Ile nas kosztuje awans Tuska? Jak dużą będzie miał władzę?

Donald Tusk
Donald Tusk

Przekonanie, żywione przez wielu publicystów nad Wisłą, że nominacja dla Tuska to „ostateczny koniec podziału na Europę Wschodnią i Zachodnią” oraz dowód na to, że nasz kraj odgrywa ogromną rolę w Europie, jest wyjątkowo naiwne – pisze w „Do Rzeczy” Marek Magierowski. W najnowszym wydaniu tygodnika publicyści o tym, ile Polskę kosztował sukces premiera i jakie ma realne znaczenie dla naszej polityki.

Tuż po mianowaniu Donalda Tuska na stanowisko szefa Rady Europejskiej włoska „La Stampa”, jeden z najważniejszych dzienników w Italii, zamieściła sylwetkę polskiego premiera. Czytelnicy mogli się z niej dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy. Na przykład tego, że Tusk współtworzył partię o nazwie Polska – Unia Wolności i że o swoich kaszubskich korzeniach dowiedział się dopiero, gdy był dorosły. Swój artykuł o Tusku zamieściła też na swojej stronie BBC. Akapit o osiągnięciach gospodarczych Tuska został niemal słowo w słowo przepisany z angielskojęzycznej Wikipedii. A Wikipedia z kolei opierała się na tekście amerykańskiego magazynu „Time” z roku… 2008. Tusk pozostaje dla europejskich mediów enigmą. Tym bardziej dla zwykłych Włochów, Hiszpanów i Duńczyków, którzy w większości usłyszeli to nazwisko po raz pierwszy (…)  Przekonanie, żywione przez wielu publicystów nad Wisłą, że nominacja dla Tuska to „ostateczny koniec podziału na Europę Wschodnią i Zachodnią” oraz dowód na to, że nasz kraj odgrywa ogromną rolę w Europie, jest wyjątkowo naiwne – pisze w „Do Rzeczy” Marek Magierowski. Publicysta podkreśla, że szanse na to, iż Tusk jako przewodniczący Rady Europejskiej wzmocni pozycję Polski w Unii, są dość iluzoryczne. Gdybyśmy mogli to stanowisko przehandlować, proponowałbym następujący deal: „Rezygnujemy z szefa Rady Europejskiej, ale chcemy za to 20 stanowisk w następujących dyrekcjach generalnych: energii, rynku wewnętrznego, konkurencji, klimatu i rolnictwa”. Proszę mi wierzyć, taki „barter” byłby dla Polski dużo bardziej opłacalny – pisze w „Do Rzeczy” Marek Magierowski.

Z kolei Rafał A. Ziemkiewicz zauważa, że w odgórnym wybuchu radości po nominacji Donalda Tuska starannie unikano pytania, ile za ten zaszczyt zapłaciliśmy. Jakie koncesje musiała poczynić Polska, aby kibicujące PO media mogły ogłosić „największy sukces Polaka od czasów wyboru Jana Pawła II”? – pyta Ziemkiewicz. I zwraca uwagę, że jedna z brytyjskich gazet twierdzi, iż David Cameron – którego poparcie okazało się w staraniach przełomowe – pozyskany został obietnicą wsparcia przez Polskę bardzo istotnej dla brytyjskich konserwatystów zmiany we wspólnotowym prawie, która pozwoliłaby państwom „starej Unii” wypłacać mniejsze świadczenia imigrantom z nowych krajów członkowskich niż swoim „etnicznym” obywatelom. W praktyce oznacza to odebranie brytyjskich zasiłków przebywającym na Wyspach Polakom.(…) Co może nawet nie byłoby sprzeczne z polską racją stanu, bo to, że Polki wyjeżdżają za granicę rodzić dzieci, to dla nas sprawa fatalna. Problem jednak w tym, że oficjalnie Tusk występował bardzo demonstracyjnie przeciwko temu pomysłowi, a w jego otoczeniu opowiadano nawet bajki, jak ostro niby miał „ochrzanić” za to Camerona – pisze Ziemkiewicz. I dodaje, że byłoby jednak bardzo źle, gdyby właśnie zasiłki dla polskich imigrantów w Wielkiej Brytanii stały się w potocznej świadomości symbolem ceny zapłaconej za brukselski tron dla premiera. Cena była znacznie większa i jej dokładne określenie możliwe będzie zapewne dopiero po zmianie władzy oraz szczegółowym „audycie” ośmioletnich rządów PO – podkreśla Rafał. A. Ziemkiewicz w najnowszym „Do Rzeczy”.

