„Misie” nie zapadły jeszcze w sen zimowy
Małe i średnie spółki są w świetniej formie. Ceny akcji wielu z nich rosną w tym roku jak na drożdżach. Dostrzegają to również inwestorzy strategiczni. W ciągu ostatnich 2-3 miesięcy ogłosili oni wiele wezwań na akcje polskich „misiów”. Ich cel jest jasny – całkowite przejęcie lub co najmniej znaczne zwiększenie udziału w akcjonariacie najlepiej rokujących spółek notowanych na warszawskiej giełdzie. Potencjał wielu spółek jest tak duży, a otoczenie rynkowe na tyle sprzyjające, że cześć inwestorów strategicznych godzi się na wypłacenie inwestorom dodatkowej premii za przejęcie posiadanych przez nich akcji. Obrazuje to m.in. wezwanie na akcje firmy Graal, w którym inwestor podniósł proponowaną pierwotnie cenę o 23%
Część średnich i małych spółek z GPW dokonuje także skupu własnych akcji (tzw. buy back). Niejednokrotnie zarządy firm decydują się na takie transakcje wówczas, gdy są przekonane, że wycena spółki na giełdzie jest niższa niż rzeczywista wartość przedsiębiorstwa. Pokazują tym samym uczestnikom rynku, że ich firma jest w dobrej kondycji finansowej i ma nadwyżki finansowe. A to pozytywny sygnał dla inwestorów, którzy posiadają jej akcje.
W Polsce akcje małych i średnich spółek dały w tym roku zarobić inwestorom. Od początku indeksy mWIG40 i sWIG80 osiągnęły dwucyfrowe stopy zwrotu. Czy „misie” będą w dalszym ciągu gromadziły tłuszcz na zimę i do końca roku ich akcje jeszcze podrosną? Pomimo ryzyka korekty, które pojawia się zawsze po większych wzrostach, jest na to spora szansa. Szczególnie w obliczu niepewnych perspektyw dla spółek z indeksu WIG20.
Amerykanie i Rosjanie chcą skorzystać na wzroście cen ropy
Pod koniec września w Algierze odbyło się nieformalne spotkanie Organizacji Państw Eksportujących Ropę Naftową (OPEC). Kraje zrzeszone w OPEC uzgodniły na nim plan ograniczenia wydobycia ropy naftowej. Z kilku powodów jednak ciężko opierać fundamentalne decyzje inwestycyjne na tym porozumieniu. Po pierwsze, nie wskazuje ono, które kraje należące do kartelu miałyby zredukować produkcję. Po drugie, zostały z niego wyłączone Iran, Libia i Nigeria, które mają w planach zwiększanie produkcji w najbliższym okresie. Potwierdzają to również liczby. We wrześniu wydobycie ropy w Libii zwiększyło się do 340 tys., a w Nigerii do 1,5 mln baryłek dziennie. Jeśli wspomniane trzy państwa zwiększą wydobycie jeszcze bardziej, to nawet przy równoległym ograniczeniu produkcji ropy naftowej przez innych członków OPEC globalna podaż czarnego złota nie zmieni się.
Nie należy też zapominać, że na rynku ropy naftowej, poza kartelem OPEC, działa jeszcze dwóch ważnych graczy: USA i Rosja. Amerykańskie koncerny, wydobywające ropę z łupków, zwiększyły nakłady na inwestycje i uruchamiają kolejne odwierty. Przy obecnych cenach wydobycie ropy z łupków staje się dla nich coraz bardziej opłacalne, zwłaszcza po przeprowadzonych ostatnio cięciach kosztów. Najnowsze prognozy wskazują, że w 2017 r. udział amerykańskiej ropy w światowym rynku będzie się zwiększał. Dlatego w USA bardzo dynamicznie rozwija się także infrastruktura. Rośnie m.in. liczba terminali naftowych służących do rozładunku ropy naftowej z tankowców. Świadczy to o tym, że Stany Zjednoczone chcą umacniać swoją pozycję w międzynarodowym handlu ropą.
Na dobrej koniunkturze na rynku ropy naftowej korzysta także Rosja. We wrześniu wydobycie surowca w tym kraju osiągnęło rekordowy poziom. Nie jest więc wykluczone, że pomimo oficjalnego poparcia rosyjskiego rządu dla ograniczenia dziennego wydobycia, Rosja zwiększy produkcję. I to jeszcze w tym roku.
Warto jednocześnie zauważyć, że wchodzimy w porę roku, w której ze względów sezonowych popyt na surowce energetyczne jest z zasady mniejszy. Ograniczanie produkcji powinno więc następować samoczynnie – bez interwencji OPEC na rynku. Ostateczną decyzję kartelu poznamy już pod koniec października.