GPW pracuje nad nowymi dobrymi praktykami spółek giełdowych. Obecnie są zbyt rygorystyczne

rp_abe032e95d_1160307329-rozlucki-praktyki.png

Giełda Papierów Wartościowych chce zmienić „Dobre praktyki spółek notowanych na GPW”. Dokument reguluje zasady ładu korporacyjnego w spółkach notowanych na warszawskim parkiecie. Jak podkreśla Wiesław Rozłucki, prezes Rady Giełdy, niektóre zawarte w nim zapisy mają charakter życzeniowy: są zbyt rygorystyczne i trudne do zrealizowania.

 – W niektórych przypadkach poprzeczka została przez dokument o dobrych praktykach postawiona zbyt wysoko – twierdzi Wiesław Rozłucki, prezes Rady Giełdy w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes. – Przykładem może być obowiązek transmisji walnego zgromadzenia czy publikowania raportów w języku angielskim. Gdy były one wprowadzane kilka lat temu, już wtedy uważałem, że są to nadmierne oczekiwania w stosunku do spółek giełdowych. I rzeczywistość potwierdziła moje obawy – przekonuje Rozłucki.

Pierwszy dokument dotyczący ładu korporacyjnego spółek na polskiej giełdzie „Dobre praktyki w spółkach publicznych” został uchwalony w 2002 r. przez Komitet Dobrych Praktyk, złożony z reprezentantów różnych związanych z rynkiem kapitałowym środowisk. 4 lipca 2007 r. Rada Nadzorcza Giełdy Papierów Wartościowych uchwaliła nowe zasady corporate governance w dokumencie „Dobre praktyki spółek notowanych na GPW”. Zmiany do dobrych praktyk wprowadzono w 2011 r.

14 stycznia br. GPW poinformowała o rozpoczęciu prac mających na celu kolejne przekształcenia w dokumencie dotyczącym zasad ładu korporacyjnego polskich spółek giełdowych. W internecie dostępne są ankiety dla inwestorów i emitentów dotyczące ich opinii na temat dobrych praktyk i kierunku przyszłych zmian.

Zdaniem Rozłuckiego tzw. dobre praktyki powinny być bardziej przyjazne spółkom giełdowym.

 – Powinny być ustanowione na poziomie wyższym od standardu, ale jednak nieprzekraczającym możliwości przeciętnej spółki –  twierdzi szef Rady Giełdy. – Chciałbym, żeby w obecnych pracach respektowano tę zasadę.

Jak podkreśla, ważne jest doprecyzowanie, co rozumie się pod pojęciem niezależnego członka rady nadzorczej.

 – Moim zdaniem trafna jest definicja autorstwa Komisji Europejskiej – mówi Rozłucki. – Polskie pojęcie członka niezależnego, zawarte w ustawie o rewidentach, jest inne i to wprowadza zamieszanie. To są dwie różne definicje i spółki mają z tym problem. Uważam, że instytucja niezależnego członka rady nadzorczej jest bardzo potrzebna. To kwestia, która od wielu lat nie znajduje dobrego rozwiązania.