Raport o deflacji w Polsce

Prezes NBP Marek Belka
Prezes NBP Marek Belka

Piąty miesiąc deflacji w Polsce, a nie spada ani zatrudnienie, ani produkcja detaliczna. Mamy do czynienia z sytuacją paradoksalną – dziwią się ekonomiści, z którymi rozmawiał portal Money.pl. I prognozują: już w 2015 roku nastąpi odbicie. Kiedy dokładnie? Musimy na nie poczekać od dwóch do dwunastu miesięcy.

W ciągu roku najbardziej potaniała żywność (o 2,7 proc.), transport (o 3,7 proc.) oraz ubrania i buty (o 4,6 proc.). Podrożały z kolei alkohol i papierosy (o 3,6 proc.) oraz prowadzenie mieszkania (o 0,4 proc.). Średni poziom cen spadł o 0,6 procent – donosi Główny Urząd Statystyczny, ogłaszając piąty miesiąc deflacji w Polsce. Obawiano się jej już w czerwcu 2013 roku, kiedy ceny rosły bardzo wolno, bo w tempie 0,2 procent. Jednak dopiero w lipcu tego roku, pierwszy raz od 1972 roku, wskaźnik cen spadł poniżej zera.

Eksperci zaczynają przestrzegać, że taka sytuacja może mieć negatywne skutki dla polskiej gospodarki – kiedy mamy deflację, ze względu na spadek cen, produkcja staje się mniej opłacalna, zamówienia odsuwa się w czasie i gospodarka popada w recesję.

Inflacja w Polsce w latach 2000-2014

– Wynagrodzenia nie wzrastają, a mimo to stać nas na coraz więcej. Mimo to, nie jest to wcale dobra wiadomość dla wszystkich. Bo za recesją przychodzi bezrobocie i na większe zakupy stać coraz mniej osób – tłumaczy w Money.pl Andrzej Bratkowski z Rady Polityki Pieniężnej.

Zagrożeniem może być również tak zwana spirala deflacyjna. Ludzie, widząc, że ceny spadają i taka sama suma jest warta coraz więcej, odkładają zakupy na później. To zaś skutkuje spadkiem popytu, a firmy, reagując na niego, ograniczają produkcję.

Bratkowski nie przewiduje jednak takiego scenariusza w Polsce. Podobnego zdania jest ekonomista, prof. Dariusz Filar: – W stosunku do tego, co obserwujemy w Polsce, nie użyłbym słowa deflacja. Nie występują bowiem zjawiska, z którymi się wiąże, czyli spadek produkcji detalicznej, zatrudnienia oraz płac. Wręcz przeciwnie – u nas to wszystko delikatnie rośnie. Mamy więc do czynienia z sytuacją paradoksalną.

Z tego też powodu większość ekspertów jest zdania, że Rada Polityki Pieniężnej nie musi na razie ciąć stóp procentowych. – Nie mamy jednak do czynienia z długotrwałą deflacją, to sytuacja przejściowa, nie ma co panikować – przekonuje w rozmowie z Money.pl ekonomista, prof. Marian Noga.

Zdaniem ekspertów, z którymi rozmawiał portal Money.pl, sytuacja w Polsce wynika wyłącznie z tego, co dzieje się na zagranicznych rynkach. Podobnego zdania jest NBP, który podkreśla, że w ciągu ostatnich miesięcy wskaźnik spadł bowiem w większości krajów strefy euro, między innymi w Niemczech i we Francji, podobnie było w krajach Europy Środkowo – Wschodniej.

Wszędzie inflacja spada z dwóch powodów. Po pierwsze, na rynkach światowych tanieje żywność. Po drugie, rekordowo spadają ceny energii. Na przykład ropa potaniała w ciągu roku o ponad 40 procent. NBP zwraca również uwagę na spadek cen węgla na świecie, zwłaszcza w USA, gdzie postawiono na gaz łupkowy.

Cena baryłki ropy od początku roku

Eksperci są jednak pewni – niedługo deflację zastąpi inflacja. –Na pewno w 2015 roku będzie się ona kształtować na poziomie 1-1,5 procent, a już rok później nawet do 2,5 procent – zapewnia Marian Noga. Kiedy nastąpi odbicie? Noga sądzi, że już za dwa, trzy miesiące. Andrzej Bratkowski z Rady Polityki Pieniężnej jest dużo ostrożniejszy. Jego zdaniem możemy na to poczekać nawet do końca 2015 roku.

Co podrożeje? – Z całą pewnością usługi, a więc kultura, rekreacja, turystyka – przekonuje Dariusz Filar. W górę pójdą również ceny żywności. Eksperci nieśmiało prognozują również delikatny wzrost cen energii i ropy.