Tąpnięcie na polskim rynku pracy spowodowane wojną – efekt nożyc i wyczekiwanie na rozwój sytuacji

Cezary Maciołek, prezes Grupy Progres
Cezary Maciołek, prezes Grupy Progres

Od początku wojny w Ukrainie do naszego kraju przyjechało prawie 1,8 mln osób. To niemal tyle, ile w całym I półroczu 2021 r. wyniosła liczba przekroczeń granicy cudzoziemców wjeżdżających do Polski z Ukrainy (1,905 mln). Pracodawcy, mimo wcześniejszych deklaracji, nie są w stanie zatrudnić wszystkich przybywających do nas kobiet, które chcą lub będą chciały podjąć pracę. Wielu z nich wstrzymuje rekrutacje, inni nie rekrutują wcale, bo obserwują sytuację i czekają na jej rozwój.

  • Liczba Ukraińców, którzy przyjechali do Polski (od 24 lutego do 13 marca br.), jest niewiele mniejsza od liczby obcokrajowców wjeżdżających do Polski z Ukrainy w całym I półroczu 2021 r.
  • Mimo prognoz i deklaracji wielu pracodawców nie jest w stanie przystosować „męskich” miejsc pracy do kobiet.
  • Przełożeni obserwują sytuację i są ostrożni, jeśli chodzi o plany rekrutacyjne.
  • Efekt nożyc już występuje – zajęć brakuje i nie każda kobieta z Ukrainy, która chce lub będzie chciała podjąć pracę, może liczyć na etat.
  • Na rynku panuje chaos – brakuje informacji dot. potencjału kadrowego Ukrainek tzn. posiadanych umiejętności, znajomości języka polskiego czy chęci do pracy.

Od 24 lutego do 14 marca br. do Polski przyjechało 1 783 000 osób uciekających przed wojną trwającą u naszych wschodnich sąsiadów, wynika z danych straży granicznej. Ruch na przejściach granicznych Ukrainy z Polską jest tak duży, że w ciągu 18 dni liczba obcokrajowców wjeżdżających do Polski była tylko o ok. 122 tys. mniejsza od liczby obcokrajowców, który wjeżdżali do Polski z Ukrainy w całym I półroczu 2021 r. – było ich w sumie 1 905 259.

Konserwatyzm na polskim rynku pracy

Wybuch wojny w Ukrainie zmobilizował wiele firm – przedsiębiorcy ruszyli z pomocą obywatelom Ukrainy i oferowali m.in. etaty oraz deklarowali przygotowanie i przekształcenie męskich stanowisk na takie, które będą mogły zająć kobiety. Z upływem czasu, część pracodawców nie zaczęła nawet przyjmować do pracy, a już wstrzymuje rekrutacje, wielu nie rekrutuje wcale, bo obserwuje sytuację i czeka na jej rozwój.

Duża liczba przedsiębiorców nie jest w stanie dostosować męskich stanowisk dla kobiet. Nie tylko z uwagi na specyfikę pracy wymagającą siły fizycznej, ale też ze względu na to, że jest to proces czasochłonny i niejednokrotnie wiążący się ze sporymi nakładami finansowym, na które nie stać wielu firmmówi Cezary Maciołek, prezes Grupy Progres.Z prowadzonych przez nas rozmów z pracodawcami wynika też, że wielu z nich wstrzymuje rekrutacje z pobudek konserwatywnych, zaczynają analizować sytuację firmy, kontrakty, łańcuchy dostaw i na tej podstawie podejmują decyzje biznesowe i kadrowe. Część wycofuje się z rekrutacji, bo dochodzi do wniosku, że nie musi lub nie może na siłę zatrudniać kobiet, którym na dłuższą metę nie jest w stanie zagwarantować pracy. Inni nie rekrutują, bo rodzima branża zwalnia i czekają ich przestoje, widoczne już w sektorze automotive dodaje Cezary Maciołek.

