Obrazy, rzeźby, pamiątki. Kiedy jest kryzys, to dzieła sztuki idą pod młotek jako pierwsze

    galeria obrazy wystawa

    Inwestorzy i kolekcjonerzy zacierają ręce. Przez koronawirusa na rynku pojawiają się dzieła sztuki, które przez dekady były niedostępne na wolnym rynku.

    Już 25 czerwca w jednym z warszawskich domów aukcyjnych odbędzie się jedna z największych licytacji dzień sztuki w ostatnich miesiącach. Sytuacja jest wyjątkowa, bo jak mówią specjaliści wiele dzieł trafia „pod młotek” właśnie wskutek pandemii koronawirusa. Z czego to wynika? Banki czy kolekcjonerzy chcą spieniężyć elementy ich majątku, które nie wiążą się z ich bezpośrednią działalnością. Licytacje, które będą miały miejsce w najbliższych miesiącach to prawdziwa gratka dla miłośników dzieł sztuki, kolekcjonerów i inwestorów. Specjaliści z Kancelarii Kiżuk & Michalska również zajmują się obrotem dziełami sztuki i doradztwem w tym zakresie. – Inwestor w dzieła sztuki jest zwykle osobą świadomą materii z jaką obcuje. To nie jest łatwa inwestycja i to nie jest lokowanie pieniędzy nastawione na szybki zysk. Inwestycje w dzieła obliczone są zwykle na lata i towarzyszą im wyższe cele np. chęć podtrzymania dziedzictwa narodowego czy po prostu posiadanie w swoim zbiorze dzieła unikatowego – mówi Katarzyna Michalska, doradca ekonomiczny.

    • 25 czerwca odbędzie się licytacja 30 dzieł należących do kolekcji mBanku. Wiele z nich przez dekady znajdowało się w depozytach największych galerii i muzeów. To sytuacja absolutnie niecodzienna
    • W czasach kryzysu gospodarczego przedsiębiorcy i osoby indywidualne pozbywają się dzieł sztuki, obrazów, rzeźb, fotografii i cennych pamiątek by podreperować domowy budżet
    • Nie należy się spodziewać niskich cen licytowanych obrazów. Dla kolekcjonerów samo ich pojawienie się na rynku jest powodem do ożywienia
    • Inwestowanie w sztukę to w Polsce trudny temat. Nie wszyscy odnajdują się na rynku wartym ponad 64 miliardy złotych. Tutaj poza biznesową intuicją potrzebna jest konkretna wiedza

    Najpierw „pod młotek” idzie majątek bez którego funkcjonowanie firmy jest dalej możliwe.

    Licytacji szczególnie uważnie przyglądać się będą mieszkańcy Szczecina, bo to właśnie wtedy wystawione na sprzedaż zostaną dwa cenne obrazy, które mBank przekazał w depozyt Muzeum Narodowemu w Szczecinie. O sztuce rzadko rozmawia się poruszając aspekty ekonomiczne czy inwestycyjne, a dzieła potrafią być cenną lokatą pieniędzy. Czy każdy może być inwestorem w sztukę? Wydaje się, że tak, wszak zakup obrazu to zakup obrazu. Jak przekonują doradcy z kancelarii Kiżuk & Michalska sprawa jednak wcale nie jest taka prosta, bo kupienie cennego dzieła z zyskiem wymaga wiedzy, doświadczenia i znajomości trudnego rynku.

    Czy fakt, że na rynku pojawiło się wiele dzieł sztuki może być tłumaczony pandemią koronawirusa? Pozbywanie się cennych dzieł może być efektem kryzysu gospodarczego: – Sprzedaż ponad 30 dzieł sztuki zdarza się dość rzadko. Zwykle sprzedawane były kolekcje małe, indywidualne, ewentualnie korporacyjne. W momencie kryzysu jest to ciekawa forma uzyskania gotówki, bo można uzyskać szybko wysokie pieniądze, wspierające finanse danego przedsiębiorstwa czy gospodarstwa domowego – mówi Katarzyna Michalska. – Mieliśmy kiedyś sytuację, że zgłosiła się do nas osoba z oryginalnymi skrzypcami Stradivariusa. Potrzebowała szybko gotówki, a to była najcenniejsza rzecz jaką posiadała. W firmie czasem tak jest, że trzeba pewne dobro spieniężyć w imię inwestycji czy dalszego funkcjonowania. To zwykle bardzo trudne sytuacje. Czas kryzysu to złote czasy dla funduszy inwestycyjnych czy dla indywidualnych inwestorów sztuki. Jeżeli mają oni wolne środki, to jest to okazja do nabycia dzieł, które tak naprawdę na wolnym rynku pojawiają się bardzo rzadko – dodaje Filip Kiżuk.

    Czy należy spodziewać się, że dzieła z kolekcji mBanku będą sprzedawane z dużym dyskontem cenowym? Specjaliści Kancelarii Kiżuk & Michalska zaprzeczają. – Sam fakt, że są one dostępne podczas aukcji należy traktować jako ofertę interesującą. Nie spodziewam się niskich cen. Jak ktoś liczy na „wielką wyprzedaż” to może się rozczarować – dodaje Katarzyna Michalska.

    Rynek warty miliardy złotych zostanie przez pandemię „rozruszany”. Na rynek trafią dzieła, które przez dekady stanowiły ozdoby muzeów

    Ruch na stronach domów aukcyjnych w Polsce jest zdecydowanie większy w ostatnich miesiącach. To może oznaczać, że dzieł trafiających do marszandów jest więcej. Jak wyjaśniają specjaliści z kancelarii Kiżuk & Michalska, również do inwestorów prywatnych docierają zapytania o możliwość sprzedaży obrazów, rzeźb, fotografii czy pamiątek po znanych osobistościach.  To efekt pandemii koronawirusa. Przedsiębiorcy, ale i osoby indywidualne chcą podreperować swój budżet. Mówimy o dziełach sztuki, których ceny wywoławcze mogą osiągać kwoty idące w dziesiątki tysięcy złotych. Rynek obrotu dziełami sztuki jest ogromny. W 2018 roku było to… ponad 60 miliardów złotych. Paradoksalnie w roku kryzysu gospodarczego transakcji może być jeszcze więcej, a co za tym idzie rynek również wzrośnie.

    – Inwestowanie w sztukę to nie jest pierwsza myśl człowieka, który planuje inwestycje. Najpierw są nieruchomości, udziały w  spółkach, przejęcia firm. Sztuka to daleki wybór, ale mamy klientów, którzy nadwyżki mają ulokowane w tak szeroki portfel, że oczekują czegoś więcej. Najpierw jest edukacja, potem zwykle zainteresowanie lub pasja, a następnie decyzja, że to jest ciekawa inwestycja – mówi Katarzyna Michalska. – Obrazy są podziwiane, wiąże się z nimi pewna historia, otoczka towarzyska. Wartość sztuki to więc nie tylko wartość materialna. To obcowanie z kulturą, często bezcenne – dodaje Filip Kiżuk.

    Ile więc wynosi „czas zwrotu” dzieła sztuki? Eksperci wyjaśniają, że to kwestia kilku lat. Pod tym kątem wartość sztuki jest podobna do wartości nieruchomości – trudno o szybki zysk, ale jednocześnie tego rodzaju inwestycje nie tracą szybko na wartości, wręcz przeciwnie bywają inwestycjami ponadczasowymi. Czas kryzysu to może być czas żniw dla inwestorów w sztukę.