Dają pracę, płacą podatki, ale w Polsce to wciąż kombinatorzy i oszuści

    szef

    Przedsiębiorca ma pomysł na biznes. Otwiera firmę, rozkręca ją, w miarę rozwoju zatrudnia coraz więcej pracowników i płaci coraz większe podatki. Państwo w podzięce za zwiększone wpływy do budżetu i spadek bezrobocia wysyła mu laurkę? Wręcz przeciwnie. Bierze pod lupę i sprawdza. Skoro się dorobił, to musiał ukraść. Bo przecież wiadomo, że pierwszy milion trzeba ukraść. No i jak ma z czego płacić, to może płacić więcej. Niestety to nie fikcyjna wizja fatalisty, to rzeczywistość.

    „Przedsiębiorca w Polsce to nie jest człowiek sukcesu, tylko ten, który coś kombinował. To jest straszne, bo bez przerwy ktoś sugeruje, że przedsiębiorcy to nieuczciwi ludzie, zamiast doceniać ich wysiłek w dochodzeniu do pieniędzy” – powiedział w wywiadzie dla Forbesa Adam Góral, prezes jednej z największych polskich firm – Asseco Poland.

    Jak przestrzegane są prawa przedsiębiorców

    Zgodnie z Uzasadnieniem ustawy budżetowej na 2020 rok, planowane dochody państwa wyniosą 429 mld 530 mln zł. Składają się na nie wpływy niepodatkowe w kwocie 34 mld 681 mln zł, reszta, to wpływy podatkowe, a więc: z VAT, CIT, akcyzy oraz innych danin i opłat. To także zwiększone wpływy z PIT, płacone nie tylko przez właścicieli firm, ale i zatrudnianych przez nich pracowników. W 92% państwo utrzymywane jest więc z podatków, w głównej mierze wypracowywanych bezpośrednio lub pośrednio przez przedsiębiorców.

    No więc kraj, w którym co najmniej od 1997 roku, a więc od daty ustanowienia Konstytucji RP, podstawą ustroju gospodarczego jest społeczna gospodarka rynkowa oparta na wolności działalności gospodarczej i własności prywatnej, wydawać by się mogło jest stworzony dla przedsiębiorców, i kochającym przedsiębiorców. Jeśli w pierwszej kwestii można przytaknąć, co potwierdzają sukcesy wielu polskich firm i siła polskiej gospodarki, to już co do drugiej trzeba się ugryźć w język.

    Związek Przedsiębiorców i Pracodawców opublikował w październiku 2018 r. raport nt. przestrzegania praw przedsiębiorców w Polsce. Jak zawarto w jego podsumowaniu: „Sytuacja przedsiębiorców wciąż jest bliższa częściowego łamania praw aniżeli ich przestrzegania”.

    10 lat czekania na zwrot VAT

    Jakiś przykład łamania praw przedsiębiorców? Pierwsza odpowiedź, jaka się nasuwa, to latami wstrzymywane zwroty VAT. Mimo iż Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wielokrotnie powtarzał, że prawo do zwrotu nadpłaconego podatku od towarów i usług to fundamentalne prawo podatników (np. wyroki z 22 października 2015 r., o sygn. akt. C-277/14, czy z 1 kwietnia 2019 r., sygn. akt C-691/17) przez polskiego fiskusa rozumiane jest raczej jako prawo do prośby, petycji o jego zwrot, zgodnie z regułą, wyrażoną w jednym z wyroków NSA: „zasada szybkości zwrotu podatku nie może (…) być faworyzowana kosztem zasady słuszności zwrotu, gdyż (…) skutkować mogłaby (…) niemożliwością późniejszego odzyskania podatku…” (wyrok z 25.05.2018 r., sygn. akt I FSK 579/18).

    Z danych opublikowanych przez Ministerstwo Finansów w połowie 2017 r. wynika, że łączna kwota wstrzymanych zwrotów wyniosła około 2,15 mld zł, a rekordziści czekali nawet 10 lat. A 23% VAT to przecież niemal 1/4 wartości przeprowadzonej przez przedsiębiorcę transakcji. Jeśli więc firma w krótkim czasie (a taki zakładany jest przez prawodawcę – ustawa o VAT daje organom 60 dni na zwrot, a na prośbę podatnika nawet tylko 25 dni) nie odzyska tych należnych pieniędzy, może to jej zagrozić utratą płynności finansowej. A do czego ona prowadzi, nie trzeba nikomu tłumaczyć.

    Urzędnicy są bezkarni

    17 października 2019 r. odbyło się VI Posiedzenie Rady Przedsiębiorców. Jedna z pokazanych wówczas prezentacji Biura Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców zawierała kazus przedsiębiorcy, franczyzobiorcy restauracji typu fast-food. W 2011 r. stosował on w zakresie większości oferowanych przez siebie produktów 8% stawkę opodatkowania VAT. Ale w tamtym czasie pojawiły się wątpliwości, czy nie powinien on stosować niższej, 5% stawki VAT. Jego franczyzodawca, wraz z kilkoma innymi franczyzobiorcami, wystąpili do Ministra Finansów z wnioskiem o wydanie interpretacji w sprawie określenia właściwej stawki opodatkowania. Minister potwierdził, że jest nią 5%.

    Przedsiębiorca złożył w urzędzie skarbowym korektę deklaracji podatkowej. Urząd, bez wydawania decyzji zwrócił przedsiębiorcy nadpłacone 37,5% wartości podatku (odprowadzał 8% VAT zamiast 5%). Fiskus za podstawę wziął przepis art. 75 § 4 Ordynacji podatkowej, zgodnie z którym, jeśli prawidłowość skorygowanej deklaracji nie budzi wątpliwości, organ zwraca nadpłatę bez wydawania decyzji. Przedsiębiorca przez kolejne lata stosował więc niższą stawkę opodatkowania, działając w przekonaniu, że skoro organ zwrócił nadpłatę i nie budziło to jego wątpliwości, to 5% stawka jest prawidłowa.

