Historia nowego systemu płatności na polskich drogach rozpoczyna się od nieefektywnych działań państwowych. Najpierw ogłoszony przez państwo przetarg na nowy system nie zakończył się sukcesem. Następnie Główny Inspektorat Transportu Drogowego miał stworzyć ten system od zera, co także się nie udało. W końcu projekt znalazł się w Krajowej Administracji Skarbowej. Dotychczas system drogowych płatności był szczelny i przynosił rocznie ok. 2 mld zł przychodu, który był przeznaczany w całości na utrzymanie dróg. Dzisiaj z nieoficjalnych informacji wynika, że wpływy za 2021 r. będą o ok. 40% mniejsze. Oficjalnie Krajowa Administracja Skarbowa uzasadnia niższy przychód m.in. promocjami zachęcającymi kierowców do przeniesienia się do nowego systemu oraz fazą testową i w związku z tym brakiem kar.
– Trzeba jasno powiedzieć, że ten system dla kierowców samochodów ciężarowych póki co nie działa – powiedział serwisowi eNewsroom Adrian Furgalski, prezes Zespołu Doradców Gospodarczych TOR. – Aplikacja jest złym rozwiązaniem pod względem bezpieczeństwa, gdyż wymaga ciągłej uwagi. Jest to niebezpieczne, a także niezgodne z przepisami – kierowca nie powinien używać telefonu w trakcie jazdy. Od 1 grudnia bramki mają zostać podniesione, więc kierowcy będą musieli wyposażyć się w jakiś nowy system płatności. Polska jest jedynym krajem na świecie, który dla samochodów osobowych wprowadza aplikację pozwalającą ciągle namierzać lokalizację pojazdu. Na szczęście będzie można korzystać z przynajmniej jednej innej aplikacji umożliwiającej płatności na autostradach. Aplikacje dostępne na rynku nie są tak skomplikowane i nieprzyjazne, jak aplikacja państwowa. Bez dostępu do alternatywnych form płatności Polacy byliby niejako zmuszeni do korzystania z aplikacji państwowej, która rodzi obawy ze względu na możliwość śledzenia przemieszczania się osoby – zaznacza Furgalski.