GUS: polskie firmy nie są innowacyjne. Przedsiębiorcy: potrzebujemy ulg i wiedzy

Piotr Prajsnar, CEO Cloud Technologies S.A.
Piotr Prajsnar, CEO Cloud Technologies S.A.

Dane GUS mówią jasno: nakłady na działalność badawczo – rozwojową spadły po raz pierwszy od lat i wyniosły zaledwie 1% PKB. Tymczasem przedsiębiorcy odbijają piłeczkę: moglibyśmy być znacznie wyżej w statystykach. Potrzebne są ulgi podatkowe, dostęp do praktycznej wiedzy i odwaga.

17943 mln zł – tyle według najnowszych statystyk GUS wyniosły nakłady na działalność badawczo-rozwojową w 2016 roku (GUS podaje wyniki z rocznym opóźnieniem). Oznacza to spadek o 0,7%. Zmniejszyła się też intensywność prac B+R (R&D), czyli udział nakładów wewnętrznych na badania i prace rozwojowe. Wyniosła ona 0,97% wobec 1% w 2015 r.

Różnice są niewielkie, jednak nie sposób nie zauważyć zmiany na gorsze. Tym bardziej, że na przestrzeni ostatnich 4 lat z rzędu statystyki poprawiały się z roku na rok. W 2012 r. nakłady na R&D wyniosły 12353 mln zł, w 2015 r. 16168 mln zł, a rok później już 18061 mln. Podobnie rosła relacja wydatków na B+R do PKB: z 0,88% w 2012 r. do 1% w 2015 r.  Co więcej, z raportu Global Innovation Index 2017 wynika, że Polska była światowym liderem pod względem dynamiki wzrostu wydatków na badani i rozwój w latach 2008-2015. Skąd więc ta nagła i dość nieoczekiwana zmiana?

W urzędniczych kleszczach

Grzegorz Żmijewski, członek zarządu Cardio Technology, firmy, która pracuje nad nową terapią leczenia glejaka, zwraca uwagę na to, że dane wcale nie muszą odzwierciedlać rzeczywistości, bo przedsiębiorcom – zwyczajnie – nie chce się wypełniać urzędowych druków.

– Dane GUS bazują na wypełnionych i dostarczonych w terminie formularzy PNT-01. Proszę zwrócić uwagę, że jest to 18-stronnicowy dokument, z którego 10 stron stanowią wytyczne jak go wypełnić. Naprawdę, jak się do jego wypełniania siada, to już na drugiej stronie chce się tę pracę porzucić. Przy trzeciej stronie zaczyna się rozmowa z samym sobą: „właściwie po co ja to robię?”, „to jest bez sensu?”, „kto to wymyślił?”, a na czwartej stronie myśli kierują się w stronę: „skoro w zeszłym roku tego nie wypełniłem, to może nie ma potrzeby…”, „w zeszłym roku wpisałem same zera i było ok, to może w tym wypełnię tak samo”… Finał wypełniania tego urzędniczego potworka jest taki, że albo odsyła się go pustego, albo z zerami. Inaczej jest w przypadku przedsiębiorstw państwowych. Wtedy trzeba – przekonuje Żmijewski.

Przedstawiciel Cardio Technology nie jest w tej opinii odosobniony. Piotr Prajsnar, CEO Cloud Technologies, specjalizującej się w Big Data marketingu i notowanej na GPW spółki, zwraca uwagę, że wydatki na badania i rozwój nie zawsze jest łatwo sprecyzować. Dlatego trudno jest prowadzić wiarygodne statystyki.

– Prace badawczo-rozwojowe są stałym elementem wpisanym w nasze działania. Nasi programiści dużą część swojego czasu poświęcają na szukanie nowych rozwiązań oraz ulepszanie już istniejących produktów.  Trudno jednak prowadzić wiarygodną statystykę, kiedy często firmy nie zgłaszają prac mieszczących się w kategorii B+R, by np. nie marnować czasu na tzw. papierkową pracę. Taka sytuacja może się pojawiać szczególnie w przypadku małych i średnich firm, które nie mają rozbudowanych struktur administracyjnych – tłumaczy Prajsnar.

