędzy z sektora finansowego do własnych firm. Niemcy przekazują swoim podmiotom, działającym na krajowym rynku – rekordowe 40 miliardów euro. W Polsce pomoc ta, często piętnowana przez dziennikarzy, wynosi jedynie 4 miliardy euro.

– Badania Komisji Europejskiej potwierdzają, że Polska nie chroni dodatkowo swojego rynku pracy i nie utrudnia wejścia – powiedział serwisowi eNewsroom Piotr Arak, prezes Polskiego Instytut Ekonomicznego – Biorąc pod uwagę przewlekłe postępowania administracyjne i wprowadzanie barier na Zachodzie, cały region Europy Środkowo-Wschodniej wypada pod tym względem lepiej. Głośnym elementem działań protekcjonistycznych Unii Europejskiej jest przypadek zagranicznych – w tym też polskich – pracowników delegowanych. Wyjeżdżający do pracy za granicę w ramach jednego przedsiębiorstwa otrzymywali wynagrodzenie ustalone przez firmę na terenie Polski. Komisja Europejska oraz wiele państw członkowskich – także Francja i Niemcy – domagali się unormowania i wyrównania płac do poziomu wynagrodzeń minimalnych danego kraju – podkreślił Arak.