Banki bronią się przed orzeczeniem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej

    Polskie banki bronią się przed orzeczeniem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej i wyrokami sądów powszechnych, które unieważniają umowy we frankach. Stosują narrację, w której to one są podstawą działania polskiej gospodarki – ona zaś miałaby upaść, gdy banki poniosą straty związane z wyrokami na korzyść kredytobiorców. Narracja ta jest oszukańcza i błędna z dwóch powodów. Po pierwsze banki, które udzielały kredytów we frankach, wcale nie są podstawą polskiej gospodarki. Przyglądając się poszczególnym bankom z dużymi portfelami kredytowymi we frankach widzimy, że nie mają one zbyt dużo zdrowych aktyw. Po drugie zaś koszty procesów rozłożą się na parę lat – nie powinny więc być dużym obciążeniem. Najważniejszy jednak jest język, którym posługują się banki. Mówią one o „stratach” – a w rzeczywistości mamy do czynienia z brakiem przyszłych, nieuczciwych zysków.

    – W banku BPH zostały tylko i wyłącznie toksyczne kredyty i roszczenia z tytułów sprzedaży nieuczciwych produktów. Ten bank nie finansuje już przecież gospodarki, podobnie jak Deutsche Bank Polska i Raiffeisen. Nie rozmawiamy więc o stratach, które dotknęłyby polską gospodarkę – lecz o braku przyszłych zysków. Banki nie dostaną pieniędzy, które chciały zarobić na sprzedaży dodatkowych ubezpieczeń, zawyżonych odsetkach i nieuczciwych przewalutowaniach – powiedziała serwisowi eNewsroom Barbara Garlacz, radczyni prawna. – Dodatkowo warto przyjrzeć się zmianom na rynku bankowym w ostatnich pięciu latach. Łączenia i reorganizacje banków były bowiem ucieczką przed frankowiczami. Banki dążyły do tego, by toksyczne kredyty pozostały w „spółkach wydmuszkach”. To stwarza niebezpieczeństwo, że kredytobiorcy nie będą mogli otrzymać odszkodowań zasądzonych w wygranych rozprawach. Dlatego tak ważne jest rozwiązanie sprawy przed spłatą wszystkich rat i policzenie już opłaconych kwot na poczet kapitału – radzi Garlacz.