Wzrost liczby emerytów przy jednoczesnym spadku ilości osób pracujących prowadzi do kryzysu ekonomicznego krajów wysoko rozwiniętych. Za 25 lat będzie on wyjątkowo widoczny także w Polsce, ze względu na dodatkowy czynnik, tj. wysoką emigrację. W związku z tym, nasze państwo czekają bardzo poważne konflikty wewnętrzne.
Problem starzejącego się społeczeństwa występuje w większości krajów wysoko rozwiniętych. Najbardziej widoczny jest w Japonii. Podobna sytuacja ma miejsce w Europie Zachodniej, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Australii. Dzięki postępowi medycyny, mieszkańcy tych części świata żyją coraz dłużej. Jednocześnie odnotowują spadek liczby urodzeń. Aby struktura i wielkość populacji utrzymywały się na stałym poziomie, współczynnik dzietności, który określa liczbę dzieci przypadających na każdą kobietę w wieku rozrodczym, musi wynosić średnio 2,1.
– Obecnie, w krajach wysoko rozwiniętych współczynnik dzietności kształtuje się pomiędzy 1,3 a 1,5. Jednocześnie, należy zauważyć, że coraz szybciej przybywa ludzi w wieku poprodukcyjnym, czyli emerytalnym. Osoby obecnie wchodzące na rynek pracy, nie zastępują w pełni tych, które z niego odchodzą – mówi serwisowi agencyjnemu MondayNews, dr Jacek Tomkiewicz, dyrektor ds. naukowych w Centrum Badawczym Transformacji Integracji i Globalizacji, które działa przy Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie.
Jak zauważa ekspert, Polska i Kanada są na podobnym poziomie rozwoju cywilizacyjnego. Choć państwa te znacznie różnią się od siebie stopniem zamożności, to mają porównywalny model funkcjonowania. Oznacza to, że w obu krajach liczba dzieci, rodzących się w przeciętnych rodzinach, jest do siebie zbliżona. Współczynniki dzietności w obu przypadkach wynoszą od 1 do 1,5. Należy jednak zwrócić uwagę, że w Kanadzie istnieje dodatnie saldo migracji, a Polsce – ujemne.
– Do Kanady przyjeżdża więcej ludzi, niż z niej wyjeżdża, natomiast w Polsce jest odwrotnie. Występuje tu bardzo głębokie, ujemne saldo migracji. Wynika to z faktu, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat nasz kraj opuściło ok. 1,5 mln osób. Ponadto większość emigrantów nie wróci już do ojczyzny. Ich dzieci także będą pracowały za granicą, m.in. w Wielkiej Brytanii. Oznacza to oczywiście spadek liczby ludności w wieku produkcyjnym i pogorszenie sytuacji w perspektywie kolejnych 20 lat – wyjaśnia dr Jacek Tomkiewicz.
Ekspert z Akademii Leona Koźmińskiego ostrzega, że obecny poziom emerytur jest relatywnie wysoki w stosunku do tego, jaki jest przewidywany w przyszłości. Jeśli aktywni zawodowo Polacy nie będą samodzielnie odkładali pieniędzy ze swoich obecnych pensji, to na starość mogą mieć problem z tym, żeby w ogóle się utrzymać. Za 25 lat będzie ok. 20 mln osób w wieku produkcyjnym i prawie 9 mln seniorów. Przyszłemu emerytowi, teoretycznie, będzie przysługiwało wysokie świadczenie, np. z tytułu osiąganych przez niego zarobków lub przepracowanych lat. Jednak go nie otrzyma z braku funduszy, płaconych ze składek osób pracujących.
– Obecnie w naszym kraju żyje około 25 mln ludzi w wieku produkcyjnym, wśród których nie wszyscy pracują, oraz 7 mln seniorów. Oznacza to, że na trzech zatrudnionych przypada jeden emeryt. Gdy przybędzie osób w wieku poprodukcyjnym, a liczba Polaków aktywnych zawodowo zmaleje, będziemy musieli pracować dłużej. Podatki i składki emerytalne wzrosną, a wysokość świadczeń zmaleje – przewiduje dr Tomkiewicz.
Specjalista podkreśla, że problemów demograficznych nie można rozwiązać w krótkim czasie. Nawet, gdyby w najbliższym roku drastycznie wzrosła liczba urodzeń, to potrzeba aż 20 lat, aby nowonarodzone dzieci pojawiły się na rynku pracy. Jedyne, co możemy zrobić obecnie, to zwiększyć poziom migracji. Jednak państwa, z których przyjeżdżają do nas obcokrajowcy, czyli Ukraina, Białoruś czy Rosja, odnotowują jeszcze niższe wskaźniki demograficzne, niż Polska.
– Nasz kraj czekają poważne konflikty wewnętrzne. Emeryci zaczną się wyraźnie sprzeciwiać drastycznie niskim świadczeniom i długim kolejkom w przychodniach i szpitalach. Lekarze, nauczyciele oraz reprezentanci innych grup zawodowych, opłacanych ze środków publicznych, będą protestować z powodu niesatysfakcjonujących płac. To osłabi jakość dóbr publicznych, czyli poziom ochrony zdrowia i edukacji. Problemy, które powstaną, będą praktycznie nie do rozwiązania – przewiduje ekspert z Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie.
Ponadto dr Tomkiewicz wyjaśnia, że Polskę i Kanadę różni system emerytalny. U nas jest on zdefiniowany składką, podczas gdy w tamtym kraju funkcjonuje tak zwana emerytura obywatelska. Nie zależy ona od liczby przepracowanych lat i składek pobieranych z pensji osób aktywnych zawodowo. Obecny wiek emerytalny to w Kanadzie 65 lat. Emerytura podstawowa przysługuje tym, którzy mieszkali tam co najmniej 10 lat, po skończeniu 18 roku życia. Pełna kwota jest dla tych, którzy przeżyli w Kanadzie co najmniej 40 lat. Im krótszy okres zamieszkiwania, tym niższe świadczenie. Oznacza to, że jedni dostają więcej, niż odprowadzili składek, inni odwrotnie, więc system się automatycznie sam bilansuje.