W czerwcu tego roku amerykańscy politycy przeprowadzili swoją ulubioną grę w podnoszenie limitu zadłużenia USA. Przez ostatnich 40 lat pułap zadłużenia był w USA podnoszony aż 45 razy i oczywiście zawsze kończyło się to tak jak i tym razem.
Czasem tylko był to bardziej dramatyczny odcinek tego serialu, jak na przykład w 2011 roku, kiedy to agencja ratingowa Standard & Poor’s zdobyła się na bezprecedensowy ruch i obniżyła rating USA. Tym razem tylko chińska agencja (China Chengxin International Credit Rating) odważyła się zrobić to samo, co oczywiście nie miało żadnego wpływu na zachowanie rynków.
Rozmowy prowadzone między prezydentem Joe Bidenem i spikerem (Republikanie mają większość) Izby Reprezentantów Kevinem McCarthy’m doprowadziły do zawieszenia limitu zadłużenia (czyli de facto na zezwoleniu na jego zwiększenie) do stycznia 2025 roku, czyli do czasu po wyborach prezydenckich i do Kongresu (listopad 2024 r.). Rynki finansowe wiedziały jak to się skończy, ale oczekiwano większego dramatyzmu, ponieważ frakcja „trumpistów” w Kongresie sprzeciwiała się porozumieniu, bo Donald Trump ich do tego zachęcał.
Dość dziwne dla bystrych obserwatorów mogło być to, że jednocześnie ograniczone zostały tym porozumieniem wydatki federalne na dwa kolejne lata budżetowe (w USA rok budżetowy rozpoczyna się 1. października) – taki był warunek Republikanów konieczny dla osiągnięcia dwupartyjnej zgody potrzebnej do podjęcia decyzji o zawieszeniu limitu zadłużenia. Inaczej mówiąc w 2024 roku rząd federalny nie będzie mógł pomóc prezydentowi Bidenowi i Demokratom w wyborach. To chyba nieliczny przypadek, kiedy to rząd w roku wyborczym ogranicza wydatki. W Polsce to by się wydarzyć nie mogło. Dziwić mogło to, że w Izbie Reprezentantów za porozumieniem głosowało więcej Demokratów niż Republikanów. Obawiam się, że Demokraci będą mieli w wyborach przyszłego roku zdecydowanie „pod górę”.
W dniu osiągnięcia porozumienia, czyli na początku czerwca, zadłużenie USA wynosiło 31,4 biliona dolarów (naszego biliona, nie amerykańskiego), czyli mniej więcej 40-letni PKB Polski. Dług w stosunku do amerykańskiego PKB wynosił wtedy 129 proc.. Przypominam, że w Polsce Eurostat informuje o zadłużeniu nieznacznie poniżej 50. procent.
Dlaczego Stany Zjednoczone mogą się tak zadłużać i nie upadają jak na przykład Grecja (171 proc. długu do PKB), która bez pomocy Eurolandu byłaby już dawno bankrutem? Oczywiście dlatego, że są emitentem globalnego wehikułu finansowego, czyli dolara. Proces dedolaryzacji (odchodzenie od handlu w dolarze) powoli postępuje, a głównym jego promotorem są oczywiście Chiny, ale na razie nikogo to nie niepokoi. Zaczniemy się tym martwić zapewne za 10-20 lat.
Wydawałoby się, że temat jest zamknięty i nie ma o czym mówić, ale to nie jest prawda. Rząd federalny będzie musiał w najbliższych miesiącach zdobyć około 1 bilion dolarów, a to spowoduje wyssanie z rynków płynności. Niektórzy ekonomiści twierdzą, że jest to ekwiwalent podwyżki stóp o 25 pb. Również ograniczenie wydatków federalnych działa tak jak podwyżka stóp (też o 25 pb). Nie będę się więc dziwił, jeśli 14 czerwca FOMC (Federalny Komitet Otwartego Rynku) zawiesi cykl podwyżek stóp procentowych (obecnie 5,00 – 5,25%). Zawiesi, a nie zakończy, bo Jerome Powella, szefa Fed podczas swojej konferencji najpewniej będzie groził wznowieniem cyklu podwyżek już w lipcu.
Piotr Kuczyński, Członek Towarzystwa Ekonomistów Polskich, DI Xelion