Nasza polityka przypomina dziś najlepsze kryminały Agathy Christie. Wielki Donald odchodzi na stanowisko szefa Rady Europejskiej i natychmiast iluś polityków PO oraz PiS zaczyna snuć polityczne plany i wewnątrzpartyjne intrygi. Swoisty moment zero, o którym wielu myślało od lat, ale nie wierzyło, że w końcu nadejdzie – tak z kolei komentuje zmiany na polskiej scenie politycznej Piotr Semka. Jaka będzie Polska bez Tuska? Na razie inicjatywę mają wyznawcy Donalda. Sugerują, że Polska bez Tuska niewiele będzie się różnić od tej dotychczasowej. O tym jednak, że sama informacja o usunięciu się premiera z krajowego podwórka zmieniła nastroje, świadczyły dziwne weekendowe wydarzenia, kiedy to ogłoszono nominację dla lidera Platformy. Wcześniej, 29 sierpnia, w Belwederze rozmawiano nie tylko o sytuacji na Ukrainie, ale także o „ważnych decyzjach dla Polski”. Na spotkaniu Bronisław Komorowski gościł Ewę Kopacz i Tomasza Siemoniaka. O ile tego dnia przed południem Ewa Kopacz ogłaszała, że jest gotowa zostać premierem, jeśliby „sytuacja tego wymagała”, o tyle po spotkaniu w Belwederze nabrała wody w usta. 1 września Tusk w pierwszych swoich wystąpieniach zaczął na gwałt podkreślać, że wybór nowego premiera zostanie ogłoszony przez prezydenta. Dziś trudno mieć wątpliwości, że Komorowski zawetował błyskawiczną intronizację Kopacz – zauważa Semka. „Burzliwa Polska bez Tuska” – w nowym „Do Rzeczy”.

Ewie Kopacz trudno odmówić politycznego sprytu. Wspinając się po szczeblach politycznej kariery, wielokrotnie pokazała, że potrafi być tak samo bezwzględna, jak Donald Tusk – pisze z kolei Kamila Baranowska. I przypomina, że kiedy Ewa Kopacz starła się w telewizji z Markiem Suskim, swoim przeciwnikiem z tego samego okręgu wyborczego, wychodząc ze studia, wycedziła do niego przez zęby: „Już nie jesteśmy, Suski, kolegami”. Suski wspomina, iż była tak zdenerwowana, że papieros, którego właśnie próbowała zapalić, wypadł jej z ręki. Od tamtej pory są znów na „pan/pani”, choć znają się prawie od 20 lat.Ta historia dobrze oddaje to, co jej koledzy z partii – zarówno byli, jak i obecni – nazywają „niestabilnością emocjonalną”. Zadziwiająco łatwo wyprowadzić ją z równowagi. Pod tym względem jest całkowitym przeciwieństwem opanowanego nawet w najbardziej kryzysowej sytuacji Donalda Tuska – pisze Baranowska. Nic dziwnego, że opozycja na wieść o tym, że to właśnie Ewa Kopacz ma dziś największe szanse, by objąć stanowisko premiera, zaciera ręce. Czy słusznie? O tym w najnowszym wydaniu tygodnika „Do Rzeczy.

Paradoksalnie awans Donalda Tuska na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej może przyspieszyć prace nad powołaniem sejmowej komisji „w celu zbadania okoliczności, jakie towarzyszyły powstaniu projektu ustawy o likwidacji WSI i weryfikacji ich kadr, powstaniu i publikacji raportu o działaniach żołnierzy i pracowników WSI” – zauważa z kolei Sławomir Cenckiewicz. Patronem rozprawy z likwidatorami WSI zostanie Bronisław Komorowski, który będzie jednak starał się w sprawę zanadto nie angażować publicznie, gdyż w tej kwestii występuje w rażącym konflikcie interesów. Ze względu na udział Komorowskiego w prowokacji, zapoczątkowanej nierzetelną publikacją „Dziennika” pt. „Aneks do raportu o WSI na sprzedaż” z 19 listopada 2007 r., która stanowiła jakby preludium do podjęcia działań przez ABW w sprawie rzekomego handlu tajnym aneksem do raportu z weryfikacji WSI, sąd nad Macierewiczem będzie miał charakter wyłącznie doraźnej dintojry – pisze Cenckiewicz. Więcej – w najnowszym wydaniu „Do Rzeczy”.

W „Do Rzeczy” także komentarz Krzysztofa Rybińskiego, który pisze, że trudno zrozumieć, dlaczego unijni przywódcy wybrali na przewodniczącego Rady Europejskiej polityka, który skazał Polskę na stagnację, a przyszłe pokolenia emerytów na biedę. Elity unijne oraz światowa finansjera mają zupełnie inną ocenę nadwiślańskich polityków niż Polacy. Na przykład były minister Sami Wiecie Który był kilkakrotnie wybierany na najlepszego ministra finansów Europy przez międzynarodową prasę finansową, a w Polsce wielokrotnie otrzymał od polskich przedsiębiorców nagrodę Malinę dla największego szkodnika gospodarczego – pisze Rybiński. Czyja ocena jest słuszna? Czy rację mają Polacy oceniający rząd Tuska bardzo źle? Jakimi kryteriami kierują się liderzy krajów Unii, którzy wybrali go na swojego przewodniczącego? Próba odpowiedzi – na łamach najnowszego wydania „Do Rzeczy”.