Rząd znowu przełożył wprowadzenie nowego systemu naliczania opłat za przejazd autostradą. Zapowiada, że system ruszy w czerwcu – chociaż miał być gotowy do testowania przez kierowców już w kwietniu. Jeżeli jednak termin wyłączenia starego systemu pozostanie zgodny z planem, na testowanie nowego będziemy mieli tylko 3 tygodnie. To bardzo mało, nawet na polskie standardy. Dlaczego w takim razie władze naciskają na zmianę systemu? Nie wiadomo. Z jakiegoś powodu administracja skarbowa uznała, że dotychczasowy, radiowy system nie spełnia jego oczekiwań. Nowy system ma być oparty na satelitarnym śledzeniu samochodów. To jedyny taki projekt na świecie. Nawet w Chinach nie śledzi się osobówek, by ściągnąć za nie opłatę na autostradę. Plan rządu wzbudza więc wiele kontrowersji – zarówno wśród operatorów autostrad, jak i obywateli. W systemie jest 1,5 miliona użytkowników. Przeprowadzenie tej operacji przez 3 tygodnie jest niemożliwe. Ma być też aplikacja w smartfonie. Jednak sygnał może zanikać – co jest niebezpieczne dla przewoźników. Wszelkie zakłócenia w dostawie sygnału i naliczaniu opłat będą ryzykiem po stronie przewoźnika. Przeciwko aplikacji, która będzie pokazywać skąd i dokąd jedziemy w danym czasie, są też Polacy. Bo nie wiadomo, co dalej się stanie ze zgromadzonymi danymi. Kiedy zostaną zniszczone? Czy nie zostaną wykorzystane do innych celów?
– Nasze państwo, w postaci Krajowej Administracji Skarbowej, postanowiło wymyślić polski narodowy system poboru opłat. Jesteśmy chyba jedynym przykładem państwa na świecie, który rezygnuje z już postawionej infrastruktury i przechodzi na całkiem inny system. Druga sprawa to gotowość nowego systemu. Systemy informatyczne często na początku nie działają, są błędne. Tymczasem nawet przy przesunięciu startu nowego systemu o 3 miesiące bardzo możliwe jest, że będziemy korzystać z niesprawnego i nieprzetestowanego rozwiązania – powiedział serwisowi eNewsroom Adrian Furgalski, prezes Zespołu Doradców Gospodarczych TOR. – Przewoźnicy chcą całkowicie odroczyć wprowadzenie Etolu. Na pytanie dlaczego, odpowiadają: my nie wiemy nic. Płacenie ma następować przez nowy typ urządzenia – gdzie je dostaniemy? Ile będzie kosztować? Bez aplikacji zostaje nam średniowiecze – wydruk bileciku na stacji benzynowej czy w punkcie obsługi klienta, albo zakup przez internet. Wydawało się, że mamy już przetestowany system, który działa na prywatnych autostradach. To video tolling. Instalujemy aplikację, która jest podpięta pod naszą kartę. Opłaty są naliczane automatycznie, gdy wjeżdżamy na płatny odcinek drogi. Video tolling działa już na prywatnych A1 i A4, a zaczyna się do niej przekonywać A2. Na początku operatorzy bali się, że opłaty będą uciekać – ale okazuje się, że system jest szczelny. Rozwiązaniem na nowy państwowy system poboru opłat powinien być więc po prostu video tolling. Bo teraz państwo tworzy system dla swoich dwóch płatnych autostrad, a autostrady prywatne będą miały swoje systemy. Znowu będziemy testować rozwiązania na żywych organizmach, zamiast wprowadzać sprawdzone systemy, przyjęte na całym świecie – analizuje Furgalski.