USA świętują Dzień Niepodległości, Trump oskarża Chiny i strefę euro za manipulację kursem

Konrad Białas
Konrad Białas, Dom Maklerski TMS Brokers S.A.

USA świętują Dzień Niepodległości, co zwykle obfituje w pokazy fajerwerków, ale dla rynków finansowych to oznacza, że zamiast huków będziemy raczej słychać cykanie świerszczy. Jeszcze wczoraj było mnóstwo powodów, by odcisnąć piętno na handlu, a jednak inwestorzy myśleli, by w spokoju dobrnąć do piątku.

Ani mieszany wydźwięk danych z USA, ani komentarze prezydenta Trumpa nie zdołały wczoraj rozbudzić zmienności, co tylko świadczy o tym, że nikt nie chce angażować się w głębsze analizy i transakcje, kiedy na następny dzień będzie nieobecny. Z perspektyw inwestorów z Europy także bezowocnym jest poświęcać czas na handel na w połowie nieobecnym rynku. Tak było w przeszłości i tak będzie dziś. Nie oznacza to oczywiście, że środowe wydarzenia są kompletnie bez znaczenia. ISM dla sektora usługowego (najważniejszego segmentu gospodarki) spadło do 55,1, mocniej niż oczekiwane 56. To wciąż wysoki poziom (o który w Eurolandzie i Chinach mogą pomarzyć), ale od miesięcy tendencja jest zniżkująca i daje podstawy, by Fed na posiedzeniu w lipcu rozważył „asekuracyjną” obniżkę stóp procentowych.

Raport ADP o zmianie zatrudnienia wskazał na przyrost miejsc pracy w czerwcu tylko o 102 tys. przy prognozie 140 tys., co podnosi negatywne ryzyko przez jutrzejszym odczytem NFP. Wreszcie dane z handlu zagranicznego za maj wskazały silniejszy przyrost deficytu d 55,5 mld USD przy skokowym wzroście deficytu z Chinami i rekordowej nierównowagi w wymianie z Meksykiem. Dane tylko utwierdzą prezydenta Trumpa, że zmiany w polityce handlowej są konieczne. Sam Trump postanowił uderzyć z innej strony i na Twitterze skrytykował Chiny i strefę euro za manipulację kursem i pompowanie pieniędzy do gospodarki, by konkurować z USA. Dla nikogo nie jest już tajemnicą, że był to kolejny atak w politykę Fed, od którego prezydent USA domaga się szybkich obniżek stóp procentowych. Ogólnie zatem otrzymaliśmy sporo powodów, które w normalnych warunkach byłby idealnym paliwem do wzrostu oczekiwań na luzowanie polityki Fed i osłabienie USD. Inwestorzy zostawiają sobie jednak reakcję na później.

Złoty dalej koczuje przy 4,24 za euro. Komunikat i konferencja Rady Polityki Pieniężnej nie pomogły rozruszać waluty. Zgodnie z oczekiwaniami RPP nie zmieniła stóp procentowych ani do takiej zmiany się nie szykuje. Rada zapoznała się z nową projekcją, według której inflacja w tym roku ma kształtować się blisko 2 proc., wzrosnąć średnio do 2,8 proc. w 2020 r., a potem spaść do 2,4 proc. w 2021 r. Innymi słowy cały czas pozostanie w granicach celu inflacyjnego NBP i prezes Glapiński powtórzył, że w jego opinii do końca 2021 r. nie będzie potrzeby zmieniać stóp procentowych. Obecny na konferencji prasowej Łukasz Hardt ma i większe obawy o dalsze przyspieszenie inflacji, ale na razie także i on nie widzi potrzeby zmiany stóp. Tym samym mamy potwierdzenie, że zarówno obóz gołębi (Glapiński), jak i jastrzębi (Hardt) preferuje neutralne nastawienie w polityce pieniężnej w bliskim horyzoncie. O tym, co będzie w przyszłym roku, nikt nie chce wyrokować. I NBP, i rynek. nawet jeśli inflacja zacznie przyspieszać, to w obliczu globalnego spowolnienia i łagodzenia polityki EBC RPP na dłużej pozostanie w pasywnym nastawieniu. Oczekujemy, że stopy procentowe pozostaną bez zmian przynajmniej do I kw. 2021 r.

Konrad Białas
Dom Maklerski TMS Brokers S.A.