Z praktycznego punktu widzenia, aby uzyskać wiarygodne wyniki dotyczące nakładów na działalność badawczo-rozwojową, firmy powinny bardzo ściśle raportować czas pracy z dokładnym – godzinowym – określeniem charakteru wykonywanych działań. Takich inicjatyw podejmuje jednak zaledwie garstka firm. Dodatkowym utrudnieniem w pozyskaniu wiarygodnych liczb jest fakt, że przedsiębiorcy nie mają żadnego interesu w tym, by rzetelnie podchodzić do wypełniania danych, bo nie otrzymują nic w zamian. Poza tym, wygodniej jest firmom podnieść się ze stanu „zero” w momencie, gdy pojawi się dofinansowanie na inwestycje w działalność B+R.

Przedsiębiorcy zwracają uwagę, że statystyki nie dają pełnego obrazu innowacyjności w Polsce. – Należy pamiętać, że nie można wrzucać wszystkich do jednego worka. Startupy. takie jak my przeznaczają na działalność badawczo-rozwojową 50-70% swojego budżetu. W R&D inwestują też korporacje. Przykładem może być tutaj np. Procter & Gamble, firma, która aktywnie poszukuje wsparcia w obszarze badań i rozwoju – w tym ze strony startupów. Oczywiście, tego typu organizacji jest znacznie mniej – zwraca uwagę Wojciech Stramski, CEO Lab4Motion, firmy, która opracowała innowacyjne narzędzia wykorzystujące sztuczną inteligencję do rozpoznania produktów na półkach oraz analizy wideo ruchu konsumentów w placówkach handlowych.

Co hamuje inwestycje w B+R

W przypadku inwestycji w B+R wskaźniki są prawdopodobnie lepsze niż wynikałoby to ze statystyk GUS. Niemniej, do liderów, np. Korei Południowej, wciąż sporo nam brakuje. Niewiele jest polskich firm, które zawojowały zagraniczne rynki swoimi innowacyjnymi rozwiązaniami. Również zachodnie statystyki nie pozostawiają złudzeń – mamy jeszcze wiele do nadrobienia.

W rankingu Global Innovation Index Polska zajmuje 38 miejsce na 127 miejsc. Wyprzedzają nas Czesi, Słowacy, Litwini czy Estończycy.  Nie lepiej jest w European Innovation Scoreboard. W rankingu najbardziej innowacyjnych państwa świata Polska zajmuje 22 pozycję na 50 notowanych państw. Najgorzej wypadamy pod względem procentowego udziału wydatków na badania i rozwój w produkcie krajowym brutto, wydajności pracy i liczby osób zaangażowanych w prace badawczo-rozwojowe w całej populacji. W tych 3 kategoriach zajęliśmy 35 miejsce. Zdaniem Wojciecha Stramskiego z Lab4Motion wynika to m.in. z różnic w perspektywach, jakie mają inżynierowie i naukowcy w Polsce, Zachodniej Europie czy Stanach Zjednoczonych. – Najczęściej to właśnie tam są oni w stanie zapewnić sobie nie tylko znacznie wyższe zarobki, ale także udział w bardzo atrakcyjnych projektach badawczych. Dlatego postanawiają poprowadzić swoją karierę z dala od Polski. Naturalnym efektem tego zjawiska jest niedostatek profesjonalistów zdolnych do realizacji zaawansowanych projektów R&D – uważa Stramski.

Zdaniem Joanny Wcisło, Chief Commercial Officera w Stanusch Technologies, firmie specjalizującej się w tworzeniu rozwiązań z wykorzystaniem sztucznej inteligencji, w tym m.in. chatbotów, niższe niż na Zachodzie inwestycje w B+R wynikają m.in. z braku odpowiedniej kultury organizacyjnej, ale też i braku odwagi – Z moich obserwacji i doświadczeń wynika, że jest to przede wszystkim efekt braku wiedzy, że możliwości dofinansowania prac rozwojowych w ogóle istnieją. To także, a może nawet przede wszystkim, efekt deficytu kultury organizacyjnej, która wspierałaby innowacje i poszukiwanie nowych rozwiązań. Niewielkie nakłady na działalność R&D wynikają także z zachowawczości biznesowej, braku odwagi do podejmowania ryzyka i popełniania błędów. Wierzę jednak w to, że pod tym względem powoli rynek będzie się zmieniał na lepsze. Niejako zostaniemy do tego zmuszeni ze względu na rosnące potrzeby klientów, wysyp startupów i innowacyjnych technologii oraz szybko postępujący proces digitalizacji – zwraca uwagę Joanna Wcisło.

