Dobra wiadomość dla kierowców. W okresie wakacyjnym cena za litr ropy utrzyma się nieco powyżej 4 złotych

Dr Przemysław Kwiecień, X-Trade Brokers Dom Maklerski S.A.
Dr Przemysław Kwiecień, X-Trade Brokers Dom Maklerski S.A.

Jak ocenia dr Przemysław Kwiecień, latem tankowanie na stacjach paliw nie podrożeje. Za taką prognozą przemawia taniejąca ropa i mocny kurs złotego. Dopiero na jesieni olej napędowy i benzyna mogą nieco zdrożeć. Notowania złotówki nieznacznie spadną, jeśli dojdzie do pogorszenia sytuacji na europejskich rynkach akcji. Z kolei, ropa ma szansę na wzrost swojej wartości w wyniku działań kartelu OPEC. To wszystko powinno mieć jednak umiarkowany wpływ na ceny paliw w Polsce.

Ropa tanieje z tygodnia na tydzień. To najdłuższy okres spadkowy od blisko 2 lat. Teraz zbliżamy się do poziomu 40 dolarów za baryłkę typu WTI. Jak podkreśla dr Przemysław Kwiecień, Główny Ekonomista X-Trade Brokers, ta cena nie obniży się już znacząco, gdyż producenci ropy naftowej OPEC konsekwentnie ograniczają jej wydobycie. Aktualnie porozumienie kartelu zakłada ograniczenie produkcji rzędu do 1,8 miliona baryłek dziennie, to prawie 2% światowej produkcji. W ten sposób eksporterzy starają się zbilansować rynek i chcą wpłynąć na cenę surowca. Jednak dopiero w perspektywie 6-12 miesięcy ropa może zdrożeć o ok. 10 dolarów, oczywiście jeśli nie dojdzie do nadzwyczajnych wydarzeń w globalnej gospodarce. Przykładem tego mogłoby być załamanie koniunktury w Chinach, co obniżyłoby popyt na ropę.

– Wzrost produkcji ropy łupkowej w Stanach Zjednoczonych zasadniczo wpłynął na spadek ceny baryłki z ponad 100 dolarów w pierwszej połowie obecnej dekady do ok. 40-60 dolarów. Okazało się bowiem, że surowca jest znacznie więcej, niż w poprzednich latach. Tymczasem, nawet niewielka nadwyżka ropy na rynku mocno obniża jej wartość, ponieważ popyt jest wysoce nieelastyczny. Mówiąc bardziej przyziemnym językiem, tak samo tankujemy nasze samochody, gdy litr paliwa kosztuje 4, 5 lub 6 złotych – mówi dr Kwiecień.

Dla kierowców nie ma znaczenia, gdzie jest wydobywany sam surowiec, przez kogo, ani jakimi metodami. A jak wiadomo, przemysł motoryzacyjny to główne źródło popytu na ropę. Dlatego właśnie, kraje należące do OPEC, m.in. Arabia Saudyjska, Iran czy Wenezuela, okazały się największymi przegranymi rewolucji łupkowej. Wszelkie spadki cen surowca wpływają bardzo niekorzystnie na finanse publiczne tych państw. Próbują więc one mocno ingerować w rynek. I jak widać, porozumienie z listopada ub. roku o zmniejszeniu wydobycia ropy jest realizowane z niespotykaną wcześniej dyscypliną.

– W związku z działaniami krajów OPEC, faktycznie zaczyna zmniejszać się ilość ropy na świecie. Jednak, trzeba pamiętać o tym, że jest to proces długofalowy. Natomiast sama organizacja będzie musiała jeszcze utrzymać własne postanowienia o ograniczeniu produkcji paliw. W praktyce oznaczać to będzie oddanie części swojego udziału w rynku, m.in. Stanom Zjednoczonym po to, aby faktycznie doprowadzić do wzrostu cen ropy na świecie – dodaje dr Przemysław Kwiecień.

Ekspert nie spodziewa się, aby w same wakacje, a także w najbliższych latach wartość ropy powróciła do poziomów z pierwszej połowy tej dekady. Przewiduje raczej umiarkowany wzrost, np. z poniżej 45 do 50-60 dolarów. Będzie to oczywiście zależało od światowej koniunktury gospodarczej. Natomiast, w krótkim okresie cena ropy zależeć będzie od bardzo wielu czynników, przede wszystkim od nastawienia inwestorów. Ważnym sygnałem dla nich jest zachowanie sektora łupkowego w USA. Jeśli przestanie on zwiększać produkcję, będzie to oznaczało, że ceny spadły zbyt mocno i może dojść do ich odbicia powyżej 50 dolarów za baryłkę.