„Spółki meldują, Ukraina walczy” – o sytuacji na rynkach akcji rozmawiamy z Ryszardem Rusakiem, dyrektorem inwestycyjnym ds. akcji Union Investment TFI
Trwa okres publikacji wyników spółek za ostatni kwartał 2013 r. Jaki obraz się z nich wyłania?
Dane finansowe za IV kwartał 2013 r. zaraportowane dotąd przez spółki z warszawskiej giełdy są jak dotychczas zgodne z oczekiwaniami. Lekko negatywnie zaskoczyła spółka Orange Polska, która ponadto poinformowała, że wypłacona dywidenda będzie niższa, niż wcześniej szacowano. Banki zanotowały wyniki neutralne, zgodne z konsensusem, a stopa dywidendy dla sektora bankowego powinna oscylować w tym roku w okolicach 4–5%. Wypłatę sowitej dywidendy zapowiedziała też Netia.
Czy rynek w istotny sposób reaguje na te informacje?
Inwestorzy są skupieni na perspektywach na 2014 r. Dużo uważniej patrzą w przyszłość – na prognozy zysków spółek i prawdopodobieństwo ich realizacji.
W kontekście przyszłości trudno nie zapytać o Ukrainę. W porównaniu z zeszłym tygodniem sytuacja nieco się ustabilizowała, jednak wciąż trudno mówić o powrocie do normalności…
Prawdą jest, że w regionie panuje pewna nerwowość, jednak bezpośrednie związki handlowe Polski z Ukrainą, szczególnie w przypadku spółek giełdowych, nie są duże.
Jednak są.
Tak. Na Ukrainie jest zaangażowanych kapitałowo kilka polskich firm notowanych na warszawskiej giełdzie. Największy udział posiada Getin Holding, którego ukraińskie aktywa stanowią ok. 10% całości. Na tym rynku operuje także PKO BP, jednak w stosunku do ok. 200 mld zł aktywów polskiego banku należący do niego KREDOBANK stanowi bardzo niewielki udział. Można też wskazać spółki, które mają na Ukrainie fabryki lub eksportują tam sporo towarów, np. Śnieżka czy Rovese. Jednak w skali całego polskiego rynku akcji skutki wydarzeń na Ukrainie są znikome.
A jak zachowuje się nieco zapomniany przez inwestorów rynek rosyjski?
Zawierucha na rynkach wschodzących nie ominęła także Rosji. Traciły więc nie tylko turecka lira i węgierski forint, ale również rubel. Przecena rosyjskiej waluty wpłynęła z kolei negatywnie na wycenę spółek notowanych na moskiewskiej giełdzie, na przykład spółki handlowej Magnit, posiadającej sieć super- i hipermarketów. Swoje przychody spółka osiąga w rublu i większość kosztów ponosi w tej walucie. Jednak notowania GDR-ów na jej akcje (certyfikatów stosowanych przy obrocie akcjami zamiast klasycznych akcji) są wyceniane w dolarze. Jeśli więc rubel się osłabia, to zyski spółki w przeliczeniu na dolary są mniej warte. To zaś wpływa na końcową wycenę, oczywiście negatywnie. Podobny problem dotyka większej liczby rosyjskich spółek, co w zestawieniu z gorszym zachowaniem cen surowców i brakiem reform strukturalnych rzutuje na obraz rosyjskiego rynku.
Globalna zawierucha uderzyła nie tylko w rubla, ale także we wspomnianą już walutę turecką. Czy widać symptomy zatrzymania tendencji spadkowej?
W ostatnim czasie lira nieco się ustabilizowała. Pod tym względem drastyczna podwyżka stóp procentowych przez turecki bank centralny chociaż częściowo przyniosła zamierzony skutek. We wtorek nastąpił jednak ciąg dalszy odkrytej jakiś czas temu afery korupcyjnej w tureckim rządzie. W wyniku ujawnienia taśm kompromitujących premiera Recepa Tayyipa Erdoğana waluta ponownie zaczęła się osłabiać.
Traciły także indeksy giełdy w Stambule.
Spadki na giełdzie w obliczu takich informacji są całkiem naturalne. Inwestorzy mierzą się bowiem z czynnikiem, który może istotnie zmienić układ sił na scenie politycznej, a w dalszej kolejności także wpłynąć na gospodarkę. Niezależnie od tego, czy nagranie z udziałem premiera Erdoğana jest autentyczne czy to tylko element gry politycznej przed marcowymi wyborami samorządowymi w Turcji, jedno wydaje się pewne – do momentu rozstrzygnięcia wyborów takich sytuacji może wydarzyć się więcej.
A czy po marcowych wyborach istnieją szanse na poprawę sentymentu?
Akcje spółek notowanych nad Bosforem są mocno przecenione i pod względem wycen prezentują się całkiem nieźle. Trudno jednak oczekiwać, że odbicie i przejście do trendu wzrostowego przybierze kształt litery „V”. „Udeptywanie dna” może trwać jeszcze parę miesięcy, a z uwagi na sytuację polityczną można spodziewać się podwyższonej zmienności.
Wróćmy do Polski. Mamy wyjątkowo łagodną zimę. Czy to dobrze dla firm i całej gospodarki?
Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi, bo aura panująca na zewnątrz jednym spółkom pomaga, innym nie. Ciepła zima zdecydowanie sprzyja branży budowlanej i deweloperskiej, ponieważ prace mogą być prowadzone w zasadzie bez przestojów, oraz producentom materiałów budowlanych. Z pewnością odetchną także miasta i gminy – z uwagi na mniejsze wydatki m.in. na odśnieżanie.
Zapewne jest też druga strona medalu…?
Owszem. Łagodna zima wpływa niekorzystnie m.in. na firmy operujące w branży handlu detalicznego. Kolekcja zimowa nie sprzedaje się zgodnie z oczekiwaniami, co zmusza niektóre spółki do wcześniejszych przecen i obniżek marży. Ciepła zima to także krótszy sezon grzewczy, co jest złą informacją dla dostawców gazu (PGNiG), węgla czy energii elektrycznej. Jednakże w przypadku spółek energetycznych poprawiająca się koniunktura gospodarcza i wzrost zapotrzebowania na energię ze strony przemysłu powinny zniwelować efekt niekorzystnej pogody. Biorąc jednak pod uwagę plusy i minusy, bilans ciepłej zimy jest raczej pozytywny dla spółek giełdowych.