Przeciętny Polak musi pracować na spłatę zadłużenia prawie 4 miesiące

Jakub Kostecki, prezes Zarządu Kaczmarski Inkasso
Jakub Kostecki, prezes Zarządu Kaczmarski Inkasso

5 366 zł netto – tyle według ostatnich dostępnych danych GUS wyniosło przecięte wynagrodzenie w naszym kraju. Średnie zadłużenie, przypadające na jednego konsumenta, widniejące w Krajowym Rejestrze Długów, sięga natomiast 19 271 zł. Statystyczny Polak musiałby pracować na spłatę zaległości  3 miesiące i 18 dni i to pod warunkiem, że wszystko przeznaczy na uregulowanie zobowiązań. Najdłużej na uwolnienie się od długu pracowaliby mieszkańcy Lubelszczyzny – prawie 5 miesięcy.

Dane KRD pokazują, że zadłużenie Polaków – zaległe raty kredytów bankowych i pożyczek, niezapłacone rachunki za czynsz, prąd, gaz, telefon, telewizję czy Internet – wynoszą obecnie 45,4 mld zł. Niesolidnymi płatnikami jest aż 2,3 mln osób.

– Inflacja mocno odcisnęła piętno na zdolności konsumentów do spłaty zobowiązań. Początkowo wzrost płac ją przewyższał, ale od sierpnia ubiegłego roku mamy tendencję odwrotną. Jeśli ktoś nie miał oszczędności, a z badań KRD z końca 2021 roku wynika, że wówczas w takiej sytuacji była połowa Polaków, to mógł zacząć tracić płynność finansową. Dotyczy to nie tylko osób spłacających kredyty, których raty zaczęły znacząco rosnąć, ale także tych, których dochody nie były na tyle wysokie, aby sprostać rosnącym cenom towarów i usług. Jeśli nałożyć na to brak dyscypliny w zarządzaniu domowym budżetem, co jest nierzadkim zjawiskiem, na efekty nie trzeba czekać. A właśnie świadomość finansowa i umiejętność gospodarowania pieniędzmi są kluczowe, aby nie doprowadzić do zadłużenia, które często pogłębia się z każdą kolejną pożyczką czy zakupem ratalnym – wyjaśnia Jakub Kostecki, prezes Zarządu firmy windykacyjnej Kaczmarski Inkasso, współpracującej z KRD.

Tymczasem najnowsze analizy Centralnego Ośrodka Informacji Gospodarczej po pierwszym kwartale 2023 r. wskazują na niepokojący wzrost upadłości wśród polskich konsumentów. W ciągu zaledwie 3 miesięcy bankructwo ogłosiły 5 352 osoby, co odpowiada 1/3 ich liczby w całym 2022 r. Porównując pierwszy kwartał ubiegłego roku z obecnym, widoczny jest skok aż o 55 proc. COIG przewiduje, że obecny rok może być rekordowy i liczba niewypłacalności przekroczy nawet 20 tys. To czarny scenariusz, ale alarmujące wskaźniki po I kwartale pokazują, że w grudniu może się on zrealizować.

Niełatwo oddać pensję, bo z czegoś trzeba żyć

Zestawiając ostatnie dostępne dane GUS o przeciętnych zarobkach w województwach, które pochodzą z kwietnia, ze średnim zadłużeniem w regionach również z końca kwietnia, dowiemy się, gdzie trzeba najdłużej pracować na spłatę długów. Wyliczenie to jest jednak obarczone pewną nieścisłością. GUS podaje bowiem przeciętne zarobki w sektorze przedsiębiorstw zatrudniających 10 i więcej pracowników, które jest zawsze wyższe niż średnia pensja w całej gospodarce. Można więc przyjąć, że dłużnicy faktycznie spłacaliby swoje zobowiązania dłużej.

Przyjmując, że niesolidni płatnicy przeznaczyliby całe swoje wynagrodzenie na uregulowanie zaległych rachunków, najdłużej musieliby pracować mieszkańcy województwa lubelskiego. Przeciętna pensja wynosi tam 4 431 zł netto, a jedna osoba ma średnio 21 566 zł niezapłaconych zobowiązań. Oznacza to, że potrzebuje aż 4,9 wypłaty, aby uwolnić się od zaległości. W niełatwej sytuacji są także mieszkańcy województw podkarpackiego, podlaskiego, warmińsko-mazurskiego i świętokrzyskiego. Wszyscy powinni pracować 4,3 miesiąca, aby wyjść na finansową prostą. Ci pierwsi zarabiają 4 440 zł „na rękę”, a zaległości przypadające na jedną osobę to 19 089 zł. Podlasianie dostają co miesiąc 4 477 zł wypłaty, ale mają nieco wyższe statystyczne zadłużenie, które wynosi 19 327 zł. Z kolei osoby z Warmii i Mazur otrzymują 4 473 zł pensji, a pozostaje im do spłaty przeciętnie 19 241 zł. Mieszkańcy Świętokrzyskiego otrzymują 4 384 zł wynagrodzenia, a ich niezapłacone zobowiązania to przeciętnie 18 999 zł. Na podium znalazło się też województwo kujawsko-pomorskie, gdzie konsumenci powinni przeznaczyć pensję za 4,2 miesiąca, aby „stanąć na nogi”. Zarobki wynoszą tam 4 609 zł, a zadłużenie 19 413 zł.

