100 000 zł odszkodowania za wypadek sprzed 15 lat

sąd rejonowy

Kamil, 17to latek z Olsztyna nigdy nie poznał swoich rodziców. Matka chłopca zginęła w wypadku samochodowym w czerwcu 1999 roku. Ojciec bardzo podupadł na zdrowiu i nie mogąc pogodzić się ze stratą ukochanej żony, zmarł wkrótce potem na zawał serca. Kamil miał wówczas 2 lata i trafił pod opiekę dziadków. Całą prawdę poznał dopiero w 2010 roku.

W pogodną, czerwcową sobotę 1999 roku, matka chłopca jechała jako pasażerka w samochodzie prowadzonym przez jej brata. Rodzeństwo miało odebrać babcię Kamila ze szpitala, w którym ta leczyła się na nerki. Dopiero po kilku godzinach bezowocnego oczekiwania w szpitalnym holu do starszej kobiety dotarły tragiczne wieści. Prowadzony przez 34o latka Polonez z nieustalonych przyczyn zjechał do rowu, dachował i ostatecznie uderzył w przydrożne drzewo. Zarówno kierowca jak i pasażerka ponieśli śmierć na miejscu.

„Mama i tata są w niebie”

Ojciec osieroconego chłopca nie był w stanie unieść ciężaru tragedii. Nagła utrata ukochanej żony doprowadziła do załamania nerwowego, w wyniku czego mężczyzna bardzo podupadł na zdrowiu. Rzeczywistą opiekę nad chłopcem sprawowali jego dziadkowie oraz siostra zmarłego w wypadku rodzeństwa. Według relacji członków rodziny, ojciec nie był w stanie się zajmować Kamilem, gdyż jego widok przywoływał wspomnienia o tragicznie zmarłej żonie. Mężczyźnie zdarzało się płakać podczas opieki nad synem. Kwietniowego poranka 2000 roku, teściowej nie udało się go obudzić. Wezwane na miejsce pogotowie ratunkowe stwierdziło zgon w wyniku rozległego zawału serca.

Dramatyczny splot zdarzeń zmusił dziadków chłopca do przejęcia nad nim pełnej opieki. Z początku nie było większych problemów, jednak sytuacja zaczęła się diametralnie zmieniać w momencie gdy chłopiec poszedł do szkoły. Kiedy Kamil zauważył jak rodzice odbierają jego kolegów po lekcjach, po raz pierwszy zapytał babcię „czemu ja nie mam mamy i taty”. Kobieta zaprowadziła go wówczas na grób rodziców, tłumacząc że znajdują się w niebie. Całą prawdę o okolicznościach ich śmierci wyjawiła jednak dopiero w 2010 roku, 11 lat po tragedii.

Proces o odszkodowanie

Brak normalnego domu w znaczny sposób zakłócił prawidłowy rozwój chłopca. Miał problemy z nauką, konieczne były też kosztowne wizyty u logopedy. Dziadkowie utrzymywali się z emerytury i mieli coraz większy problem z zapewnieniem chłopcu środków niezbędnych do prawidłowego rozwoju. Przez długie lata nie zdawali sobie sprawę, że mogą w jego imieniu ubiegać się o odszkodowanie za śmierć córki. Ostatecznie zdecydowali się na to w sierpniu ubiegłego roku i wysłali do Ubezpieczyciela odpowiedzialnego za likwidację szkody pismo z roszczeniem zapłaty 100 000 zł z tytułu odszkodowania za śmierć matki dziecka.

Niestety Towarzystwo Ubezpieczeniowe odmówiło wypłaty jakichkolwiek środków, w związku z czym sprawa trafiła do Sądu. Linia obrony Ubezpieczyciela opierała się na fakcie, iż przed dn. 3 sierpnia 2008 nie obowiązywał art. 446 § 4 K.C., przewidujący możliwość przyznania zadośćuczynienia za doznaną krzywdę dla najbliższych członków rodziny zmarłego. Sędziego jednak nie przekonała ta argumentacja i nakazał firmie wypłatę 100 000 zł zadośćuczynienia dla chłopca. – Fakt, iż w dniu tragedii nie obowiązywał art. 446 § 4 K.C, nie oznacza, iż brak jest podstawy prawnej do dochodzenia zadośćuczynienia za śmierć osoby bliskiej, zmarłej przed 3 sierpnia 2008 – mówi mec. Joanna Smereczańska-Smulczyk z Kancelarii Radców Prawnych EuCO, która prowadziła sprawę Kamila. –Nie można bowiem pominąć art. 448 K.C., który może być podstawą do przyznania zadośćuczynienia w przypadku, gdy śmierć osoby bliskiej stanowi działanie naruszające dobra osobiste członków rodziny zmarłego – tłumaczy.

Firma ubezpieczeniowa postanowiła wnieść apelację, jednak Sąd drugiej instancji podzielił opinię poprzednika i wyrok pozostał niezmieniony, co oficjalnie ogłoszono w lutym tego roku.

Dane bohaterów tekstu zostały celowo zmienione.