Jednym z najskuteczniejszych hamulców inwestycji w działania badawczo – rozwojowe są też tzw. scentralizowane budżety. Znaczną część polskiej gospodarki stanowią lokalne oddziały globalnych korporacji, które są w pełni uzależnione od swoich centrali w kwestiach alokacji wydatków. – Oznacza to, że nawet jeśli polski oddział danej międzynarodowej struktury dostrzega duży potencjał w danej inwestycji w B+R, nie może sam podjąć żadnych działań bez zgody globalnego zarządu przedsiębiorstwa. Poza tym konkuruje on z innymi europejskimi oddziałami, gdzie uwarunkowania gospodarcze są bardziej atrakcyjne i powodują, że środki na badania i rozwój alokowane są właśnie tam – zwraca uwagę Wojciech Stramski z Lab4Motion.

Quo Vadis Polsko?

Co pomogłoby w zwiększeniu nakładów na innowacje? Zdaniem przedsiębiorców jednym z najważniejszych czynników jest większe wsparcie ze strony państwa.  Mimo, że rozliczając ten rok podatkowy można odpisać 100 proc. kosztów kwalifikowanych do ulgi B+R, to jest to zbyt mała zachęta do podejmowania prac i inwestycji w innowacje. Jak wynika z badań przeprowadzonych przez firmę Ayming Polska, w tym roku zaledwie 45% ankietowanych firm zamierza inwestować w działalność badawczo – rozwojową. Nie bez powodu.

Spółki powinny mieć motywację do działań w obszarze R&D, to oznacza wymierne ulgi podatkowe. –  Proszę pamiętać, że np. spółka Cardio Technology wydaje r/r ok 1 mln zł na B+R, a jeśli stworzenie naszego produktu zakończy się sukcesem, to zyski będą na poziomie stukrotności poniesionych wydatków. Zatem ulga w postaci np. 130% kosztów uzyskania przychodów nie jest dla nas żadnym motywatorem – tłumaczy Grzegorz Żmijewski z Cardio Technology. Jego zdaniem zauważylibyśmy rozkwit innowacyjności wtedym, gdyby np. została wprowadzona 90% ulga na ZUS, o 90% obniżono by koszty ponoszone na wnioski patentowe (krajowe i europejskie) i wprowadzono instytucję darmowego rzecznika patentowego. Spółki powinny mieć też systemy monitorujące czas pracy pracowników – a tym samym małe granty lub ulgi wynikające z wdrożenia tego oprogramowania.

Istnieje także duża potrzeba merytorycznego wsparcia. Problemem jest też to, że choć w naszym kraju nie brakuje przedsiębiorstw, w tym zwłaszcza startupów, które budują ciekawe, nowatorskie rozwiązania, to często są one tworzone przez młodych innowatorów, nieposiadających biznesowego doświadczenia. Nie potrafią oni do stworzonej technologii dobudować niezbędnych struktur sprzedaży, które potrafiłyby przekonać międzynarodowe korporacje do wdrożenia produktu, później poprowadzić projekt wdrożeniowy z sukcesem i jeszcze stworzyć infrastrukturę wspierającą technologię po jej implementacji.

Widzę tutaj dużą rolę dla funduszy.  Poza finansowaniem powinny one zapewnić dodatkowe wsparcie w budowaniu struktur sprzedaży, strategii „go-to-market” i aktywnie współpracować z pomysłodawcami np. doklejając doświadczonych sprzedawców, którzy na swoim koncie mają już niejedne „succes story” w sprzedawaniu nowych technologii dla globalnego biznesuzwraca uwagę Wojciech Stramski z Lab4Motion. Jego zdaniem wiele też tracimy przez nieskuteczny marketing i słabą międzynarodową promocję opracowywanych w naszym kraju rozwiązań. Zmienia się to jednak na lepsze. Dobrym przykładem mogą być startupy specjalizujące się w sztucznej inteligencji, które sprzedają się dziś jak „świeże bułeczki”. Wynika to z tego, że myślą biznesowo i tworzą produkty atrakcyjne z punktu widzenia korporacji – Po prostu grzech ich nie kupić. Korzyści jakie daje dziś sztuczna inteligencja są przeogromne. Firmy, które nie przegapią tych możliwości i będą inwestować w działania B+R w tym obszarze, mają szansę stać się globalnymi markami a sztuczna inteligencja naszym znakiem rozpoznawczym – przekonuje Wojciech Stramski.