Polskie firmy boją się zmian kursowych, ale niechętnie korzystają z zabezpieczeń przed ryzykiem walutowym

Radosław Jarema

CEO Magazyn Polska

40 proc. małych i średnich polskich firm handlujących z zagranicą nie zabezpiecza się przed ryzykiem kursowym, a niemal połowa osób zarządzających tymi przedsiębiorstwami w ogóle nie słyszała o takich możliwościach – wynika z badania firmy Akcenta. Jednocześnie co trzecia firma z sektora MŚP twierdzi, że zmiany kursów walut są największym niebezpieczeństwem dla jej biznesu. Powodem niechęci do zabezpieczeń walutowych jest niewiedza przedsiębiorców i obawa przed dużymi kosztami takich transakcji.

 To jest szczególnie zaskakujące, że firmy jeszcze o tej możliwości nie wiedzą. Myślą, że zabezpieczenie się przed ryzykiem kursowym jest zarezerwowane wyłącznie dla dużych firm, klientów korporacyjnych i banków – mówi Radosław Jarema, dyrektor zarządzający firmy Akcenta w Polsce.

Nawet w grupie firm, które stosują jakieś zabezpieczenia (37,6 proc. wszystkich firm objętych badaniem), aż 38,8 proc. nie potrafiło wskazać, w jaki konkretny sposób to robi. A co piąta z tych, które nie stosują żadnych ochron walutowych, twierdzi, że jest to zbyt drogie.

 Z badania wynika, że 20 proc. firm się nie zabezpiecza, myśląc, że koszty tego zabezpieczenia będą bardzo duże, a w naszym przypadku tego typu transakcje są darmowe, klienta to nic nie kosztuje. Jedyny wkład początkowy, jaki klient ponosi, to jest zabezpieczenie rzędu 2–10 proc. kwoty transakcji, ale jest to wliczane do kwoty transakcji, więc klient nie może tych środków stracić – twierdzi Jarema Ogólnym powodem niechęci do zabezpieczeń, co pokazuje raport, jest jednak niedoinformowanie klientów o tym, że mogą zawrzeć transakcje inne niż transakcje spot, niż transakcje natychmiastowe. Klienci o tych możliwościach nie wiedzą.

Dlatego najpopularniejszą – bo najprostszą – formą ochrony przed niekorzystną zmianą kursów jest ubezpieczenie – stosuje je 26,5 procent zabezpieczających się firm. Na drugim miejscu są transakcje terminowe – produkty nieco bardziej skomplikowane w swojej konstrukcji, ale w praktyce proste dla klienta, jak zapewnia Jarema. Polegają one na tym, że w chwili zawarcia kontraktu przedsiębiorca podpisuje umowę, zgodnie z którą w dniu realizacji kontraktu firma zabezpieczająca gwarantuje sprzedaż lub kupno waluty z tego kontraktu po z góry ustalonym kursie.

 Jeżeli ustali z nami, że euro sprzeda nam po 4,20 zł, to za 100 tys. euro dostanie 420 tys. złotych bez względu na to, jaki będzie aktualny kurs rynkowy – tłumaczy Jarema. – Czyli forward czy transakcje terminowe to nie jest narzędzie do spekulacji, do zwiększenia zysku, ale jest to narzędzie do spokojnego snu, do zabezpieczenia marży, którą sobie przedsiębiorca z góry założył.

Badania Akcenty przeprowadzono w grupie ponad 200 małych i średnich polskich przedsiębiorstw, zajmujących się eksportem i importem.