Wygrana Joe Bidena uspokoi nastroje w Europie, nowe otwarcie nie zmieni jednak natury sporów atlantyckich

dr Olaf Osica, analityk i ekspert polityki międzynarodowej
dr Olaf Osica, analityk i ekspert polityki międzynarodowej

Mariusz Marszałkowski: jakie są obecnie główne zagrożenia dla funkcjonowania Unii Europejskiej?

Dr Olaf Osica, analityk i ekspert polityki międzynarodowej: wskazałbym raczej na wyzwania, a nie zagrożenia. Po uporaniu się z kryzysem strefy euro, który groził rozpadem Unii nie widzę na horyzoncie wielkich zagrożeń. Jest za to szereg różnego rodzaju wyzwań, przed którymi stoi wspólnota. Pierwsze z nich to przywrócenie trwałego i wysokiego wzrostu gospodarczego w całej Unii, a zwłaszcza w strefie euro. Od kryzysu lat 2008-2009 strefa euro nadrabia poniesione wtedy straty, co przekłada się na m.in. wysokie bezrobocie wśród młodych osób. Kryzys pandemiczny jest kolejnym czynnikiem osłabiającym rozwój gospodarek. Przywrócenie wzrostu gospodarczego pozwoli na wzmocnienie mandatu politycznego rządów państw Unii i przełoży się na lepszą atmosferę współpracy. Unia Europejska będzie lepiej działać, gdy obywatele poczują, że żyje im się lepiej i, że po tej kryzysowej dekadzie, w takich krajach jak Włochy czy Hiszpania, gdzieś tam zapala się światełko w tunelu.

Drugie wyzwanie dotyczy roli Unii w świecie, tj. tego na ile Unia Europejska jest w stanie obronić swoją pozycję globalnego regulatora, organizacji, która wyznacza pewne standardy, normy w zakresie polityki handlowej, w zakresie ochrony środowiska, czy regulacji rynkowych. Podsumowując, oba wspomniane wyzwania sprowadzają się do realizacji dwóch polityk unijnych: Europejskiego Zielonego Ładu oraz transformacji cyfrowej.

Marszałkowski: czy UE jest w stanie rywalizować w kontekście zwiększającego się znaczenia Chin?

Osica: rywalizować – tak. Czy jest gotowa na tę rywalizację? Wydaje mi się, że powoli osiągamy taką gotowość. Osobną kwestią jest efektywność działania. Kiedy mówimy o sporach, czy rywalizacji chińsko-unijnej to pamiętajmy, że to Chiny są tym krajem, który rywalizuje. To Chiny narzucają tradycyjną agendę mocarstwową, w tym wypadku w obszarze handlu i gospodarki. Unia Europejska jest zupełnie innym tworem. Tutaj takie tradycyjne pojęcia strategii i mocarstwowości nie mają zastosowania. Siłą Unii Europejskiej jest to, że owa rywalizacja odbywa się na polu gospodarczym, a nie militarnym, gdzie Europa nie ma istotnych przewag. W sferze gospodarczej Europa ma natomiast silną pozycję związaną z regulowaniem dostępu do własnego rynku. I to zarówno na poziomie globalnym, przez działania na forum Światowej Organizacji Handlu, jak i na poziomie jednolitego rynku. Przykładem tego są plany wprowadzenia granicznego podatku węglowego, podatku cyfrowego, czy reguły dotyczące pochodzenia technologii stosowanej do budowy elementów cyfrowej infrastruktury krytycznej. Suwerenność regulacyjna predestynuje UE do tego, aby nie bać się starcia z Chinami. Na pewno nie jesteśmy na straconej pozycji. Słabością systemową Unii jest natomiast jej wewnętrzne zróżnicowanie. Unia jest konglomeratem instytucji i państw, które często mają inne priorytety, preferencje, albo po prostu interesy. Dobrym przykładem tego problemu jest kwestia 5G w Szwecji. Rząd szwedzki zdecydował się na „de facto” wyeliminowanie jednego z chińskich dostawców technologii. Tymczasem szef największej szwedzkiej firmy telekomunikacyjnej, która posiada tę technologię i powinna przyklasnąć decyzji rządu, zgłosił votum separatum. Jego zdaniem tego typu działania są nie tylko zbędne, ale też źle służą konkurencji rynkowej, która jest siłą napędową innowacji i doskonalenia produktów. Tłem tej reakcji były oczywiście interesy szwedzkiej firmy w Chinach.

Chiny inwestują, wykładają pieniądze i wchodzą w gospodarki poszczególnych państw członkowskich bez oglądania się na działania Komisji czy argumenty stolic. Problem ten dotyczy przede wszystkim gospodarek tzw. „starej Unii”. W naszym regionie interesy chińskie mają mniejszą skalę, bo i biznes do zrobienia jest mniejszy, a na dodatek płyną strumienie funduszy europejskich. I to grantów, a nie obwarowanych niekorzystnymi politycznie warunkami pożyczek, jak w przypadku Chin. To jest kapitał, który uzależnia, monopolizuje i tak naprawdę nie rozwija gospodarki, tylko wyciąga z niej korzyści, jednocześnie broniąc dostępu do swojego rynku. Rynek chiński jest antytezą jednolitego rynku UE. Jest zamknięty, uznaniowy, sterowany politycznie i ze słabą ochroną praw konsumentów i przedsiębiorców.

