Ryzyko konfliktu na Ukrainie już wpłynęło na rynki kapitałowe – powodując załamanie rosyjskich akcji w końcówce ubiegłego roku oraz na początku 2022 r. W tym momencie rynek rosyjski odbija się z tego dołka – co traktowane jest jako sygnał świadczący o prawdziwości tezy mówiącej o tym, że do prawdziwego konfliktu zbrojnego na Ukrainie nie dojdzie. Nie można wykluczyć natomiast jakiejś formy konfliktu hybrydowego. Rosja nie ma żadnego interesu w tym, aby spowodować sankcje amerykańskie czy europejskie. Z drugiej strony, konflikt miałby poważne konsekwencje – przykładowo dla cen ropy, które już biją swoje wieloletnie rekordy. W sytuacji, gdy państwa rozwinięte walczą z najwyższą inflacją od dekad, jest to potencjalnie bardzo poważny problem. Należy jednak pamiętać o tym, że zima się skończy – a wraz z malejącym popytem na gaz ziemny, na wartości straci bardzo silna karta przetargowa, jaką mają w ręku Rosjanie.
– Dojdzie do deeskalacji konfliktu na granicy ukraińsko-rosyjskiej, ale będzie on stopniowy i zapewne przeciągnięty w czasie – tak, żeby obie strony mogły zachować twarz. Joe Biden mógłby ogłosić, że zapobiegł wojnie, a Władimir Putin w Rosji, że uzyskał ustępstwa od NATO – powiedział serwisowi eNewsroom Kamil Cisowski, dyrektor Zespołu Analiz i Doradztwa Inwestycyjnego Xelion. – Akcje rosyjskie były niezwykle tanie na tle wszystkich globalnych rynków akcji w dołku. Obecnie ich cena wzrosła – ale wciąż wydają się być atrakcyjną inwestycją, nawet pomimo ryzyka krótkoterminowego. Co więcej, deeskalacja konfliktu na Ukrainie może doprowadzić do ponownego zainteresowania polskimi akcjami, które po świetnym rozpoczęciu roku mają za sobą kilka trudniejszych tygodni. Z kolei na podstawie analizy indeksów amerykańskich podczas poprzedniego ataku Rosji na Ukrainę można wysnuć wniosek, że rozwój obecnego konfliktu miałby zaledwie dwu-, trzydniowy wpływ na rynek amerykański – podsumowuje Cisowski.