Wyborcy – TAK! Biznes – NIE! Pierwsze obietnice wyborcze

Program ogłoszony w trakcie sobotniej konwencji rządzącej partii został sporządzony z dużym wyprzedzeniem – w projekcie budżetu na 2019 rok da się odszukać środki, które zapewne mają posłużyć jego realizacji. Tym bardziej niepokoi fakt, że w tak dokładnie przygotowanym programie nie znalazł się żaden punkt dotyczący rozwoju przedsiębiorczości.

Obietnica, która wywołała najwięcej komentarzy, to 500+ na każde dziecko. Czyli także to pierwsze, dotychczas pomijane. Druga ważna deklaracja to zwolnienie z podatku PIT dla osób do 26 roku życia. To z pewnością nowość. Po trzecie – już w maju tzw. „trzynastka” w wysokości minimalnej emerytury, tj. 1100 zł dla każdego emeryta. Czwarta obietnica to niezbyt jasna deklaracja obniżenia kosztów pracy. Z wypowiedzi Premiera Mateusza Morawieckiego można wnioskować, iż chodzi o ulgę dla wszystkich pracujących poprzez podwojenie kwoty będącej kosztem uzyskania przychodów. Pracowników, nie przedsiębiorców. Oznacza to, że taka ulga z pewnością nie jest kosztem pracy, tylko korzyścią pracownika. Piąta propozycja była zupełnie nowego rodzaju – reaktywowanie liczby połączeń komunikacyjnych w liczbie 1 mld km rocznie. A więc tyle, ile „wyjeżdżał” rocznie PKS, przewożąc ludzi wzdłuż i w szerz Polski, docierając nawet do najbardziej odległych i wyludnionych miejscowości. Niestety – żadna koncepcja kto to zrobi, kiedy i czy powróci firma PKS jako przedsiębiorstwo państwowe – nie została nawet zarysowana.

W wystąpieniu Premiera pojawiły się pewne konkrety. Koszt całego Programu został oszacowany na ok 30-40 mld zł i towarzyszyły temu zapewnienia, iż takie środki rządzący są w stanie wygospodarować. Metodami znanymi do tej pory, czyli chociażby poprzez uszczelnienie systemu podatkowego, głównie VAT.

Należy podkreślić, że te wszystkie wydatki mają zostać sfinansowane nie z budżetu PiS, ale budżetu państwa. Czyli budżetu wszystkich obywateli. Oponenci rozdawnictwa publicznych środków zaprotestowali przeciw tego rodzaju praktykom, twierdząc, częściowo słusznie, iż budżet państwa nie jest przygotowany na dodatkowe wydatki tej wielkości.

Nie jest to do końca prawdą.

Budżet został przyjęty niewiele ponad miesiąc temu, dokładnie 19 stycznia . Dochody budżetu państwa w 2019 r. mają wynieść 387,7 mld zł, z czego blisko 179,6 mld zł z VAT, 34,8 mld zł z CIT oraz 64,3 mld zł z PIT. Wydatki budżetu państwa wyniosą 416,2 mld zł. Zaplanowano w 2019 r. deficyt (28,5 mld zł) jako stabilny, a jednocześnie – tak jak w poprzednich latach – niższy niż rok wcześniej. Przewidziano także (w ujęciu realnym) wzrost PKB o 3,8 proc., tempo inflacji w wysokości 2,3 proc. rocznie oraz nominalny wzrost rocznego funduszu wynagrodzeń w gospodarce narodowej oraz emerytur i rent o 6% i w konsekwencji – wzrost spożycia prywatnego o 5,93 proc. Główne wydatki naszego budżetu to: 97,6 mld zł na ochronę zdrowie; 84,5 mld zł na oświatę, naukę i szkolnictwo wyższe, 79,6 mld zł na obronność i bezpieczeństwo, 66,2 mld zł na realizację zadań społecznych. Trzeba też pamiętać, iż ogólna rezerwa budżetu państwa została utworzona w wysokości 237,5 mln zł.

To rzeczywiście niewiele, ale nie można zapominać, iż mamy bogatą pulę rezerw celowych, przypisanych poszczególnym zadaniom. Występują one pod wspólnym szyldem „różnych rozliczeń”, a ich wielkość w trakcie prac sejmowych nad ustawą budżetową na 2019 rok, eksperci od budżetu szacowali na ok. 30 mld zł. Przypadek? Nie sądzę. Niemniej jednak, nawet jeśli w nominalnej wysokości suma rezerw celowych pokrywałaby się z wydatkami na sfinansowanie Programu Wyborczego PiS – to i tak trzeba będzie znowelizować ustawę budżetową, bowiem zgodnie z prawem – rezerwę celową można wydatkować wyłącznie na cele, na które została utworzona.

Czekająca nas nowelizacja budżetu wydaje się być dobrym momentem na oszacowanie wielkości koniecznego finansowania na rzecz Programu Wyborczego PiS. Dzisiaj raczej tego czynić nie należy, bo to czysta spekulacja. Program został niezbyt precyzyjnie przedstawiony, by nie rzec, iż mgliście – i stąd wątpliwości zarówno co do jego zakresu merytorycznego, jak i wymiaru finansowego.