Marszałkowski: jak według pana zmieni się podejście nowej administracji prezydenta Bidena w stosunku do UE?

Osica: to jest zazwyczaj tak, że to pierwsze decyzje, a nie pierwsze słowa i zapowiedzi, przesądzą o kierunku nowej administracji. To, co będzie pozytywne to zmiana nie tylko języka, ale i definiowania partnerów. Unia Europejska nie będzie już wrogiem USA, jak miało to miejsce do tej pory. Będzie rywalem w wielu obszarach, będzie konkurentem, z którym będą prowadzone spory, ale jednak partnerem. Istota tej polityki pozostanie natomiast taka sama: ochrona, a kiedy potrzeba i obrona, interesów handlowych Stanów Zjednoczonych w kwestiach podatku cyfrowego, czy reguł działania Doliny Krzemowej, jej produktów i usług na rynku europejskim. Tutaj nie będzie jakiejś istotnej zmiany. Będzie inny klimat rozmów, bardziej profesjonalna polityka, wyraźniejsze definiowanie rzeczy, których się oczekuje. W tym sensie polityka stanie się bardziej przewidywalna.

Będą zapewne próby powrotu do świata opartego na ładzie liberalnym, choć wymaga on dzisiaj nowego zdefiniowania. Na pewno demokracja, wolność, rządy prawa, na pewno powrót do współpracy wielostronnej, porozumień klimatycznych i reformy organizacji międzynarodowych, ale raczej dystans wobec angażowania się w konflikty czy to bezpośrednio, czy we współpracy z Europą. Ale tu stawiam duży znak zapytania, bo tak naprawdę to są oczekiwania komentatorów, a jak wspomniałem o kierunku polityki przesądzą pierwsze kryzysy lub decyzje.

My w Europie popełniamy zawsze ten sam błąd witając nowe administracje amerykańskie. Zaczynamy od pytań, które ważne są dla nas, ale niekoniecznie dla drugiej strony. Prezydentura Joe Bidena będzie poświęcona przede wszystkim rozwiązywaniu kryzysów wewnętrznych. I to będzie miało swoje przełożenie na dyskusję w polityce międzynarodowej. „America is back” to liberalna wersja „America First”, a nie zapowiedź przewrotu kopernikańskiego. Tendencje izolacjonistyczne pozostaną bardzo silne, bo liczba i skala nagromadzonych problemów wewnętrznych będzie konsumować większą część uwagi i zasobów nowej administracji.

Marszałkowski: czy Polska jako państwo bierze odpowiedni, w stosunku do swojego potencjału, udział w tworzeniu nowych polityk wobec wyzwań przed którymi stanie UE w najbliższej przyszłości?

Osica: odpowiedź jest bardzo prosta i brzmi: nie. Polska ma duży potencjał, ale potencjał, a siła to są dwie różne rzeczy. Siła to jest umiejętność mobilizowania potencjału intelektualnego, instytucjonalnego, organizacyjnego do systemowej realizacji celów. Nie wychodzi nam to w polityce krajowej, więc tym bardziej trudno oczekiwać, że będzie nam wychodziło w polityce europejskiej, gdzie ustępujemy pola partnerom o mniejszym potencjale, ale większej sile. Powiedziałbym, że cała polska polityka zagraniczna jest w głębokim kryzysie intelektualnym i koncepcyjnym. Jeśli spojrzymy na projekty, dzięki którym Polska odcisnęła się w politycznej historii Unii, odkształciła jej kawałek, to na myśl przychodzi mi propozycja zmiany systemu liczenia głosów, czyli słynny „pierwiastek”. Projekt, który dotyczył kwestii ustrojowych, ale skończył się fiaskiem. Był to bardzo ambitny projekt, być może zbyt ambitny jak na tamte lata, bo to były początki naszego członkostwa. Ale był wart ryzyka, chociażby dla lekcji, której nam udzielono, i o której nasi partnerzy pamiętają, a my niestety już chyba nie. Potem mieliśmy Partnerstwo Wschodnie i Unię Energetyczną. Oba projekty można różnie oceniać, ale niemniej wpisały się do historii polityki europejskiej i w moim przekonaniu były bardzo potrzebne, bo pokazały nasz pozytywny wkład. Od tamtego czasu nie ma projektów, tylko są wielkie ambicje, idee, hasła. Kawiarniany gwar, a nie cisza politycznych gabinetów. Polska ustawiła się w roli wielkiego malkontenta: recenzujemy i pouczamy wszystkich, nie mając tak naprawdę niczego ciekawego do zaoferowania. Takich partnerów wszyscy raczej unikają.