Pracownicy z Ukrainy powinni wypełnić lukę na rynku pracy po 500+

Od pewnego czasu można zaobserwować efekt programu „500+” i można przyjąć, że spełnia on oczekiwania rządu. Większość kobiet, które mają dzieci i korzystają z programu, postanowiła zostać w domu. Powoduje to negatywny proces na rynku pracy, ponieważ brakuje pracowników w niektórych zawodach. Głównie chodzi o sektory potrzebujące niższych kwalifikacji i prace fizyczne.

– Jedyną możliwością, jaką widzimy w tej chwili, jest przyciągnięcie pracowników z innych krajów, szczególnie z Ukrainy – powiedział agencji eNewsroom.pl Marek Kowalski, przewodniczący Federacji Przedsiębiorców PolskichW ubiegłym roku było w Polsce ich 800 tysięcy, natomiast ograniczenia prawne zmierzają do tego, że może być ich mniej. Jeżeli będziemy ograniczali przyjazdy pracowników z Ukrainy do Polski możemy się liczyć z tym, że w niektórych branżach może zabraknąć rąk do pracy.

Mowa nie tylko o branżach związanych z pracami tzw. miejskimi, czyli ochroną, utrzymaniem czystości i budownictwem. Mam na myśli także sektor sadowniczy, który cierpi z powodu braku ludzi do pracy. Z moich informacji wynika, że sadownicy zostawiają owoce na drzewach, ponieważ brakuje osób do ich zebrania. Z kolei na Ukrainie w tym samym czasie mamy bardzo duże nasadzenia borówki amerykańskiej i malin.

Najprawdopodobniej polscy sadownicy zostaną wyparci z rynku przez sadowników z Ukrainy. W związku z tą sytuacją, uważam że nie powinniśmy całkowicie ulegać zasadom narzucanych przez Unię Europejską. Powinniśmy zwiększyć możliwości i swobodę przyjazdu pracowników ukraińskich do Polski, przez uproszczenie procedur, a nie ich komplikowanie.