Po piątkowej sesji, na której wyraźnie już czuć było panikę, nietrudno dostrzec kierunki ucieczki inwestorów od ryzyka. Rolę bezpiecznej przystani przejęła od dolara najwyraźniej wspólna waluta. Jej kurs wzrósł o prawie 1,2 proc., w ciągu trzech ostatnich dni aż o 3 proc., osiągając poziom najwyższy od dwóch miesięcy, a w poniedziałek rano dotarł niemal do 1,15 dolara przebijając majowy lokalny szczyt. Pewne znaczenie w tym ruchu mogły mieć jednak także względy techniczne i spekulacyjne. Wystraszeni gracze przypomnieli sobie również o złocie. Notowania kruszcu w minionym tygodniu skoczyły o 4 proc. i o 7 proc. od dołka z początku sierpnia. W cenie były też obligacje skarbowe, ale tylko te najbardziej pewne, czyli niemieckie, brytyjskie i amerykańskie.
Skala i dynamika spadków na głównych giełdach światowych, pozwala spodziewać się w najbliższym czasie przynajmniej chwilowego odreagowania, choć na razie nie widać impulsu, który mógłby do tego skłonić. Może się on jednak pojawić w każdej chwili, choćby ze strony Chin lub przedstawicieli Fed i EBC, których wystąpienia są planowane w tym tygodniu. Poniedziałkowe poranne tąpnięcie, w wyniku którego indeksy w Szanghaju i Shenzen traciły po 8-9 proc., tłumaczone jest rozczarowaniem, że chińskie władze jeszcze nie przystąpiły do działania. Ta rynkowa „prowokacja” może szybko przynieść efekt.