Giełdą rządzą słowa, nie fundamenty

Tomasz Matras, Zastępca Dyrektora Inwestycyjnego ds. Akcji Union Investment TFI
Tomasz Matras, Zastępca Dyrektora Inwestycyjnego ds. Akcji Union Investment TFI

O przyczynach zmienności na warszawskiej giełdzie oraz perspektywach dla małych i średnich spółek w kontekście wyniku wyborów parlamentarnych rozmawiamy z Tomaszem Matrasem, Zastępcą Dyrektora Inwestycyjnego ds. Akcji Union Investment TFI.

Tomasz Matras, Zastępca Dyrektora Inwestycyjnego ds. Akcji Union Investment TFI
Tomasz Matras, Zastępca Dyrektora Inwestycyjnego ds. Akcji Union Investment TFI

Od wyborów prezydenckich w Polsce warszawska giełda zachowuje się wyjątkowo słabo. Czy ten trend ma szansę się odwrócić?

W ostatnich miesiącach bardzo trudno cokolwiek rzetelnie prognozować. Co chwilę pojawiają się nowe pomysły polityków, które powodują zmienność na rynkach. Dla przykładu – w zeszłym tygodniu akcje banków (które mają dominujący udział w indeksie WIG20) wzrosły po wypowiedzi przedstawiciela opozycji, że po 2016 r. miałby zostać wprowadzony podatek bankowy. Następnego dnia brokerzy zasugerowali, że wypowiedź posła mogła być przejęzyczeniem, i to zgasiło optymizm. Kolejny przykład to propozycja, aby wprowadzić podatek od sklepów wielkopowierzchniowych (czyli super- i hipermarketów). Po ogłoszeniu tego pomysłu akcje spółek takich jak Eurocash czy Jerónimo Martins zaczęły spadać. Jednak kiedy Komisja Europejska podważyła legalność podobnego podatku funkcjonującego na Węgrzech, akcje powróciły do wzrostów. Podobnie było z kursem KGHM, który falował w ślad za zapowiedziami zarówno koalicji rządzącej, jak i partii opozycyjnej. Ta rynkowa huśtawka, spowodowana niekiedy absurdalnymi pogłoskami, bardzo utrudnia przewidywanie, jak zachowa się giełda w kolejnych miesiącach. Pewne pozostaje tylko to, że do wyborów możemy być świadkami bardzo gwałtownych krótkoterminowych spadków i wzrostów cen akcji. Pozostaje uzbroić się w cierpliwość.

Jaki segment polskiego rynku akcji może być w tych warunkach najbezpieczniejszy?

Paradoksalnie może to być segment małych i średnich spółek, jako że jest on odcięty od wielkiej polityki. Ponadto jeśli Prawo i Sprawiedliwość uzyska większość w jesiennych wyborach parlamentarnych, prawdopodobnie pomoże to tzw. misiom. Świadczą o tym choćby zapowiedzi o planach wspierania rodzimego przemysłu i innych polskich firm. W krótkim i średnim okresie na wygranej PiS mogłyby skorzystać również spółki z sektora opartego na konsumpcji prywatnej, np. firmy handlowe.

Dlaczego?

Zwróćmy uwagę, że z punktu widzenia konsumenta obietnice obecnej partii opozycyjnej są całkiem atrakcyjne: podniesienie kwoty wolnej od podatku, nowe zasiłki rodzinne i inne. Realizacja choćby części tych zapowiedzi sprawi, że więcej pieniędzy trafi do gospodarstw domowych, a w rezultacie zwiększy się siła nabywcza polskich konsumentów i najprawdopodobniej wzrośnie popyt. Natomiast rodzą się pytania, czy w dłuższej perspektywie taka polityka nie odbije się negatywnie na sytuacji budżetowej i czy wydatki konsumentów zrównoważą koszty ponoszone przez państwo.