Obietnice przedwyborcze napinają przyszłoroczny budżet

Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej
Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej

Zapowiadane przez bieżącą administrację i jej politycznych oponentów zmiany i reformy, które mają przyciągnąć obywateli do urn, mogą bardzo napiąć budżet państwa. Chociaż dużo słyszymy o planowanych wydatkach, nowych programach społecznych i reformach pracowniczych – nie za wiele mówi się o tym, skąd państwo będzie miało na to pieniądze. Niezależnie bowiem od tego, czy budżet zaprojektuje bieżąca administracja, czy jej miejsce zajmie inny zespół, pokrycie nowych wydatków będzie wymagało dodatkowych dochodów. A że od wielu lat te dochody nie rosną naturalnie, przez wzrost wpływu z podatków – lecz są wynikiem zwiększonych opłat obywateli do kasy państwa, możemy się spodziewać, że nasze wydatki podrosną.

– Bądźmy świadomi, że za coś będziemy więcej płacić. Sporo dochodów budżetowych pochodzi z danin, które nie są podatkowe – ale które stały się dla budżetu dosyć istotne. Zauważmy więc, że będziemy w przyszłym roku więcej płacili za energię, wywóz śmieci i dostawę wody. To wszystko będzie finansowało zaplanowane wydatki państwa – powiedział serwisowi eNewsroom Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej. – Budżet państwowy można porównać z kołdrą, która jest zawsze za krótka. Nigdy nie starcza jej dla wszystkich. W planowanym budżecie na 2020 rok widać, że część dyskutowanych przez parlament i rząd propozycji się w nim nie znalazło. Można więc podejrzewać, że albo nie zostaną zrealizowane – albo zostaną do budżetu wprowadzone i odbiorą środki innym przedsięwzięciom. Uważam jednak, że jeśli pojawi się wola sfinansowania dodatkowych wydatków, będą również poszukiwane dodatkowe źródła ich finansowania – przewiduje Soroczyński.