    W 2014 r. urząd kontroli skarbowej skontrolował przedsiębiorcę w zakresie prawidłowości rozliczeń w podatku VAT. Nie stwierdził nieprawidłowości. 24 czerwca 2016 r. Minister Finansów zmienił zdanie i wydał interpretację ogólną nakazującą stosować stawkę 8%. Już we wrześniu urząd kontroli skarbowej przeprowadził kontrolę jeszcze raz. Stwierdził nieprawidłowość stosowanej stawki 5% i wydał decyzję nakazującą zwrot różnicy.

    Urzędnicy wszczęli przeciw przedsiębiorcy postępowanie karne skarbowe, mimo, że art. 75 § 5 Ordynacji podatkowej wyraźnie tego zakazywał: „Jeżeli zwrotu nadpłaty w trybie, o którym mowa w § 4, dokonano nienależnie lub w wysokości wyższej od należnej, w zakresie nadpłaty będącej przedmiotem wniosku nie wszczyna się postępowania w sprawach o przestępstwa i wykroczenia skarbowe”. Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców zawnioskował o ukaranie odpowiedzialnego za to urzędnika. W odpowiedzi odmówiono wszczęcia postępowania dyscyplinarnego z uwagi na brak przesłanek (źródło: „Nieskuteczność systemu karania urzędników w związku z łamaniem przez nich prawa”, Anna Zaręba-Faracik, Dyrektor Wydziału Interwencyjno-Procesowego – Biuro Rzecznika MŚP).

    Wystarczy postraszyć, a zapłacą więcej niż muszą

    Ale przyzwolenie na takie traktowanie przedsiębiorców przez urzędników skarbowych pociąga za sobą jeszcze gorsze konsekwencje. Przedsiębiorcy czują się zaszczuci i zastraszeni. W grudniu 2019 r. tygodnik Polityka tak opisał ich sytuację:

    „Większość – ze strachu przed mściwością fiskusa – płaci pieniądze, których nie są państwu winni. Dochodzi nawet do sytuacji, że uczciwi przedsiębiorcy boją się prosić o zwrot należnego im podatku VAT, żeby nie budzić niechęci urzędników. Coraz częściej zdarza się też, że urzędnicy skarbowi straszą podatników grzywnami za niepopełnione przez nich grzechy. Ich pieniędzmi również uszczelnia się dziurawy budżet”.

    Boją się wszyscy, nie tylko mali

    W rozmowie z Forbesem, prezes zatrudniającego 50 tysięcy pracowników i płacącego olbrzymie podatki Asseco został zapytany o relację państwa z dużym biznesem przez pryzmat tego, że kilku polskich przedsiębiorców z listy 100 najbogatszych woli unikać przyjazdu do kraju. Odpowiedział, że to nie najbogatsi są problemem Polski, bo przecież większość z nich to wybitni ludzie, otaczający się gronem kolejnych mądrych ludzi. Obecne traktowanie przedsiębiorców spycha Polskę na światowy margines rozpoznawalności, a to będzie pogłębiać trudności z promocją polskiej marki.

    „Jeżeli nasze państwo nie będzie szanować osób z listy najbogatszych, to nasze marzenia o eksporcie prawdziwej wartości dodanej, na czym można dużo zarabiać, pozostaną jedynie marzeniami” – powiedział Góral.

    Przedsiębiorca to ktoś, kogo można opodatkowywać, ograniczać jego działalność, a jak się nie podoba, to tam są drzwi

    A jak traktuje się biznesmenów z listy najbogatszych? Pokazał to obecny rząd, wprowadzając 1 stycznia 2019 r. jedną autorytarną decyzją nowy podatek, ironicznie nazwany daniną solidarnościową. Dlaczego ironicznie? Bo trudno nazwać podatek „solidarnościowym”, skoro obarczono nim tylko 0,06% Polaków.

    W słynnym już wystąpieniu prezesa rządzącej partii w 2018 r. polscy przedsiębiorcy usłyszeli, że jeśli ich nie stać na ponoszenie ciężarów prowadzenia działalności w Polsce, to znaczy, że nie nadają się do tego by tu ją prowadzić. Czyli w skrócie – jeśli nie jesteś w stanie płacić zbyt wysokich dla ciebie opłat obowiązkowych, to zajmij się czymś innym lub nie prowadź firmy w Polsce. Chyba w najlepszy możliwy sposób wypromował tym prowadzenie działalności gospodarczej w formie zagranicznej spółki.

    W kwietniu i w maju tego roku przedsiębiorcy wyszli na ulice. Podjęli strajk żądając jak najszybszego odmrożenia gospodarki, zamrożonej przez rząd z powodu epidemii koronawirusa. Cytowany wówczas przez MetroWarszawa przedsiębiorca i kandydat na Prezydenta RP Paweł Tanajno powiedział: „To, co zrobił rząd z nami, przedsiębiorcami, z prawem skarbowym, z tym, że skarbówka może sobie zająć uznaniowo nasze rachunki, to jest naruszanie naszej podstawowej wolności i własności”. „To my pracujemy na dobrobyt” – dodał jeden z protestujących.

    Autor: Kinga Hanna Stachowiak Wspólnik Zarządzający w Kancelarii Prawnej Skarbiec specjalizującej się w ochronie majątku, doradztwie strategicznym i zarządzaniu sytuacjami kryzysowymi. Prezes Zarządu spółek z branży nieruchomości i consultingu biznesowego.