Inflacja mocno zakorzeniona

Maciej Pieczkowski, Dyrektor Generalny Oddziału Inbank w Polsce`
Maciej Pieczkowski, Dyrektor Generalny Oddziału Inbank w Polsce

Potwierdził się wstępny szacunek GUS, dotyczący sięgającej 13,9 proc. inflacji w maju. Prognozy jej poziomu są podzielone. Jedne zakładają, że szczyt jest już blisko, inne bywają znacznie bardziej pesymistyczne. Pewne jest, że  rosnące ceny będą problemem przez dłuższy czas. Tendencja ta  ma mocne podstawy, o czym świadczą dane NBP na temat inflacji bazowej, czyli nieuwzględniającej cen energii i żywności.

Tuż przed czerwcowym przedłużonym weekendem Główny Urząd Statystyczny podał ostateczne dane dotyczące majowej dynamiki wskaźnika cen towarów i usług konsumpcyjnych. Były one potwierdzeniem wcześniejszych szacunków, że inflacja sięgnęła 13,9 proc., a więc była najwyższa od 24 lat. Największy impuls dały jej paliwa do środków transportu, które były o 35 proc. droższe niż w maju ubiegłego roku, a także nośniki energii ze wzrostem o 31,4 proc. Mocno odczuwalny – szczególnie dla mniej zamożnych gospodarstw domowych – był sięgający 14,1 proc. wzrost cen żywności. Patrząc bardziej ogólnie – mocniej, bo o 14,9 proc. w górę szły ceny towarów, zaś usługi podrożały średnio o 10,8 proc. Warto przypomnieć, że w czasie największego nasilenia pandemii i tuż po nim, to dynamika cen usług była wyższa niż w przypadku towarów. Skutkiem przede wszystkim wysokiego wzrostu cen nośników energii, była 22 proc. zwyżka kosztów użytkowania mieszkania lub domu. Z kolei skok cen paliw spowodował prawie 26 proc. wzrost kosztów transportu. Wchodząc w szczegóły, w niektórych kategoriach skoki cen są wręcz szokujące. Ceny mąki są wyższe niż przed rokiem o 34 proc., mięsa wołowego o niemal 33 proc., drobiowego o ponad 41 proc. Cukier jest droższy o pond 36 proc., a za pieczywo trzeba zapłacić o 26,5 proc. niż w maju ubiegłego roku. Gaz podrożał o 46,5 proc., a opał o ponad 100 proc.

Od szczegółowej obserwacji zmian cen w poszczególnych grupach towarów i usług, bardziej istotna jest analiza tendencji ogólnych i próba prognozowania rozwoju sytuacji w horyzoncie najbliższych kilku – kilkunastu miesięcy. Na to, że inflacja pozostanie z nami na dłużej, wskazują tendencje inflacji bazowej, czyli miernika, który nie uwzględnia najbardziej dynamicznie zmieniających się cen energii i żywności, a jednocześnie tych, które najmniej poddają się oddziaływaniu narzędzi polityki pieniężnej. Wskaźnik inflacji bazowej wyniósł w maju według danych NBP 8,5 proc. proc. To poziom najwyższy w historii obliczania tego wskaźnika, czyli od 22 lat. W kwietniu wyniósł on 7,7 proc.

Wśród ekonomistów – zarówno tych związanych z oficjalnymi ośrodkami analitycznymi, jak i działających na rzecz instytucji niezależnych i komercyjnych – dominuje przekonanie, że szczyt inflacji zobaczymy już w najbliższych miesiącach, być może w sierpniu. Później jej dynamika ma się obniżać, ale ceny nadal będą rosnąć w dużym tempie prawdopodobnie aż do końca przyszłego roku, a większą ulgę odczujemy pod koniec 2024 r., choć nawet w tak odległym terminie mało kto spodziewa się powrotu inflacji do celu przyjętego przez NBP, czyli 2,5 proc., z tolerancją plus/minus 1 punkt procentowy.

Nie brakuje jednak opinii, że inflacja może osiągnąć jeszcze dużo wyższy poziom niż obecnie, a nawrót może nastąpić nawet w przyszłym roku. Część ekonomistów nie wyklucza, że ceny mogą rosnąć w tempie zbliżonym do 20 proc. Według marcowej projekcji NBP – jej szczyt może sięgnąć 17 proc. Mowa tu jednak o wartościach maksymalnych, natomiast większe znaczenie ma poziom średnioroczny. Najnowsze szacunki agencji ratingowej Fitch zakładają że w tym roku sięgnie on 11 proc., w przyszłym obniży się do 7,7 proc. i dopiero na koniec 2024 r. spadnie do 4 proc., a więc i tak pozostanie powyżej górnej granicy celu inflacyjnego NBP. W konsekwencji Fitch prognozuje, że na koniec obecnego roku stopa referencyjna wyniesie 7 proc., na koniec przyszłego roku 6,5 proc., a w 2024 r. zostanie obniżona do 5,25 proc. Ocenę agencji należy uznać za dość ostrożną, bowiem istnieje duże ryzyko znacznego przekroczenia wartości obu prognozowanych przez nią parametrów. Wielu ekonomistów przyjmuje właśnie ten ostatni scenariusz za najbardziej prawdopodobny” – analizuje Maciej Pieczkowski, Dyrektor Generalny Oddziału Inbank w Polsce.