Amerykanie wierzą w nieustającą hossę

Piotr Kuczyński
Piotr Kuczyński

W gospodarce USA nie ma śladu spowolnienia. Wstępny odczyt annualizowanego PKB pokazał, że w 4 kw. w USA wzrósł on o 3,3 proc. Dane z rynku pracy pokazywały, że sytuacja jest wręcz znakomita – oczekiwano stworzenia 180 tysięcy miejsc pracy, a było ich dwa razy więcej (353 tys.). Publikowane indeksy ISM (menedżerów logistyki) też były o wiele lepsze od oczekiwań. 

Pod koniec stycznia czekano przede wszystkim na ekscytujący przełom miesięcy. Ekscytujący, bo 30 stycznia raport kwartalny opublikowały spółki AMD, Alphabet (Google) i Microsoft, 1 lutego zakończyło się posiedzenie FOMC i odbyła się konferencja prasowa Jerome Powella, szefa Fed, a już następnego dnia raporty kwartalne opublikowały Apple, Amazon i Meta (Facebook). Kolejnego dnia, w piątek 2. lutego w USA opublikowano miesięczny raport z rynku pracy uznawany za „matkę wszystkich raportów”.

Zacznijmy od szefa Fed. FOMC oczywiście stóp procentowych nie zmienił i nikt tego nie oczekiwał. Spodziewano się, że Powell podczas swojej konferencji prasowej będzie nieco bardziej „jastrzębi” niż miało to miejsce w grudniu, ale nie oczekiwano niczego, co mogłoby inwestorów wystraszyć. A jednak szef Fed zaskoczył rynki. Powiedział, że nie wydaje mu się prawdopodobne, żeby FOMC obniżył stopy w marcu.

To się rynkowi akcji bardzo nie spodobało. Spadek indeksów wspomagany był tym, że dzień przed konferencją Powella słabe wyniki opublikowały AMD i Alphabet. Tylko wyniki Microsoft były bardzo dobre. Następnego dnia po konferencji Amazon i Meta zachwyciły wynikami i prognozami. To w umysłach graczy wymazało ostrzeżenie Powella i indeks S&P500 ruszył w górę, a potem ustanowił nowy rekord wszech czasów.

W niedzielę 4 lutego, czyli na zakończenie tego przełomu miesięcy w telewizji CBS w programie „60 minutes” Jerome Powell jeszcze raz potwierdził, że Amerykanie będą musieli dłużej poczekać na obniżkę stóp. Jastrzębia wypowiedź, ale w zasadzie jedynie potwierdzała to, co mówił po posiedzeniu FOMC. Nic więc dziwnego, że jedynie rynek obligacji i walutowy zareagowały.

Trudno się nawet dziwić rynkowi akcji, bo w gospodarce USA nie ma śladu spowolnienia, więc inwestorzy obstają przy scenariuszu „gospodarki Złotowłosej”, czyli najlepszym dla obozu byków scenariuszu – mocny wzrost gospodarczy z umiarkowaną inflacją. Jeśli chodzi o gospodarkę to dane makro zdają się potwierdzać tę tezę.

Wstępny odczyt annualizowanego PKB pokazał, że w 4 kw. w USA wzrósł on o 3,3 proc. (oczekiwano 2 proc.). Dane z rynku pracy pokazywały, że sytuacja jest wręcz znakomita – oczekiwano stworzenia 180 tysięcy miejsc pracy, a było ich dwa razy więcej (353 tys.). Publikowane indeksy ISM (menedżerów logistyki) też były o wiele lepsze od oczekiwań.

Na przykład indeks sektora usług (ponad 90 proc. gospodarki) pokazał wzrost z 50,5 do 53,4 (pokonanie poziomu 50 pokazuje, że sektor się rozwija). Indeksy ISM ostrzegały jednak (zarówno w sektorze usług, jak i przemysłowym), że gospodarka amerykańska ma do czynienia z dużymi wzrostami subindeksów cen płaconych. Może się więc okazać, że rację mają ci obserwatorzy gospodarki, którzy twierdzą, że nie realizuje ona scenariusza „soft landing” (bez dużej inflacji i bez recesji), ale „no landing” (owszem wzrost gospodarczy, ale przy stale wysokiej inflacji).

Na początku lutego widać było w zasadzie tylko trzy zagrożenia dla amerykańskiej, więc i globalnej hossy. Przede wszystkim martwi bardzo wąski rynek – dosłownie kilka dużych spółek odpowiada za wzrost indeksów. Po drugie zbyt dobre są nastroje inwestorów. Po trzecie wreszcie powrócił niepokój o stan regionalnych banków.

Potężne przeceny akcji  New York Community Bancorp, który przejął upadły Signature Bank, z powodu strat na kredytach w sektorze szybko taniejących nieruchomości komercyjnych, może być swoistym ekwiwalentem kanarka w kopalni (niewiadomą). Może (ale nie musi) ostrzegać przed „czarnym łabędziem”, który doprowadzi do tego, że ostatnie zwyżki indeksów były łabędzim śpiewem hossy przed ciągle przeze mnie oczekiwaną w pierwszym kwartale korektą na rynku akcji.

Piotr Kuczyński, Członek Towarzystwa Ekonomistów Polskich, DI Xelion