W połowie maja obserwowaliśmy problemy w elektrowni Bełchatów. Aż 10 z 11 zainstalowanych tam bloków musiało zostać odciętych od sieci energetycznej. Okazuje się, że przyczyną powstałej awarii nie była dysfunkcja samych bloków. Te działały poprawnie – a kłopoty z przesyłem energii leżały po stronie Polskich Sieci Energetycznych, a dokładnie stacji rozdzielczej w Rogowcu. Komentatorzy tego wydarzenia wskazują, że przyczyną wahań mocy w sieci energetycznej, spowodowanych tą awarią, było więc przyłączenie zbyt dużej ilości bloków do jednej stacji rozdzielczej. Tymczasem 11. blok Bełchatowa – ten, który kontynuował swoją pracę podczas awarii, mógł działać właśnie ze względu na to, że przyłączony jest do innej stacji – w Trębaczewie. Eksperci uspokajają jednak, że taka sytuacja raczej nie będzie się powtarzać. Inne elektrownie nie polegają na pojedynczych stacjach rozdzielczych, a przyszłość polskiej energetyki leży w elektrowniach atomowych – w których nie będziemy instalować takiej mocy w jednym miejscu.
– Nie było awarii elektrowni PGE w Bełchatowie. Bloki pracowały normalnie, bez żadnych zakłóceń. Musiały być awaryjnie wyłączone w związku z pewnymi zakłóceniami na stacji energetycznej, która ma na celu rozprowadzenie energii do innych części Polski. Stało się to przyczyną do dyskusji na temat tego, w jaki sposób zabezpieczać polski system elektromagnetyczny kiedy dochodzi nie do awarii elektrowni, ale właśnie systemu przesyłowego – powiedział serwisowi eNewsroom Bartłomiej Sawicki, redaktor serwisu Biznesalert.pl. – Czy tak duża elektrownia powinna być podłączona do jednej stacji? Najnowocześniejszy blok – B14 o mocy blisko 900 megawatów – pracował cały czas. Był podłączony do innej stacji elektroenergetycznej, która nie uległa zakłóceniom – jak to podkreśla PSE. Pojawia się również drugi temat: nie można już, co pokazują trendy w energetyce, budować systemu elektroenergetycznego w oparciu o jedną, dużą elektrownię konwencjonalną. Jakiegokolwiek byśmy tutaj nie wymienili źródła zasilania. Bo to może skutkować podobnymi następstwami. Jedynym dużym źródłem elektroenergetycznym, które w najbliższych latach powstanie i będzie skumulowane w jednej jednostce, będzie atom. Mówimy tutaj o dwóch, trzech reaktorach w jednej lokalizacji. To prawie o połowę mniej mocy od tego, co jest zainstalowane w Bełchatowie. Dlatego do takich sytuacji w przyszłości już raczej nie dojdzie. Bełchatów odejdzie zaś do przeszłości za około 10 lat – w ciągu których tylko tam może dojść do kolejnych takich awarii. Inne bloki, takie jak Kozienice czy Opole, nie są aż tak skumulowane – nie mają tak dużej mocy i są bardziej zdywersyfikowane, jeśli chodzi o wyjście energii elektrycznej – wskazuje Sawicki.