Choć Business Centre Club pozytywnie ocenił wiele wprowadzonych przez rząd przepisów i pochwala, m.in. przekazanie trzech czwartych środków z OFE pod zarząd funduszy inwestycyjnych, to przedsiębiorcy są zaniepokojeni odpływem pracowników z rynku pracy, podwyżką pensji minimalnej, która może zwiększyć szarą strefę i rosnącym deficytem. Obawiają się, że rząd może zacząć szukać brakujących na wydatki socjalne pieniędzy w ich kieszeniach.
– Business Centre Club stał na stanowisku, że przejmowanie OFE to był błąd, popełniony jeszcze za czasów Platformy Obywatelskiej. Stało się to decyzją władz politycznych, Sejmu, jednak częściowo aktywa zostały przejęte i teraz zostaje kolejna część, kolejne duże pieniądze przejęte – mówi agencji informacyjnej Newseria Inwestor Marek Goliszewski, prezes zarządu Business Centre Club. – Obawialiśmy się, że zostaną po prostu przejedzone, pójdą na system zabezpieczenia społecznego.
W 2011 roku ówczesny minister finansów Jacek Rostowski przeforsował obniżenie składki odprowadzanej do OFE o przeszło dwie trzecie. Niecałe trzy lata później zarządzono umorzenie aktywów ulokowanych w obligacjach (w wysokości 153 mld zł) i przekazanie środków do ZUS, wprowadzenie tzw. suwaka bezpieczeństwa, który nakazuje funduszom przekazywanie do ZUS-u pieniędzy na 10 lat przed uzyskaniem przez ubezpieczonego praw emerytalnych oraz przeniesienie całości nowych składek do ZUS tym ubezpieczonym, którzy nie wyrażą na piśmie woli pozostania w OFE. W efekcie z ponad 16 mln przyszłych emerytów w OFE pozostało 2,5 mln.
Obecny rząd postanowił zamknąć ostatecznie historię OFE. Pozostałe w nich kolejne 153 mld zł w jednej czwartej zostaną przekazane do Funduszu Rezerwy Demograficznej. Reszta trafi pod zarząd funduszy inwestycyjnych.
– Premier Morawiecki podjął jednak tutaj słuszną decyzję, że te pieniądze będą kierowane do funduszy inwestycyjnych, więc jest nadzieja, że giełda nie upadnie, że będą inwestycje, a jak będą inwestycje, to ludzie będą mieli z tego korzyść – ocenia decyzję wicepremiera prezes BCC.
Przypomina jednak, że rząd, którego Mateusz Morawiecki jest członkiem, podjął też szereg decyzji deficytogennych, takich jak program Rodzina 500 plus czy obniżenie wieku emerytalnego. Tylko na te dwa cele rocznie trzeba przeznaczyć średnio ponad 30 mld zł. Dodatkowo pracodawcom zaczyna brakować pracowników: bezrobocie w niektórych miejscach, takich jak Poznań, Wrocław czy Warszawa, jest na poziomie 2–3 proc., czyli praktycznie nie istnieje. W skali kraju jest najniższe od ćwierćwiecza. Do tego dochodzi 140 tys. kobiet, które zrezygnowały z pracy po wprowadzeniu Rodziny 500 plus, oraz osoby, które od jesieni br. zaczną przechodzić na emeryturę w wieku 60 i 65 lat.
– Oczywiście problem z obniżeniem wieku emerytalnego dla nas polega na tym, że mnóstwo ludzi pójdzie po prostu na emeryturę, zatem trzeba będzie tym ludziom dać pieniądze – mówi Marek Goliszewski. – To oznacza dla rynku pracy poważne uszczuplenie, a my dzisiaj szukamy ludzi do pracy, nawet tych w wieku 50 lat. I to jest rzeczywiście coś, co nam spędza sen z powiek, tym bardziej że na ten system emerytalny trzeba będzie wyłożyć rocznie dodatkowo około 10–15 mld zł. Stąd przedsiębiorcy obawiają się, że będą przeprowadzane restrykcyjne kontrole w poszukiwaniu pieniędzy w firmach.