Dzisiejszy pakiet danych z Chin sugeruje, że powrót drugiej gospodarki świata na tory stabilnego rozwoju nie będzie łatwy do osiągnięcia. Natomiast brytyjskie odczyty wskazują na jeszcze trudniejszą ścieżkę Wyspiarzy. Inflacyjne publikacje z USA, które miały zatrząść rynkiem, okazały się kapiszonem. Czy dzisiejsza dynamika cen producentów wyrwie kursy z konsolidacji?
Spis treści:
Inflacja w USA
Wydarzenie tygodnia, najważniejsza publikacja, kierunkowskaz dla inwestorów. Wczorajsze dane inflacyjne z USA rozpalały wyobraźnię, tym bardziej że na rynku walutowym od początku roku panuje marazm. Stety i niestety trudno o lepsze określenie dla efektu odczytów niż z dużej chmury mały deszcz. Stało się tak pomimo faktu, że zauważalnie przekroczono prognozy, co mogłoby sugerować odsunięcie w czasie pierwszej obniżki stóp za oceanem (CPI w ujęciu rocznym odbił do 3,4%). Nie można zaprzeczyć, forex zareagował na dane, tyle że ostatecznie rynek nie zmienił swojego zasadniczego obrazu. Kurs EUR/USD pozostał w konsolidacji i wciąż nie potrafi oddalić się od poziomu 1,095 $. Przekłada się to na brak rozstrzygnięć także na złotym, który na parach z głównymi walutami utrzymuje trendy boczne, chociaż zbliża się do ich górnych ograniczeń. W piątek przed południem kurs dolara znajduje się blisko 3,98 zł, a kurs euro sięga 4,36 zł. Jeszcze dziś poznamy informację o inflacji producenckiej za oceanem, ale skoro wskaźnik konsumencki nie był w stanie wpłynąć na rynek, to trudno oczekiwać tego po PPI. Mimo wszystko moment rozstrzygnięć musi nastąpić, ale co będzie skutecznym impulsem i kiedy on nadejdzie, pozostaje zagadką.
Chiński smok bez pary
Duża część państw musi się zmagać z podwyższoną dynamiką cen (nawet w obliczu procesów dezinflacyjnych), ale druga gospodarka świata ma diametralnie inne zmartwienie, czyli deflację. Już trzeci miesiąc z rzędu ceny konsumenckie w Państwie Środka spadają, w grudniu w ujęciu rocznym było to -0,3%. Jeszcze gorzej wygląda to w przypadku cen producentów, które zaliczyły właśnie 15. zniżkowy miesiąc z rzędu (tym razem -2,7%). Chociaż niemało krajów chciałoby w tej chwili zobaczyć u siebie spadki cen, to chiński trend deflacyjny jest ostatecznie znakiem problemów tamtejszej gospodarki, która w postpandemicznym świecie nie jest w stanie wygenerować odpowiedniego dla siebie wzrostu gospodarczego. Odpowiedzialne za taki stan rzeczy są zarówno czynniki wewnętrzne, jak i zewnętrzne, czego świetnym przykładem jest bilans handlowy. Co prawda w grudniu chiński eksport poszedł w górę o 2,3% w ujęciu rocznym, ale jest to pierwszy znaczący wzrost od kwietnia zeszłego roku. Natomiast zwyżka importu o skromne 0,2% to dopiero drugi odczyt na plusie w przeciągu ostatnich 14 miesięcy. Problemy partnerów handlowych Chin i w dalszym ciągu chimeryczny popyt wewnętrzny nie są zwiastunami radykalnej zmiany sytuacji.
(Nie)Wielka Brytania
Chociaż już mocno historyczne, bo listopadowe, to dzisiejsze publikacje z Wielkiej Brytanii potwierdzają spowolnienie dotykające tamtejszą gospodarkę. Tempo PKB w ujęciu rocznym wyniosło jedynie +0,2% (w ujęciu miesięcznym +0,3%), a produkcja przemysłowa rok do roku spadła o 0,1% (mimo prognoz na +0,7%). Mimo wyhamowania inflacji do 3,9% w przedostatnim miesiącu zeszłego roku, pozostaje ona wyraźnie powyżej celu i to przy już mocno schłodzonej gospodarce. Dlatego już niedługo (jeśli dynamika cen odbije, jak ma to miejsce w innych państwach rozwiniętych) w mediach mogą pojawić się nagłówki o brytyjskiej stagflacji. Czy nowe działania rządu Jego Królewskiej Mości (m.in. obniżki podatków) przyniosą pozytywny skutek, dowiemy się dopiero za kilka miesięcy, ale zbliżająca się kampania wyborcza może już wtedy przysłonić dane makro. Funt szterling zareagował spokojnie na piątkowe odczyty, ale kurs GBP/PLN próbuje wybić 5,07 zł i tym samym pokonać górne ograniczenie konsolidacji na tej parze.
Adam Fuchs – dealer walutowy InternetowyKantor.pl