Rajdu Świętego Mikołaja nie będzie

św mikołaj święta

Zamykający się właśnie tydzień grzebie nadzieje na coroczny rajd Świętego Mikołaja. Rynki kapitałowe wczoraj prawdopodobnie przekroczyły lokalny rubikon. Złoty opiera się minorowym nastrojom przede wszystkim dzięki zachowaniu euro na głównej parze walutowej.

EBC poprawia z lewego sierpowego

W mijający tydzień wchodziliśmy ze sporą dawką optymizmu, wywołanego przede wszystkim odczytami inflacyjnymi. Te, przynajmniej w najważniejszych gospodarkach, raz po raz okazywały się niższe od założeń. Dawało to nadzieję na tzw. pivot, czyli odwrócenie sentymentu w bankach centralnych. Inwestorzy już kreowali wizję wielkiej hossy, jaka może nas czekać w momencie przestawienia wajchy na luźną polityką pieniężną. Ostatnie dwa dni przyniosły jednak załamanie tego kierunku. Najpierw zimny kubeł wody na rozgrzane rynki wylał FED, zapowiadając, że wciąż nie ma mowy o zejściu z restrykcyjnej ścieżki, a jeszcze dalej jest do rozpoczęcia luzowania. I gdy wydawało się, że na fali optymizmu uda się jakoś znieść inwestorom ten cios, dzień później kolejny wyprowadził EBC. Pani Lagarde i spółka nie pozostawiła żadnych wątpliwości co do kierunku swoich działań w nadchodzących miesiącach. Tak jastrzębiego Europejskiego Banku Centralnego nie widzieliśmy od wielu, wielu lat. Dostaliśmy nie tylko podwyżkę o 50 p.b., ale również zapowiedź kolejnych takich ruchów, rozpoczęcie prawdziwej debaty na temat schodzenia z gargantuicznego bilansu EBC. To wszystko zostało na dodatek podlane sosem znacznie bardziej pesymistycznych predykcji makroekonomicznych. I nawet słowa o tym, że nadchodząca recesja będzie krótka i płytka, miały jakiś taki jastrzębi wydźwięk.

Król jest nagi

Kiedy dodamy do tego decyzje i narracje z pozostałych banków centralnych, które utrzymały się w podobnym tonie, nagle okazuje się, że ten optymizm z początku tygodnia stał się strasznie odległy, wręcz egzotyczny. Wielka Brytania, Szwajcaria, nawet Norwegia, wszyscy jednym głosem kontynuują krucjatę przeciwko inflacji. I choć krótkoterminowo jest to ogromna kotwica dla rynków finansowych, wydaje się, że w trochę szerszej perspektywie wyjdzie to wszystkim na dobre. Trwałe pożegnanie się z wysoką dynamiką cen jest na pewno lepszym rozwiązaniem niż zamiatanie pod dywan problemu przy pierwszej lepszej okazji. I nawet jeśli oznacza to, że koniec roku na rynkach będzie trudny, wczoraj na większości indeksów giełdowych widzieliśmy wyłamanie ostatnich tendencji wzrostowych, to jednak zasieje to ziarno pod bardziej optymistyczny przyszły rok, a przynajmniej jego drugą połowę.

Złoty zmieszany

To odejście od pozytywnego sentymentu powinno mocno się odbić na naszym złotym. Tak się jednak nie dzieje. Przede wszystkim z dwóch powodów. Po pierwsze sytuacja na głównej parze walutowej wspiera złotego. Euro wspierane słowami pani Lagarde jest solidną podporą i dopóki popularny edek będzie szedł w górę, to trochę na jego plecach radzić będzie sobie nasza waluta. Po drugie w ostatnich dniach na nowo rozgorzała dyskusja o KPO. Wiele wskazywało na strategiczny odwrót partii rządzącej w sprawie kamieni milowych, co na pewno wsparłoby gospodarkę, jak i lokalny pieniądz. Wczorajszym popołudniem ten obraz zaczął się jednak sypać, głównie za sprawą przemówienia prezydenta. Nie zmienia to jednak faktu, że jesteśmy obecnie znacznie bliżej porozumienia niż jeszcze tydzień temu.

Krzysztof Adamczak, analityk walutowy InternetowyKantor.pl