Województwo Średnie zadłużenie w KRD Średnie wynagrodzenie netto Ile pensji netto musiałby przeznaczyć statystyczny dłużnik na spłatę zadłużenia
DOLNOŚLĄSKIE 19 512 zł 5 503 zł 3,5
KUJAWSKO-POMORSKIE 19 413 zł 4 609 zł 4,2
LUBELSKIE 21 566 zł 4 431 zł 4,9
LUBUSKIE 18 095 zł 4 746 zł 3,8
ŁÓDZKIE 18 096 zł 4 815 zł 3,8
MAŁOPOLSKIE 18 872 zł 5 599 zł 3,4
MAZOWIECKIE 22 226 zł 6 206 zł 3,6
OPOLSKIE 19 846 zł 5 078 zł 3,9
PODKARPACKIE 19 089 zł 4 441 zł 4,3
PODLASKIE 19 328 zł 4 478 zł 4,3
POMORSKIE 20 812 zł 5 406 zł 3,8
ŚLĄSKIE 18 950 zł 5 545 zł 3,4
ŚWIĘTOKRZYSKIE 18 999 zł 4 384 zł 4,3
WARMIŃSKO-MAZURSKIE 19 241 zł 4 473 zł 4,3
WIELKOPOLSKIE 18 241 zł 4 980 zł 3,7
ZACHODNIOPOMORSKIE 18 465 zł 4 911 zł 3,8
Polska 19 271 zł 5 366 zł 3,6

 

Zarabiają i zalegają dużo

Po przeciwnej stronie znajdują się mieszkańcy Śląska i Małopolski, którzy najszybciej poradziliby sobie ze spłatą długów. Musieliby bowiem pracować na to 3,4 miesiąca. Ślązacy zarabiają przeciętnie 5 544 zł, a ich zaległości, widniejące w KRD, to 18 950 zł. Z kolei konsumenci z województwa małopolskiego otrzymują 5 599 zł, a mają do oddania statystycznie 18 872 zł. Drugie miejsce w tym gronie zajmują mieszkańcy Dolnego Śląska, którzy zarabiają 5 503 zł, a są zadłużeni średnio na 19 512 zł. W ich przypadku wystarczyłoby 3,5 pensji i ich konta byłyby wolne od obciążeń. Pierwszą czwórkę województw, w których konsumenci mogą najszybciej uregulować należności, zamyka Mazowsze. Tam mieszkańcy co miesiąc otrzymują przeciętnie 6 206 zł, a mają średnio 22 226 zł długu, czyli najwięcej spośród wszystkich regionów. Musieliby zatem pracować 3,6 miesiąca, aby zlikwidować zaległości.

Kupują, ale nie zamierzają płacić

Jeśli ktoś pracuje i ma regularny dochód, negocjatorzy z firmy windykacyjnej są w stanie pomóc mu łatwo wyjść z długów. Ważne, aby taka osoba chciała przyjąć wsparcie, bo wtedy łatwiej z nią współpracować i dopingować do spłaty.

Niestety w rozmowach z dłużnikami negocjatorzy często słyszą lekceważące podejście do regulowania należności: że jedna niezapłacona rata za telewizor czy dwie zaległe faktury za abonament telefoniczny to nic wielkiego. Wielu konsumentów nie ma poczucia odpowiedzialności za zaciągnięte zobowiązania finansowe. Potrafią powiedzieć wprost, że trafiła się promocja na smartfona, więc kupili go na raty, ale nie mają z czego zapłacić. Z drugiej strony zdarzają się też sytuacje losowe, jak nagła choroba, które przyczyniają się do zadłużenia. Ale w takich przypadkach konsumenci najczęściej są gotowi do współpracy z negocjatorami, bo zależy im na powrocie do normalnego życia bez obciążeń finansowych. Nasze wieloletnie doświadczenie w pracy z dłużnikami potwierdza, że przy ich dobrej woli i zaangażowaniu zazwyczaj to się udaje – podsumowuje Jakub Kostecki.