Jesienna fala koronawirusa unieruchomiła wiele biznesów. Normalnie funkcjonować nie mogą przedsiębiorstwa gastronomiczne, eventowe i turystyczne. Znowu pojawia się więc potrzeba finansowego wsparcia rządowego dla firm, które przez epidemię tracą płynność finansową i mogą nie utrzymać się na rynku. Na ten problem ma odpowiedzieć nowa ustawa pomocowa, zwana Tarczą 6.0. Jednak treść proponowanej ustawy – nad której właśnie toczą się prace w sejmie – budzi wiele kontrowersji. Uwagi posłów i komentatorów politycznych dotyczą głównie zakresu pomocy, jaki ma oferować nowa tarcza. W obecnym brzmieniu wsparcie finansowe i ulgi podatkowe mają trafić tylko do niektórych gałęzi gospodarki. W dodatku o przynależności przedsiębiorstwa do konkretnej branży zdecydować ma kod PKD. To może sprawić, że pomoc nie dotrze do tych firm, które jej realnie potrzebują.
– Tarcza 6.0 nie będzie powszechna, tak jak na wiosnę 2020 roku. Adresatami tej pomocy będą tylko określone branże, ustalone na podstawie kodów PKD. To budzi kontrowersje, bo kod PKD nie świadczy o faktycznym przedmiocie działalności danego podmiotu – powiedział serwisowi eNewsroom Piotr Bocianowski adwokat, mediator i specjalista z zakresu prawa pracy. – Kolejne kontrowersje budzi okrojona forma pomocy. Tarcza sprowadza się bowiem do zwolnienia ze składek ZUS za listopad, postojowego – które jednak nie trafi do wszystkich i bezzwrotnej dotacji w kwocie 5000 złotych. Pozostałe formy zależne są zaś między innymi od decyzji Komisji Europejskiej – będą więc odroczone w czasie aż do przyszłego roku. To kolejna słaba strona ustawy, bo realne wsparcie powinno trafić do przedsiębiorców jak najszybciej. Sprzeciw posłów budzą też progi, które decydują o otrzymaniu pomocy. Są wyższe, niż na wiosnę 2020 roku i zależą od obrotu z 2019 roku. To powoduje, że wszyscy przedsiębiorcy, którzy zarejestrowali swoją działalność w 2020 roku, nie dostaną żadnego wsparcia. Dlatego do ustawy w sejmie zgłaszane są różne poprawki. Jaki będzie efekt tych prac? Oby szybki – ocenia Bocianowski.