Odnawialne źródła energii zainstalowane w Unii Europejskiej generują rocznie energię o mocy 19 gigawatów. Docelowo do 2035 roku wartość ta ma się podwoić, nawet do 40 GW. Polska odgrywa w rozwoju ekologicznej energii coraz istotniejszą rolę. Dziesiąte miejsce na świecie pod względem produkcji energii z OZE to oznaka, że jest to rynek, który bardzo mocno się rozwija i wciąż jest przyszłościowy.
Obecnie w Polsce produkowane są około 4 GW energii z fotowoltaiki rocznie. Do 2035 ma to być już od 8 do 10 GW. W tej chwili jesteśmy jednym z europejskich liderów w zakresie produkcji zielonej energii. Na Starym Kontynencie wyprzedzają nas jedynie Niemcy i Hiszpania[1].
Plany europejskiej wspólnoty dotyczące zwiększenia produkcji prądu ze źródeł odnawialnych są bardzo ambitne. Zwraca na to uwagę Piotr Tomala z firmy Green Cell: – Mówimy o dwukrotnym wzroście produkcji energii z OZE przez nieco ponad dziesięć lat. Jest to niezwykle ambitne założenie. Kurs został już wyznaczony, więc rynek nabiera rozpędu i będzie musiał dalej się rozwijać. Nie będzie to oczywiście łatwe, szczególnie w kontekście bieżącej sytuacji geopolitycznej proces ten może wyhamować, ale trudności te powinny mieć charakter jedynie przejściowy – przewiduje ekspert.
Net-billing nie zwolni rynku
Od 1 kwietnia 2022 roku w Polsce obowiązuje net-billingowy system rozliczania nadwyżek energii. Polega on na rozliczaniu nie ilości energii oddanej do sieci, jak miało to miejsce do tej pory, lecz według jej realnej wartości rynkowej, czyli cenie po której jest ona sprzedawana i kupowana na giełdzie energii elektrycznej. Przejście na ten system spowodowało chwilowe problemy na rynku z powodu obaw klientów dotyczących opłacalności inwestycji.
– Problemy dotyczą głównie firm, których płynność finansowa bazowała na zobowiązaniach na pokrycie bieżącego zatowarowania. Ich właściciele wierzyli, że stan wysokiego popytu będzie stale wzrastał. Schemat ten niestety rozsypał się i przedsiębiorcy ci zostali z opłaconymi urządzeniami, na które chwilowo nie było chętnych – tłumaczy Piotr Tomala. – Obecnie przewagę mają ci, którzy posiadali zaplecze finansowe, aby przetrwać ten trudniejszy okres. Skorzystają na tym zwłaszcza te podmioty, które nie przespały czwartego kwartału ubiegłego roku oraz pierwszego kwartału obecnego, gdy wzrosty sprzedaży były bardzo wysokie. Działo się tak, ponieważ wiele osób chciało zamontować panele przed 1 kwietnia, aby zachować prawo do wcześniejszego modelu rozliczeniowego, polegającego na opustach.
Zdaniem eksperta z Green Cell warto przyglądać się rynkowi brytyjskiemu. Stosowany jest tam system net-bilingowy, zaś fotowoltaika świetnie się rozwija między innymi dlatego, że duża część odpowiedzialności z tego zakresu została przerzucona na operatorów sieci energetycznych wraz z częstą aktualizacją cen energii, następującą nawet co 15 minut.
Tymczasem obecne ceny w Polsce aktualizowane są w systemie Rynkowej Ceny Miesięcznej. Można jednak dostrzec dążenia do częstszej aktualizacji. Taki system otwiera zupełnie nowe możliwości zwiększenia rentowności inwestycji. Najbardziej oczywistą drogą zwiększenia zysku, jaki jest generowany przez instalację fotowoltaiczną, jest system śledzenia cen energii, który będzie ją magazynował, gdy jest tania i oddawał, gdy jej cena jest na zadowalającym dla użytkownika poziomie. Do tego jednak potrzebny jest magazyn energii elektrycznej, na który już obecnie są przewidziane atrakcyjne systemy dotacji.
Fotowoltaika wciąż będzie się opłacać
Można spodziewać się, że globalnie rosnące ceny energii wpłyną również na wzrost cen instalacji fotowoltaicznych. Dodatkowo, sama produkcja paneli pochłania ogromne ilości energii. Trzeba też pamiętać o tym, że praktycznie cała światowa produkcja odbywa się w Chinach, które również stawiają bardzo mocno na te rozwiązania. Obecnie są one nie tylko największym producentem fotowoltaiki, ale również konsumentem. Duża część produkcji będzie zatem pochłaniana przez lokalny rynek chiński, więc rozwiązania eksportowane na rynki zagraniczne mogą być droższe.
Mimo tego inwestycja w panele będzie coraz bardziej opłacalna, właśnie z uwagi na stale rosnące ceny energii. Obecnie, przy zoptymalizowanej instalacji współfinansowanej z dotacji, wyposażonej w magazyn energii, okres zwrotu z inwestycji może sięgać nawet 6 lat. – To jest naprawdę krótki okres. Jeżeli ceny energii zostaną w pewnym stopniu uwolnione w przyszłym roku, co spowoduje znaczne podwyżki, to czas zwrotu będzie jeszcze krótszy. Dużo osób znajdzie się w sytuacji, gdy 90% swoich potrzeb będzie w stanie pokrywać za pomocą zmagazynowanej energii i te podwyżki nie będą aż tak dotkliwe. Przez to staną się w dużej mierze odporni na nieuniknione wzrosty cen energii. Autokonsumpcja wytworzonego lokalnie prądu stanie się wartością samą w sobie – zwraca uwagę Piotr Tomala.
Poza tym można spodziewać się, że nowa rzeczywistość zostanie zdominowana przez najbardziej innowacyjne i wyspecjalizowane firmy, które będą w stanie zaoferować klientowi najkorzystniejsze dla niego rozwiązania. Takie podmioty oprócz analizy nasłonecznienia danej lokalizacji, powinny wziąć pod uwagę ilość energii elektrycznej zużywanej przez prosumenta, a przede wszystkim jego profil jako użytkownika energii. Pozwoli to precyzyjnie dobrać komponenty instalacji i skonfigurować je tak, aby cały system odpowiadał zachowaniu konkretnego klienta.
[1] Raport “Global Market Outlook For Solar Power 2022 – 2026”