Koniec centrolewicy? Partia Pracy straciła Szkocję (i część Anglii) niejako na własne życzenie

steen-jacobsen

Podczas szkockiego referendum powszechna była obawa, że odłączenie się Szkocji oznaczałoby utratę wszelkich szans na dojście do władzy przez laburzystów. Jednak po wczorajszych wyborach widać, że Partia Pracy straciła Szkocję (i część Anglii) niejako na własne życzenie.

Potwierdza to teorię, zgodnie z którą partie centrolewicowe na całym świecie nie są w stanie wiarygodnie zaprezentować się jako odpowiedź na nowy paradygmat ekonomiczny, który nazwałem „Nową Nicością”: zerowy wzrost, zerowa inflacja i zerowe nadzieje.

Teoretycznie to właśnie te ugrupowania powinny najwięcej skorzystać z obecnej sytuacji, ponieważ ich podstawowy elektorat – bezrobotni, przedstawiciele niższej klasy średniej i studenci – to główne ofiary kryzysu gospodarczego. Tymczasem Wielka Brytania podąża w ślad za Szwecją, Hiszpanią, Grecją, Nową Zelandią i Australią w kierunku systemu politycznego, w ramach którego centrolewicy wyjątkowo trudno będzie odzyskać władzę.

Demograficzne przeznaczenie

Analiza sytuacji po wyborach w Wielkiej Brytanii wskazuje, że Partia Pracy okazała się nie dość lewicowa dla Szkocji i zbyt lewicowa dla Anglii. Doświadczeni politycy i stratedzy dostrzegają również potrzebę ponownego zdefiniowania Partii Pracy w kontekście współczesnego społeczeństwa, w którym wszelkie modele biznesowe podważane są przez czynniki technologiczne i demograficzne.

Demograficzne – ponieważ społeczeństwo się starzeje, przez co rośnie obciążenie systemu opieki zdrowotnej, a wraz z nim podatki pozwalające na jego sfinansowanie; technologiczne – ponieważ ciągle powstają nowe, innowacyjne metody wpływania na status quo, a w efekcie stabilizacja wypierana jest przez niepewność.

Liberalni demokraci ponoszą konsekwencje

Najwyraźniej osoby głosujące zwykle na laburzystów musiały czuć się znacznie bezpieczniej przy Cameronie i torysach, niż zakładały to sondaże i stratedzy. Wynik wyborów nie jest jednak potwierdzeniem polityki koalicji. Liberalni demokraci są obecnie znacznie słabsi, niż byli przed wejściem na arenę polityczną w 1992 r.: uzyskali zaledwie siedem – SIEDEM! – mandatów.

Partia Liberalno-Demokratyczna zapłaciła wysoką cenę za brak reform i doprowadzenie gospodarki do katastrofalnego stanu; wydaje się, że na torysów głosowano również ze względu na współczucie. Elektorat głosował na partię Camerona, aby powstrzymać przerażający marsz Szkockiej Partii Narodowej, która według sondaży byłaby koalicjantem laburzystów.

Nie uważam, byśmy byli świadkami końca centrolewicy, jednak z pewnością jest to koniec pokolenia, które usiłowało udawać, że rozumie nowe warunki gospodarcze. Głównym wyzwaniem na najbliższe dwadzieścia lat będzie wypracowanie opartego na najlepszych brytyjskich wartościach modelu, który odchodziłby od nadmiernego uzależnienia od nieruchomości i finansów na rzecz gospodarki, w której szerszy przekrój lepiej wykształconego i bardziej sprawiedliwego społeczeństwa budowałby kapitał na bazie spółdzielczości, innowacyjności i inwestowania w technologie, które mogłyby zastąpić przestarzałe sposoby myślenia i metody działania.

Już za dziesięć lat zabraknie nam rąk do pracy; mniej ludzi będzie płacić za pracę rosnącej liczby ludzi, a równocześnie wzrośnie ciężar integracji i zachowania odpowiedniej równowagi pomiędzy poszanowaniem praw człowieka a kwestią zapewnienia bezpieczeństwa z wykorzystaniem nowych technologii. Przede wszystkim jednak brakuje nam młodych ludzi, kobiet i racjonalizatorów, którzy postrzegaliby ten nowy etap jako szansę na poprawę warunków, a nie jako możliwość zaniechania reform.

Wielka Brytania i Europa

Jak na ironię, wybory w Wielkiej Brytanii stanowiły równocześnie apel o zredefiniowanie roli polityków i o przeprowadzenie pewnej liczby mało odczuwalnych reform, jednak dla centrolewicy lekkie wstrząsy tektoniczne przerodziły się w istne trzęsienie ziemi. Uważam, że jest to zjawisko pozytywne, ponieważ potrzeba nam szerokiego i przejrzystego spektrum politycznego.

Abstrahując od analiz politycznych, zarówno liderzy UE, jak i rynki finansowe powinny uważnie śledzić rozwój sytuacji.

Wydaje się, że premier Cameron dotrzyma obietnicy i najpóźniej w 2017 r. ogłosi referendum w sprawie UE. Niechęć Brytyjczyków do UE jest nadal silna, jednak Cameron może obecnie oczekiwać wyrozumiałości ze strony kolegów z partii, biorąc pod uwagę tak nieoczekiwane zwycięstwo.

Jestem przekonany, że Cameron uważa za swój obowiązek zabezpieczenie roli Wielkiej Brytanii w Europie, jednak każdy, kto mieszkał w Zjednoczonym Królestwie wie, że wystarczy jeden gorszy dzień (na przykład taki jak w ubiegły weekend, kiedy to Manchester United przegrał mecz), aby niezależnie myślący Brytyjczyk znienacka powiedział Unii „nie, dziękuję” – a kochać Unię jest coraz trudniej.

Co z funtem?

Kiedy tylko torysi odzyskają poczucie rzeczywistości po zwycięstwie, przewiduję, że odbije się to negatywnie na rentowności brytyjskich obligacji rządowych i na kursie GBP. Wielka Brytania pozostaje zasadniczo niezreformowana, a Cameron złożył już wiele kosztownych obietnic, aby pokonać Partię Pracy – jeżeli ich dotrzyma, oznaczać to będzie większy deficyt budżetowy i deficyt na rachunku bieżącym, przy czym otoczenie makroekonomiczne moim zdaniem będzie szczególnie niekorzystne dla zadłużonych krajów.

Wielka Brytania i Cameron korzystali z coraz niższych stóp procentowych i inflacji (ponieważ niska inflacja powoduje wzrost realnego PKB za pośrednictwem deflatora). W drugiej połowie 2015 r. rentowności obligacji wzrosną jednak o co najmniej 100 punktów bazowych.

W poniedziałek sprzedaję brytyjskie obligacje rządowe i do końca roku otwieram długoterminowe krótkie pozycje w GBP i długie w AUD. Cameron wygrał bitwę, ale przegra wojnę z recesją, ponieważ jego rząd już wkrótce zda sobie sprawę z tego, jak kosztowne będzie opodatkowanie brytyjskiego sektora bankowego.

Kiedy rozmawiam z inwestorami na całym świecie, coraz częściej dawny obraz Wielkiej Brytanii jako „bezpiecznej przystani” i „państwa prawa”, niezależności i korzyści podatkowych wypierany jest przez pytanie, w jaki sposób Zjednoczone Królestwo może sobie pozwolić na odwlekanie reform. Na razie wydaje się, że dano sygnał do zwiększenia opodatkowania i liczby obietnic – czyli dokładnie do tego, co spowodowało klęskę laburzystów.

Steen Jakobsen, Saxo Bank

saxo bank