Przykładem może być analiza „trzynastki” dla emerytów. Jeśli ta premia ma być tylko dla nich – to jej koszt wyniesie ok. 6 mld zł, przyjmując liczbę emerytów jaką podaje ZUS w na 2017 rok w wysokości 5 493 tys. osób. Jeśli weźmiemy dane GUS za ten sam rok – to liczba emerytów wzrośnie nam do 6 435 tys. osób, a koszt premii przekroczy już 7,2 mld zł. Jeszcze inaczej wyglądają te rachunki jeśli spróbować uwzględnić rencistów – chociaż o nich w trakcie konwencji nie było mowy. Pytanie – jeśli program miałby objąć rencistów, to których? Tych, którzy otrzymują renty rodzinne czy tylko tych otrzymujących renty z tytułu niezdolności do pracy? Aby zbyt szczegółowo problemu nie drążyć – poprzestańmy na łącznym ujęciu wszystkich rencistów. Wtedy wg ZUS mamy ich w 2017 roku 7 624 tys. osób, natomiast wg GUS – 8 935 tys. osób. W przypadku pierwszym – koszt Programu PiS wyniesie dla tej grupy beneficjentów 8, 4 mld zł, zaś w przypadku drugim – już 9,8 mld zł. Nie zapominajmy też, iż po obniżeniu wieku emerytalnego wzrosło zainteresowanie emeryturami. I tak wg GUS, na koniec pierwszego półrocza 2018 emerytów i rencistów było w Polsce już 9 178,4 tys. osób. A to oznacza, iż aby sfinansować „trzynastkę” dla nich wszystkich – trzeba by było wydać ok. 10,1 mld zł. Podobne rozważania i wyliczanki można snuć w odniesieniu do PKS-u. Jeśli ma to być tzw. narodowy czempion w nadzorze właścicielskim Skarbu Państwa (najpewniej Ministra Infrastruktury), działający jako scentralizowane, ogólnopolskie przedsiębiorstwo państwowe – to należy liczyć się z wydatkami idącymi w miliony. Głownie na dotowanie nierentownych kursów autobusowych. Jeśli natomiast przekazać zadanie do wykonania gminom wraz ze stosownym wsparciem finansowym – to i wydatki będą mniejsze, i efektywność przewozów wyższa.

Nie ma co zatem spekulować, czy i jakie pieniądze są potrzebne na realizację zobowiązań przedwyborczych PiS. Jakie by to nie były pieniądze – to i tak się znajdą. Nie ma co szafować argumentem, iż grozi nam nowelizacja budżetu. W końcu budżet to tylko narzędzie realizacji zadań społeczno-gospodarczych i zaspakajania potrzeb społecznych. Zawsze można je nieco inaczej skonfigurować, by dać wyborcom to, co zostało im obiecane.

Groźnym faktem jest natomiast to, że wszystko co zostało obiecane – jest dedykowane wyborcom. Dla biznesu, dla przedsiębiorców na konwencji nie było nic! Bo nawet i tę wizję reaktywowania PKS-u raczej trzeba zakwalifikować jako gest dla zwykłego człowieka, a nie dla przedsiębiorców. Są tacy eksperci, którzy chcą w tym wiedzieć gest dla gospodarki – ale to nie jest prawda. Nic z tego.

Rozważając sytuację i perspektywy polskiej gospodarki siłą rzeczy przypomina się słynny slogan wyborczy Prezydenta Bila Clintona z kampanii prezydenckiej z 1992 roku: „Liczy się gospodarka, głupcze”. W haśle tym idzie o to, by zajmować się gospodarką w sposób szczególny – rozważny i kompetentny, na co dzień, a nie od święta.

Dziś już chyba nie mamy cienia wątpliwości, że jak mamy recesję lub kryzys gospodarczy i gospodarka źle stoi – nie pomagają żadne hasła typu „Człowiek, Rodzina, Praca, Godne życie” czy też „By żyło się lepiej. Wszystkim” ani inne zaklinanie rzeczywistości lub dramatyczne pytania – „jak żyć, Panie Premierze?” Już od dość dawna zresztą gospodarka jako taka nie pojawia się na wyborczych billboardach, za to pełno nawoływania o zasady, godność, walkę z korupcją, o Polskę.

Trzeba się zatem na poważnie zająć gospodarką. Dziś jeszcze jest dobrze, ale nadciąga gospodarcze spowolnienie. Co do tego wszyscy są zgodni, choć nikt nie wie z jaką siłą i jakie wywrze na nas skutki. Oby nie było tak, iż nie wykorzystaliśmy dobrej koniunktury i gospodarczych wyników dla wypracowania mechanizmów i sposobów przeciwdziałania nieuniknionej cykliczności rozwoju w ramach gospodarki rynkowej, a teraz przyjdzie się nam po prostu pogubić.

Dr Leszek Juchniewicz, główny ekonomista Pracodawców RP