„Seksmisji” na rynku pracy nie będzie

Niecałe trzy tygodnie wystarczyły, żeby na rynku zaczął być widoczny efekt nożyc – popyt na kandydatki chętne do pracy nie nadąża za ich podażą. Obecnie potęguje go fala migracji wywołana atakiem Rosji na Ukrainę. Do początkowej mobilizacji dołącza teraz wyczekiwanie pracodawców na rozwój sytuacji. W połączeniu z rosnącą falą migracji oznacza ono „korek”, w którym staną kandydatki z Ukrainy chętne do podjęcia pracy w Polsce.

Sytuacja jest trudna i pogorszy się, gdy ze Wschodu przyjadą kolejne kobiety chętne do podjęcia pracy, a te, które już tu są, również zaczną jej szukać. Nasz rynek potrzebuje do pracy kobiet, jak również mężczyzn, dotychczas około 70 proc. rekrutowanych kandydatów było płci męskiej, aktualnie zdecydowana większość osób to panie. Ta nierównowaga na rynku pracy z pewnością dotknie wiele branżmówi prezes Grupy Progres.

Trudną sytuację kobiet potwierdzają dane GUS – pod koniec IV kw. 2021 r. liczba wolnych miejsc pracy wynosiła 137,4 tys. (niemal 1/4 dot. nowych etatów) wśród nich najwięcej profesji dedykowanych było panom np. robotnicy przemysłowi czy rzemieślnicy. Niestety w parze z popytem na panów chętnych do pracy nie szła ich podaż.

Braki kadrowe w branżach, w których przeważają mężczyźni, prognozowane były m.in. w ogólnopolskim Barometrze zawodów. W 2022 r. większość profesji deficytowych dedykowana jest najczęściej mężczyznom. Wśród nich znajdują się m.in. betoniarze, zbrojarze, brukarze, cieśle, stolarze budowlani, dekarze, blacharze budowlani, elektrycy, elektromechanicy i elektromonterzy, magazynierzy, kierowcy samochodów ciężarowych i autobusów, mechanicy pojazdów samochodowych, monterzy instalacji budowlanych, murarze, tynkarze, operatorzy i mechanicy sprzętu do robót ziemnych, robotnicy budowlani, robotnicy obróbki drewna, stolarze, spawacze oraz ślusarze.

Praca w kilka godzin

Na portalu pracuj.pl liczba ofert skierowanych także do osób z Ukrainy i opublikowanych w ciągu ostatnich 14 dni wyniosła 12 772. W analogicznym okresie w Centralnej Bazie Ofert Pacy oferowano 40 566 etatów. W lutym br. pracodawcy zgłosili do urzędów pracy 116,5 tys. wolnych miejsc pracy i miejsc aktywizacji zawodowej (dane Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej). Ukrainki mogą liczyć na zarobek w sektorze HoReCa, handlu, przemyśle spożywczym, usługach, rolnictwie czy logistyce, gdzie część z nich pracę dostanie praktycznie od ręki. Jednak biorąc pod uwagę wszystkie wolne stanowiska, to nadal jest ich za mało.

–  Obecnie bardzo duży problem kadrowy ma m.in. sektor budowlany, transportowy, stoczniowy czy magazynowy, które bazują głównie na mężczyznach. Te branże nie są w stanie zmodyfikować stanowisk na taką skalę i w tak dużym zakresie, żeby móc otworzyć się w pełni na rekrutację samych kobietmówi Cezary Maciołek.Sytuacji nie ułatwia fakt, że fala migracji spowodowała ogromny harmider. Wiemy, ile osób do nas przyjeżdża, ale szybkie rozpoznanie ich potencjału kadrowego to ogromne wyzwanie. Dużym znakiem zapytania są ich kompetencje, znajomość języka polskiego, chęć do podjęcia pracy oraz lokalizacja, w której będą przebywały dłużej. Jeszcze rok temu taka wiedza nie stanowiła problemu, bo proces rekrutacji często zaczynał się w Ukrainie i pozwalał poznać kandydatów przed ich przyjazdem do Polski. Obecnie są oni już na miejscu, pracodawcy nic o nich nie wiedzą, przez co nie są w stanie oszacować, czy i jakie stanowiska mogą zająć w ich firmie panie z Ukrainy. To duży problem zwiększający chaos, którego mogą nie opanować nawet kolejne przepisy dot. legalizacji pobytu i pracy obcokrajowcówpodsumowuje Cezary Maciołek.